Iwo Ledure SCJ
Pozostawiam wam najcenniejszy ze skarbów
To jest Najświętsze Serce Jezusa
Bóg nie ma co czynić z naszą mądrością i naszymi dziełami
Jeśli nie posiada naszego serca Leon Dehon
Zostawiam wam skarb najwspanialszy, Serce Jezusa. Należy Ono do wszystkich, lecz posiada szczególną czułość dla księży, którzy są Mu poświęceni, którzy są oddani Jego czci, Jego miłości, wynagrodzeniu o jakie prosił, byle tylko pozostali wierni temu powołaniu. Leon Dehon
Życie Leona Dehona rozciąga się na wiek XIX i XX, na obydwa wieki, jakie doznały wielkich wstrząsów społeczno-politycznych i ogromnego rozwoju kulturalnego. Kościół w tym czasie czuje się zmuszony do bolesnego patrzenia jakby na koniec chrześcijanizmu. Będzie On nadto potykał się w przyszłości ze społeczeństwem naznaczonym laicyzmem i zeświecczeniem.
Urodził się on 14 marca 1843 w La Capelle (Aisne) a umarł 12 sierpnia 1925 w Brukseli. Pochodząc z rodziny zamożnych właścicieli ziemskich, otrzymuje wychowanie daleko posunięte i zróżnicowane: szkoły, uniwersytety i liczne podróże zagraniczne. Ojciec jego przeciwny jest jego powołaniu kapłańskiemu, jakie przejawia od młodości. W oczekiwaniu na pełnoletniość, Leon podejmuje studia prawnicze, jakie ukończy doktoratem w roku 1864. W roku następnym wstępuje do francuskiego Seminarium w Rzymie, gdzie pozostaje aż do roku 1871, uzyskując trzy nowe doktoraty z filozofii, teologii i prawa kanonicznego. Wyświęcony na kapłana w dniu 19 grudnia 1868, będzie stenografem na Soborze Watykańskim I. W listopadzie 1871 zostaje mianowany wikariuszem w Saint-Quentin. Dostrzegając braki w duszpasterstwie parafialnym owej epoki i oceniając miarę spustoszeń jakich dokonywało ślepe uprzemysłowienie, wikariusz rzuca się natychmiast w dzieła wychowania młodzieży i dorosłych. W roku 1877 decyduje się założyć Zgromadzenie zakonne, Księży Najświętszego Serca Jezusowego, pod osłoną wielkiego kolegium Świętego Jana w Saint-Quentin.
Zaczyna odtąd życie bardzo wypełnione pracą. Po części oddaje się pracy w kolegium, jakim kieruje aż do roku 1893, oraz swemu rodzącemu się Zgromadzeniu, jakie nie uniknie pewnych nieprawidłowości, jakie spowodują jego zniesienie przez Rzym w latach 1883 -1884. Uczestniczy nadto jako głównodowodzący w przemianach kończącego się wieku. Wobec walki przeciw Kościołowi, ogłasza postawę otwarcia i zmian w Kościele. Wraz z tymi, których historia nazwie „Księżmi demokratami”, Dehon stara się przez posiedzenia, konferencje i pisma uwrażliwić księży i osoby świeckie na sprawy społeczne. Od roku 1889 wydaje przegląd o znaczącym nakładzie: Królestwo Serca Jezusowego w duszach i społeczeństwach. Jest to jakby inicjatywa zapowiadająca dla encykliki Rerum Novarum (1891) Leona XIII, na temat warunków świata pracy. Dehon stanie się natychmiast dla tej encykliki uznanym i słuchanym komentatorem.
W skutek praw z lat 1904 – 1905 o wypędzeniu zakonników i rozdziału Kościoła od Państwa, prawnik, jakim jest Dehon, poświęca swe siły by ocalić to co można ze swego młodego Zgromadzenia, które w międzyczasie przeszczepił na zewnątrz aż do Brazylii i Konga. Pozostając niemal samotnie w Saint-Quentin pisze ważne dzieło duchowne, odnoszące się do tajemnicy Serca Jezusowego. Wojna lat 1914 – 1918 zastanie go tam i oddzieli od wspólnoty swego Zgromadzenia, względem której usiłował będzie począwszy od roku 1919 przywrócić jej jedność.
Umiera 12 sierpnia 1925 w Brukseli. Jego Zgromadzenie liczy wówczas 750 członków.. Mgr Binet, biskup Laon i Soissons, w swej mowie pogrzebowej w Saint-Quentin powie: Stronica wielkiej historii zakonnej zakończyła się co dopiero; wypadło pióro z niezmordowanych rąk tego, który pisał przez lat 60.
Myśl i dzieło Leona Dehona mają na sobie znamiona podwójnego ruchu. Podczas swego seminarium w Rzymie, wychowywany był w duchowości Szkoły francuskiej siedemnastego wieku, kładącej nacisk na zjednoczenie z Bogiem w Chrystusie. Dehon będzie przez cały ciąg swego życia przepojony tym wymogiem życia wewnętrznego, którego ostatecznym celem jest upodobnienie się do Tego, z Którym jest się zjednoczonym. Z tej racji kapłan, jakim był Leon Dehon, starał się będzie całe swe życie być zgodnie z wyrażeniem Berulle’a, „drugim Chrystusem”. To naśladowanie Pana żniwa, będzie dla niego pierwszym warunkiem płodności apostolskiej.
Drugie znamię ma swe źródło w nabożeństwie do Serca Jezusowego, którego pierwsze podstawy otrzymał od swej matki. Nabożeństwo to, przeniknięte mocno posłannictwem Małgorzaty Marii Alacoque, wizytki wizjonerki z Paray-le-Monial, jest wszechobecne w Kościele w XIX wieku. Stanie się ono stopniowo jakby środkiem ciężkości w przeżyciu duchownym Dehona, a który zechce z niego uczynić siłę napędową zgromadzenia, jakie zadecyduje założyć w roku 1877.
Obydwa te prądy wzajemnie się przenikają i wzbogacają, by doprowadzić na koniec u założyciela do słabej syntezy jego życia. Pójdziemy za nią krok po kroku, by zakosztować jej słodyczy i oryginalności. Ta siła napędowa jest do głębi chrystologiczna, ze swą prawdą centralną o miłości Bożej, miłości Boga, którego obrazem jest Chrystus poprzez symbolikę swego Serca, otwartego na krzyżu Golgoty, prawdziwy punkt ogniskowy ludzkiego cierpienia.
Chrystologia zranionego Serca zachęci Leona Dehona, by być uważnym na warunki życia ludzi jemu współczesnych, szczególniej tych, których rodzący się przemysł wyzyskuje i upokarza w ich godności. Nabiera przekonania wraz z kilku „księżmi demokratami”, nieco wbrew potocznemu myśleniu swego kościoła, że aby mówić o miłości Bożej, trzeba najprzód domagać się sprawiedliwości społecznej. Bo postawa dzieci Bożych, domaga się godności ludzkiej.
To dziwne skrzyżowanie się sprawiedliwości i miłości, jest w stanie zrodzić duchowość stosowną dla czasów współczesnych, jeśli pozostanie uważne na warunki życia ludzi, mających być ewangelizowanymi.
Wypłyń na głębię
Sobór powszechny zajął mi w tym roku połowę mego czasu. Było to z pewnym opóźnieniem dla moich studiów, ale z drugiej strony jaki wspaniały okres zbiorów dla mych różnorodnych znajomości. Dotykałem palcem życia Kościoła i zdobyłem w ciągu jednego roku więcej doświadczenia, niż mógłbym je zdobyć w dziesięciu latach normalnej mojej pracy. (NHV VIII, 55)
To się nazywa wejściem do Kościoła przez wielką bramę: sobór. Wyświęcony na kapłana w grudniu 1868 roku, Leon Dehon uczestniczy jako stenograf na Soborze Watykańskim I, jaki zostaje otwarty 8 grudnia 1869r. Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju dla młodzieńca mającego lat 26, a który wiele poświęcił w ofierze, by zrealizować swoje powołanie kapłańskie. Musiał sprzeciwić się woli swojego ojca, zrezygnować z obiecującej kariery. Od razu młody kapłan wchodzi do Kościoła tego świata, gdzie zamieszkują wspólnie najróżnorodniejsze kultury, odczucia, spojrzenia teologiczne. Zlepek cienia i światła, wielkości i słabości, jakie są dla Leona Dehona „nowym objawieniem się Naszego Pana, nauczającego przez swego Ducha. (NQ 4 grudnia 1869)
Od grudnia 1869 do lipca 1870 będzie mógł czuć puls Kościoła zgodnego z rytmem swej powszechności. Krzyżować się będą zdania odpowiedzialnych za Kościół zależnie od osobistości bardzo różnorodnych, a mimo to ożywionych wszystkich tym samym duchem płynącym z tej samej wiary. Wśród prawie 900 uczestników Soboru Watykańskiego I, odkrywa żyjące oblicze Kościoła, jakie zostanie w nim utrwalone głęboko: Kościoła którego posłannictwem jest podtrzymywać ewangeliczny płomień, jaki zapalił Jezus. Wpisuje się ono w jego sercu jako wymóg świętości i zapału misyjnego, wokół papieża. Zapał Dehona wyczytać można w opisie otwarcia Soboru:
Jaki wspaniały dzień, jaki wzruszający widok! Wokół zastępcy Jezusa Chrystusa, najwyższego prawodawcy i zwierzchnika Kościoła, wszyscy następcy Apostołów, pasterze diecezji złączyli się razem, by dać świadectwo nauce Ewangelii. To Piotr żyjący i mówiący na Jego grobie, a wokół niego, na tym samym grobie, cały Kościół. Przygotowuje się on do słuchania Ducha Świętego i do ogłaszania jego pouczeń. (NHV VII, 1)
Wizja z pewnością sielankowa, na wzór obrazu tego, co mówią nam Dzieje Apostolskie o pierwszej wspólnocie w Jerozolimie, ale jakże silna wiarą, która zachowuje entuzjazm początków. „Wielka rzesza tych, co stawali się wierzącymi, miała jedno serce i jedną duszę i nikt nie traktował swych dóbr jako swojej własności, ale składali to wszystko do wspólnoty. (Dz. Ap. 4, 32)
Młody kapłan mówi nawet o wielkiej przyjemności, jaką odczuwał podczas tych dni soboru. Oznacza to, że doświadczenie będzie decydujące. Zawiera ono w zalążku jego życie apostoła, którego jedynym celem będzie głoszenie ewangelicznego posłania. Z Ewangelii Łukasza zatrzymuje zdanie Jezusa: „Przyszedłem ogień przynieść na ziemię” (Łuk. 12,49). Słowa te przenikać będą całe jego życie. Umieści je nawet w tytule swych prac, jakby stały się jego dewizą. Symbolika ognia wyraża zapał apostolski ojca Dehona, jakby kierunek jego duchowości, ześrodkowanej na Bogu-Miłości. O tyle są one prawdziwe, o ile miłość jest ogniem który pochłania to, czego się dotknie. Dehon pozwala się unosić powiewowi Ducha, gdy patrzy na Kościół. Umie jednakowoż dostrzegać jego słabości, nie wyłączając ich z samego obrębu soboru. Oto rys charakterystyczny tej osobowości, która szuka równowagi i właściwego tonu. To w takich drobnych odcieniach, ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Osądźmy to np. z takiego wyrażenia: „Sobór winien być dziełem pokoju i jedności, ale nie zawsze tak bywało. W rzeczywistości bywała walka gwałtowna i często zacięta na obradach i na zewnątrz. (NHV VI,184) Dnia 18 lipca 1870 sobór, mimo żywej chociaż mniejszościowej opozycji ogłasza uroczyście nieomylność papieską. A Dehon dodaje słowo zakończenia: „Nasza Radość zmieszana jest ze smutkiem.”
Tak wygląda Kościół w oczach Dehona. Zgromadzony wokół Piotra, ale w silnym napięciu między centrum Rzymu a peryferiami, jakimi są kościoły lokalne. To za tę cenę Kościół strzeże swej żywotności. Pisząc do swego przyjaciela Palustra na temat tego, czego oczekuje od soboru, podaje: „Będą tarcia między Rzymianami a obcokrajowcami, gdzie każdy chciał będzie zyskać coś dla siebie. Jest pewne światło, właściwe dla naszego wieku, którego Rzymianie odczuwają lekką potrzebę, a co do którego inni czują się lepiej, gdy są oddaleni na jakiś czas, by nie być nim oślepieni.„ (List z 12 paźdz. 1869).
Dehon jest ultramontanistą, bardzo przywiązanym do Rzymu, o którym powiada, że jest jego drugą ojczyzną. Ale przywiązanie to, nie czyni go zaślepionym na tyle, by nie zauważyć cieni. Wie gdzie bije serce Kościoła i nie zapomni nigdy, że człony winny być połączone z ośrodkiem by wydawać owoce, jak gałązki z pniem drzewa. To za tę cenę krążą soki, a życie ewangeliczne tworzy królestwo Boże. Trzeba rozprzestrzeniać Kościół na krańce świata, gdyż Dobra Nowina nie zna żadnych granic. Dehon będzie misjonarzem wszystkimi tkankami swej chrześcijańskiej duszy. Nie przyjmie niczego, co hamowałoby Słowo Boże, które winno przenikać wszelkie środowiska jak i wszystkie kraje. Przez cały czas swojej posługi, usiłował będzie pogodzić we Francji Kościół ze światem pracy, zrażonym do niego dzikim uprzemysłowieniem. Tu Dobra Nowina jest wymogiem sprawiedliwości społecznej. Dehon przynależał będzie do trzonu „księży demokratów”, którzy w myśl papieża Leona XIII będą pierwszymi pracownikami społecznej doktryny Kościoła. Nic nie powstrzyma misjonarskiego dynamizmu u tego, który kierowany jest przez zamieszkującego w nim Ducha Świętego. Od roku 1888, jego młode zgromadzenie, mające zaledwie dziesięć lat swego istnienia, przeszczepi się do Ameryki łacińskiej. Misja nie zna żadnej granicy, gdy kieruje nią tchnienie Ducha Świętego.
Zbawienie jest tam i tylko tam, z Piotrem i pod kierunkiem Piotra. Rzesze ludu należy pozyskać Nie należy wchodzić trwożliwie do naszych zakrystii. Duc in altum, wyjedź na głębię. Trzeba wypłynąć na szerokie morze, czyli ku tym falom demokracji, by je pozyskać dla Chrystusa. To tam dokonamy cudownego połowu. (OS I, str. 512).
Powołanie z wyboru
Nasz Pan bardzo szybko objął moje wnętrze i umieścił w nim te nastawienia, jakie winny były stać się rysami charakterystycznymi mojego życia, mimo tysiąca niewierności: nabożeństwo do Jego Boskiego Serca, pokorę, zgodę z Jego świętą wolą, zjednoczenie z Nim, droga miłości, to winno być moim ideałem i moim życiem na zawsze. Nasz Pan to mi ukazał, do tego mnie kierował nieustannie i przygotowywał w ten sposób do posłannictwa, jakie wyznaczył mi w dziele swojego Serca. (NHV IV, 183)
Leon przybywa do seminarium francuskiego w Rzymie w dniu 25 października 1865. „Byłem nareszcie prawdziwie na swym miejscu, byłem szczęśliwym (NHV IV, 123), zapisze później, gdy czynił będzie streszczający rzut oka na przebytą swą drogę. Jako kapłan, założyciel Zgromadzenia, opisuje w słowach gorących i dlatego naznaczonych wielką uwagą o swoim pierwszym roku w seminarium: roku decydującym, jaki stawia go w końcu na drodze tak upragnionej. Zwierzenie ma coś zadziwiającego, tak z racji zapału jakim jest przeniknięte, jak i z racji duchowej głębi, jaką nasuwa. Czy to możliwe, że młodzieniec dwudziesto trzyletni żyłby takim rytmem duchowym ? To tu zaczyna się nie sprawa jego życia zakonnego, jaka jest sprawą wcześniejszą, ale właśnie jego wejście w życie zjednoczenia, serdecznej przyjaźni ze swym Bogiem. Rozumiemy zatem, że przy końcu swego życia w roku 1925 opisuje te lata seminarium jako „okres najwspanialszy (idealny) w swym życiu”. Te lata złote, według jego wyrażenia, będą odgrywały rolę zakonnego nowicjatu, to znaczy czasu zapoczątkowania w życiu wewnętrznym.
Trzeba przypomnieć sobie, że seminarzysta, by dopiąć swych celów, musiał dowieść swej wytrwałości i stanowczości. To miara trudu, jaką mierzy się jego żywotność duchową. Wstąpienie do seminarium urzeczywistniło wreszcie pragnienie, jakie szło za nim od dzieciństwa. Długie, twardo dojrzewające oczekiwanie, znalazło swe zakończenie. Młodzieniec nie pyta się więcej o swoją przyszłość, bo wie, jaką chce ją uczynić. Jeśli wstępuje do seminarium, to nie dlatego by szukać w nim powołania, bo z nim do niego przychodzi, ale ażeby urzeczywistnić decyzję dawną: zostać kapłanem mimo i wbrew wszystkiemu.
Ojciec był zdecydowanie przeciwny wszelkiemu powołaniu religijnemu swego syna. Nosił w sercu inne projekty dla swego drugiego syna, szczególnie uposażonego intelektualnie, o uczuciowości bardzo żywej. Będzie czynił wszystko, by odwrócić Leona od jego projektu. Nakaże mu kurs studiów świeckich. By poddać się woli ojca, syn zaczyna w Paryżu studia prawa, jakie ukończy w roku 1864 doktoratem. Po spełnieniu woli ojca, Leon chce wstąpić do seminarium. Ojciec próbuje ostatniej pokusy, by przeciwstawić się projektom swego syna. Ofiaruje mu podróż poprzez cały Bliski Wschód, jaka trwać będzie od 23 sierpnia 1864, do 10 czerwca 1865. Młodemu Leonowi towarzyszy jego przyjaciel z czasu studiów, o zamiłowaniu archeologicznym, a który to stanie się później przewodniczącym francuskiego stowarzyszenia archeologicznego, dając mu zamiłowanie (smak) do starożytnych zabytków. Przy nim Leon nauczy się podziwiać ich piękno, jak też odczytywać w nich świadectwo kultury i wiary. Ojciec Dehon zachowa tę zadziwiającą ciekawość dla kościołów, sanktuariów i innych starych zabytków, jakich nigdy nie zaprzestanie odwiedzać w swych licznych podróżach. Pozostawi co do tego wiele wiadomości w swych Notatkach Codziennych. Dzięki Palustrowi stanie się, według własnego wyrażenia, „miłośnikiem archeologii”. I nie będzie tego nigdy żałował, ale będzie wprost przeciwnie, gdyż „sztuki podnoszą duszę, poszerzają ją i unoszą ku Bogu”. (NHV II, 1). Palestyna jest oczywiście w planie podróży. Leon Dehon i Leon Palustre przybywają do Jerozolimy 25 marca 1865. „Chcieliśmy ostatni dzień naszego podróżowania odbyć pieszo, by przybyć jako prawdziwi pielgrzymi. Jerozolima ukazała się nam ze swymi kopułami i ząbkowanym obwałowaniem. Padliśmy na kolana i modlili się czas jakiś. Jest to miejsce naszego odkupienia, miejsce, gdzie Nasz Pan ukazał nam swą wielką miłość dając swe życie za nas” (NHV III, 146-147). Dwaj studenci przeżywają tu iście wyjątkowy wielki tydzień, z wielką gorliwością. W ciągu wszystkich tych dni stawiają swoje stopy w miejscach stóp Jezusa. „Ze drżeniem przechodzi się wszystkie etapy męki i zmartwychwstania. W każdej godzinie dnia, rozważając święte tajemnice, można sobie mówić: To było tu! Przeżyłem głęboko te tajemnice, które pomagały mi zawsze do kontemplacji” (NHV IV, 1)
Podróż, zamiast odwrócić młodego adwokata od jego dążenia do kapłaństwa, jeszcze utwierdza te jego przekonania. Ale ojciec upiera się w swej odmowie. „Miałem podczas tych wakacji (1865) okropne przejścia z moimi rodzicami, zwierza się Dehon. Mój ojciec cierpiał straszliwie na skutek mojej decyzji. Nie rozumiał z tego nic. Matka, na którą tak liczyłem, nagle opuściła mnie całkowicie. Była pobożną, chciała bym ja był pobożny, ale kapłaństwo ją przerażało”. (NHV IV, 101). Tekst ten daje nam obraz małej burżuazji z czasów drugiego cesarstwa, szczególniej rodziny. Jest się chrześcijaninem głównie z punktu widzenia socjologicznego dla otoczenia, ale bez rzeczywistego nastawienia duchowego. Niewiasty po największej części mają trochu czasu na osobiste nabożeństwa, ale bez znaczącego wpływu na wielkie decyzje w rodzinie. Wspominając swą młodość, twierdził będzie później Dehon, że Chrystus, „prawdziwy lew Judy”, zwraca się także do mężczyzn, a nie tylko do niewiast i dzieci
Powołanie Dehona zahartowane jest w całym tego słowa znaczeniu w trudzie ewangelicznym, tym jaki rozdziela rodziny i społeczeństwa, tym, który nakazuje głębokie rozdarcia. „Kto by kochał swego ojca albo swą matkę więcej niż mnie, nie jest mnie godzien”. (Mt 10, 37). Powołanie kapłańskie, zakonne, zachęca do wymarszu, jak to było w przypadku Abrahama. Trzeba wychodzić, nie zajmując się miejscem do którego się przybędzie. Spotkania z Bogiem, nie są nigdy znane z góry. Trzeba wyruszyć aby być gotowym na spotkanie, jakie nadejdzie przez zaskoczenie. Pielgrzymka, droga ojcu Dehonowi, pozostanie symbolem tej gotowości na przyjęcie, dyspozycją, która w ostateczności jest zgodą na wolę Bożą, „spoglądając na Tego, który pierwszy szedł tą drogą i uczynił ją możliwą do przebycia, który pozostawił na tej drodze krwawe ślady swych stóp”. (OSP III, str. 330). Odpowiedź na usłyszane wezwanie stwarza odległość, której konkretną formę daje swobodny wybór.
Ale powołanie Leona Dehona ma także coś przeciwstawnego praktyce kościoła XIX wieku, który swój personel rekrutował w zasadzie z wiosek. Tym samym dawał pewną promocję społeczną i ludzką synom wieśniaków. Droga Dehona odwraca ten tradycyjny schemat. Rezygnuje on z promocji społecznej, jaką miał zapewnioną. Staje wobec wyboru stanowiska, jakie daje pewien odcień wywyższenia w dalekiej przyszłości, ale stawia wymogi od zaraz. We wrześniu 1924, na kilka miesięcy przed swą śmiercią, pisze w swych Notatkach Codziennych: „Miłość Naszego Pana winna panować (brać górę) całe nasze życie. Winniśmy Mu nie tylko miłość wdzięczności, ale i miłość uprzedzającą.”
Takie powołanie czerpie swą siłę z kontemplacji. Wzrasta ono ze ścisłym kontaktem tego, który posunie się aż do ofiary swego życia, który zasmuci serce swej matki, aby „być w sprawach swojego Ojca” (Łuk. 2, 50). Wszelki wybór jest dawaniem pierwszeństwa, czynionym z wielkiej miłości. Otwarty bok Ukrzyżowanego, jest pod tym względem szczególnie wymowny, otwiera drogę do Serca Bożego. Dehon się w niego zanurzy. Kochać, to zawsze iść dalej.
Otwarte Serce Jezusa jest tajemnicą nad tajemnicami, fundamentem wszystkich innych tajemnic. (OSP II, 379).
Droga najwspanialsza
To był mój trzeci rok pobytu w Rzymie. (1867 – 68) Wykonujemy nadal przechadzki od sanktuarium do sanktuarium. Nie zatrzymywał mię powab nowości, ani uwiedzenia sztuką. Rozkoszowałem się Rzymem, chrześcijańskim Rzymem, tym który przemawia do wiary i do pobożności. Łączyłem się z jego duchem, jaki jest duchem Kościoła, to znaczy duchem wiary, apostolstwa i miłości.
Jakież miasto można porównywać z Rzymem co do jego uświęcających wpływów? Prawdziwie jest to przedsionek nieba. Ja również kochałem Rzym. To mój pobyt z wyboru, a gdyby ziemia miała być miejscem naszego spoczynku, to tam chciałbym żyć. (NHV VI, 30 – 33).
Czy można śnić o piękniejszym hołdzie dla Rzymu, od tego, jaki daje mu na początku swych studiów ojciec Dehon, a jaki pozostanie u niego nienaruszony aż ku schyłkowi jego życia. Mówił będzie wówczas o swoim pobycie w Rzymie, jako o swych latach złotych.
Wahając się co do miejsca swej formacji teologicznej, młody Leon, wówczas jeszcze student w Paryżu, radził się będzie ówczesnych znakomitości, jak biskupa Dupanloup, biskupa Orleanu, obrońcę wolności nauczania, czy ojca Gratry, odnowiciela Oratorium we Francji. Te dwie osobistości zachęcać go będą do nauki w seminarium Saint-Sulpice w Paryżu, a odradzać będą Rzym. A jest to jednak Rzym, jaki wybierze dla swej formacji teologicznej, zamierzając zostać kapłanem. Intuicja, łaska, tajemnica Opatrzności ? Jedno jest pewne, że ten wybór zadecyduje o zaistnieniu duchowej przygody, jaka dla wielu mężczyzn i niewiast będzie rozstrzygającą. Student zamieszka w seminarium francuskim w Rzymie, Santa Chiara, założonym w roku 1853, a uczęszczał będzie na studia do „kolegium rzymskiego”, które stanie się później słynnym uniwersytetem gregoriańskim utrzymywanym przez jezuitów.
Podczas swych studiów prawniczych w Paryżu, Leon Dehon uświadomił sobie słabość intelektualną Kościoła we Francji. Formacja teologiczna duchowieństwa, pozostawiała wiele do życzenia. Model życia duchowieństwa, proponowany głównie przez seminarium Saint-Sulpice, to jakby „uprzywilejowana praca czeladnicza, w odniesieniu do teologii, według uwagi J. O. Boudon. Trzeba będzie zaczekać na otwarcie uniwersytetów katolickich do roku 1875, by dostrzec iż sytuacja zmienia się zwolna na lepszą. Jakkolwiek by było, stwierdzenie Dehona jest surowe: „duchowieństwo pozwoliło, że umysłowe przewodnictwo kraju mu się wymknęło, trzeba by je odzyskał”. (NHV I, 61). Ojciec Dehon przykłada tu palec do miejscowej rany Kościoła, zajętego więcej świadczeniem niż wiedzą. Wymaga on od wiernych, by wierzyli, podczas gdy mało zależy mu na tym, by wiedzieli w co wierzą. Troska o formację umysłową jak i duchową duchowieństwa, będzie wielką troską Ojca Dehona. Jego zdaniem „każde życie apostolskie winno być długo przygotowane w modlitwie i nauce”. (OSP II, 257).
Ale formacja ta, to nie tylko teoria czy książki. Nabywa się jej także w żywym kontakcie, w żywym spotkaniu ludzi i ich kultur. W tej mieszaninie różnorodności tworzy się osobowość apostoła czasów nowożytnych. Dzięki swym licznym podróżom ojciec Dehon przekona się, iż inne kultury i obyczaje przyczyniają się do otwartości ducha i poszerzają horyzont. Na temat swej wielkiej okrężnej podróży dookoła świata, jaką odbywał od 8 sierpnia 1910 aż do 2 marca 1911 roku, pisze: „Nie podróżowałem, jak czynią to niektórzy, dla wałęsania się czy z czystej ciekawości. Moje podróże były zawsze rodzajem nauki i pielgrzymką” (NQ XXXVII, 1915, 59). Podróż jako studium i pielgrzymka, oto klucz wychowawczy autentycznej formacji ludzkiej i duchowej. Włożyć kapitał w świat ludzki, by uczynić go „wielką własnością Bożą”.
To w Rzymie student teologii odkrywa konieczność równowagi, jaką utrzymywał będzie stale między pobożnością a wiedzą, zgodnie z jego wyrażeniem. Wiedza teologiczna spoczywa na silnym fundamencie dogmatycznym, co podkreślał będzie ojciec Dehon z całą mocą. „Jeśli formacja dogmatyczna kapłaństwa jest silna, jej działanie moralizujące i społeczne będzie potężne, gdyż nie braknie mu rzeczowych dowodów, jakie trzeba będzie przekazywać ludziom, by wciągnąć ich w postępowanie praktyczne. (NHV V, 58).
Ojciec Dehon powracał będzie w ciągu swego życia do tego wymogu formacji dla kleru. Myślał będzie nawet w pewnym okresie, by uczynić z niego cel swego zgromadzenia w łączności z Ojcem Emanuelem d’Alzon, założycielem Asumpcjonistów. Kapłan rzeczywiście winien nauczać, musi więc sam studiować, by być otwartym, uważnym na pytania i dążenia swoich współczesnych. Dla Dehona, studia społeczne, dziś powiedzielibyśmy raczej studia o społeczeństwie, w połączeniu z naukami humanistycznymi, stają się dla apostoła niezbędnym narzędziem, by mógł pozostawać obecnym w swoim czasie w łączności ze społeczeństwem To za tę cenę Dobra Nowina ewangeliczna staje się wyzwalającą. „Potrzeba, pisze Dehon, by Kościół umiał wykazać, że nie tylko zdatny jest tworzyć dusze pobożne, ale także przyczyniać się do tego, by sprawiedliwość społeczna królowała wśród ludów, które są jej spragnione”. (OS III, 366). A środkami jakie należy przedsięwziąć by dojść do tego będzie „studium, działalność i modlitwa”. Trzeba nam, kończy, „doktorów, apostołów, świętych”. (OS III,367)
Rzym dostarczać będzie w seminarium szczęśliwego zrównoważenia między solidną formacją umysłową a duchową. Dzięki ojcu Freyd, kapłanowi ze zgromadzenia Ducha Świętego, kierującemu seminarium francuskim, młody Dehon wchodzi w ducha tego, co od Henryka Brémond, zwie się duchowością szkoły francuskiej. Jej zasadniczym zadaniem jest prowadzenie chrześcijanina, a już szczególniej kapłana, do życia w ścisłym zjednoczeniu z Bogiem w Chrystusie. By stać się apostołem, kapłan jak i chrześcijanin winni być mistykami przywiązanymi do osoby Jezusa, w stałym poszukiwaniu Boga. Chodzi o to, by dać się objąć przez Obecność, z pewnością tajemniczą, ale jakżeż działającą w zrównoważonej istocie.
Żyć w tej Obecności, w poszukiwaniu swej pełni, staje się widnokręgiem życiowym Leona Dehona, od czasu jego seminarium. Wystarczy przekartkować jego Notatki Codzienne, by się o tym przekonać. Dnia 4 sierpnia 1888 pisze: „Czuję głód życia wewnętrznego, pokoju, zjednoczenia ze Zbawicielem” Albo jeszcze 12 marca 1889: „Czuję pragnienie życia wewnętrznego, pokoju, skupienia, modlitwy”. Symbolika głodu i pragnienia wyraża pragnienie, prawdziwą potrzebę Obecności, jaka wypełnia i zaspakaja poszukiwania człowieka pochłoniętego czy przepełnionego niszczycielską codziennością. Stąd tęsknota, oczekiwanie na głębię duchowości.
Tak, Bóg staje się pokarmem dla człowieka, który odczuwa głód słów gorejących wiecznością. Dają one pewność naszym niepewnym krokom. Życie Dehona, o wielorakich kierunkach, pozostaje w głębi poszukiwaniem zjednoczenia z Bogiem, osobistego z Nim kontaktu. „Jakżeż nie miałbym pragnąć coraz goręcej owego zjednoczenia z Bogiem, którego samo Imię wypowiada wszelkie piękno i doskonałość ?” (NQ XXXV, 1913,5). Pozwolić by wzrastało w duszy to pragnienie by mieć głód i pragnienie tej Obecności, to przecież cel całego życia duchowego. A Dehon określi dokładniej, że aby dojść do tego, potrzebne jest to co nazwie on „pustynią serca, co pozwala rozumieć, iż pożądana Obecność może się zrodzić tylko w głębi samego siebie. Postęp duchowy, jaki proponuje ojciec Dehon, do samych źródeł każdego życia, do tej ludzkiej głębi, gdzie według świętego Augustyna, Bóg staje się większą głębią, niż głębia sama w sobie i wyższym niż moje własne wzniesienia (Wyznania, I II,VI,11)
Tradycja biblijna, podjęta przez historię życia duchownego, nazywa to miejsce poufnej zażyłości ”sercem”. Ono jest granicznym punktem osobistej jednostkowości, to tu zbiegają się nici sprawiające to, że jestem tym kim jestem i gdzie dokonują się decydujące spotkania, jak te, z Panem Bogiem. Jeśli umysł poszukuje światła i kontemplacji, serce otwiera się na najwyższą Obecność. Pustynia serca, o której mówi Dehon, to nie zamknięcie się w sobie, ale niezbędna odległość, aby być dyspozycyjnym dla tej Obecności, gdyż, jak wyjaśnia Dehon, potrzeba „serca wolnego”, czyni człowieka wolnym na to co zasadnicze. Ale być wolnym dla jakiej racji? To dla najważniejszej jaka może być przygoda, na przyjęcie Boga, który przychodzi do człowieka, by go zanurzyć we własnej pełności. Tak to rysuje się droga ku doskonałości, jaka otwiera ludzkie przeznaczenie na pożądaną Obecność.
Miłość Boża jest okręgiem: zstępuje ku stworzeniom i powraca z nimi ku Bogu. OSP I, 35
Przyjąć Boga, który przychodzi
Serce Jezusa, miłość Jezusa, to cała Ewangelia. Jezus przyszedł na ziemię z miłości ku swemu Ojcu i z miłości ku nam Ewangelia to życie Jezusa, to opis tego wielkiego przejawu miłości, jaka trwała 33 lata Nie ma co szukać czego innego w Ewangelii, jak miłości Jezusa, od Jego Wcielenia aż po Jego śmierć. Serce Jezusa, to cała Ewangelia. (OSP V, 447-48)
W sercu, symbolu głębokich wewnętrznych spraw ludzkich, zawiązują się tajemnicze prawdy każdego, jak to mówiliśmy. Serce staje się w ten sposób odkrywcą tego, czym jestem, jakby nam dawało coś z tajemnicy Boga. Dla Ojca Dehona, Serce Chrystusa jest objawieniem w najwyższym stopniu tego, kim jest Bóg. Jest On agapè, cały miłością.
Agapè jest wyrazem specyficznym, jakiego używa Nowy Testament, by wyrazić pełną naturę Boga chrześcijańskiego. Jak mówi to Święty Jan w swym pierwszym liście: „Bóg jest agapè, miłością. (1 Jan 4, 7), to co Święty Hieronim w biblii łacińskiej przetłumaczy na ”miłosierdzie”. Te dwa określenia „agapè” i „miłosierdzie”, wydają mi się bardziej stosowne niż „miłość”, która przez swój wymiar erotyczny stała się zbyt dwuznaczną, by oznaczać postawę czysto duchową.
Bóg jest miłosierdziem, to znaczy łaską, darem dla człowieka. Większość dzieł duchowych ojca Dehona otwarta jest na podziwianie (kontemplację) tego Bożego miłosierdzia, którego sam nie przestaje podziwiać. Jego pisma w krótkich rozważaniach obracają się wokół tego zasadniczego tematu. Są to, według świętej Gertrudy, o tyle ćwiczenia w miłości Bożej, o ile wprowadzają w nasze serca postawę sercem do serca między Jezusem, a tym, który się modli. Duchowe życie dehoniańskie zasadza się na tych słowach wewnętrznych, pomiędzy dwoma osobami.
W kontemplacji tej słowo wierzącego nie jest na pierwszym miejscu. Nie powinno nim się stawać, gdyż nie ono jest zasadnicze. Sprawą decydującą w tym uwielbieniu jest słuchanie, stawanie się chętnym na przyjęcie Boga, który przychodzi. Mówiąc ogólnie, ludzie, zakonnicy, mówią zbyt wiele o Bogu i na temat Boga. W tym przeroście rozpraw religijnych, ludzie łatwo tworzą sobie bożków zgodnie ze swym upodobaniem, z obawy, by nie spotkać prawdziwego Boga. Bożek wytworzony zapewnia i uspokaja, podczas gdy Bóg prawdziwy domaga się i mobilizuje.
Bardzo wcześnie Leon Dehon zabrał się do czytania Pisma Świętego, co na owe czasy nie było sprawą zwyczajną. Już jako student w Paryżu, wraz z Palustrem wstaje o godzinie 5 rano, by zdobyć czas na półgodzinną lekturę Pisma Świętego. Pomaga sobie komentarzem egzegetycznym dom Augustyna Calmet, słynnego egzegety XVIII wieku. W liście z dnia 13 stycznia 1863 jego dawny nauczyciel z Hazebrouck, który dobrze zapamięta sobie jego młodość, ks. Karol Bonte, winszuje mu i jest z niego dumny: „Czyni Pan dobrze, czytając codziennie jeden rozdział Biblii z komentarzem”. To, co tu zaczyna się jako zwyczaj, wnet stanie się dla kapłana rytmem życia, duchowym oddechem zakonnika.
Jeśli Bóg chrześcijański jest naprawdę Słowem transcendentnym, to słyszeć je można w początkowym milczeniu, jakim jest pustynia serca. Słowo Boże rozlega się w swej pełnej słyszalności i opróżnia człowieka z jego wyniosłości. Milczenie wierzącego jest przyjęciem, czyli wezwaniem do Słowa przedwiecznego. Ojciec Dehon wprawia się do tego milczenia przyjmującego w adoracji eucharystycznej, jaką zaleci swym zakonnikom jako spotkanie z Bogiem. Adoracja nie jest czym innym, jak tym milczeniem, które oczekuje, które pochyla się ku Temu, który przychodzi do człowieka.
Duchowy styl Dehona wspiera się na tym pierwszym przyjęciu i słuchaniu, jakie otwiera kontemplację. W pismach ojca Dehona słowem zasadniczym mistycznego dialogu jest zawsze słowo Jezusa. Tak pierwsze rozmyślanie zaczyna się tekstem ewangelicznym, jak to możemy stwierdzić między innymi w Rekolekcjach o Sercu Jezusa (1896), w Życiu miłości ku Sercu Jezusowemu (1901) albo w Koronce miłości do Serca Jezusowego (1905) czy jeszcze w Rok ze Sercem Jezusa (1909), które są nadto zbiorami rozmyślań na każdy dzień. Rozmyślania te zamieniają się na długie rozmowy Jezusa, jako przystosowania Ewangelii. Ten sposób literacki, który każe Jezusowi mówić w pierwszej osobie, budzi czasem zdziwienie, czasem nawet znużenie. Przynależy do rejestru duchowego zwłaszcza wizjonerów, jak Święta Gertruda czy Małgorzata Maria, na których wzoruje się Dehon. We wstępie do „Rekolekcji o Sercu Jezusa”, jakie są jego pierwszym dziełem duchownym odnosi się zresztą do tej tradycji: „Pozwalam mówić bezpośrednio samemu Naszemu Panu. Wielu uważa, że jest to zuchwałość i może nieroztropność. Autor Naśladowania Chrystusa i inni pisarze duchowni tak czynili, ja ich naśladowałem. Nasz Pan chce zresztą mówić sam do dusz w modlitwie: „Zaprowadzę ją na pustynię i będę mówił do jej serca” (Oz. 2, 16). Trzeba przysposobić dusze na słuchanie a On niech mówi. (OSP I, 31).
Przysposobić człowieka by słyszał, by słuchał czego innego, niż echa swych życzeń! Bo przecież duchowość w etymologicznym tego słowa znaczeniu, to pozwolić mówić w swym wnętrzu duchowi, a nie pragnieniu. Dać głos Duchowi Bożemu, by mówił o naszych ukrytych pytaniach, o naszych osłanianych obawach. Pozwolić, by rozlegał się w tajemniczych głębiach podświadomości temu, co psychoanalityk wiedeński Wiktor Frankl, nazwał pierwszym słowem Boga. Bo w sercu tego Słowa, jakim jest Bóg, pozostaje zawsze tajemnica, przed którą człowiek może tylko się pytać.
Wsłuchiwać się w tę tajemnicę, przyjmować jej Obecność, to cel wszelkiej religii, a już szczególniej chrześcijanizmu, z racji Wcielenia. Ojciec Dehon dokonuje więc tego przyjęcia, jakie nazywa on dyspozycyjnością, albo zdaniem się, jakie jest pierwszą i zasadniczą postawą chrześcijańską. To jest wytłumaczeniem tego, iż teksty jego rozmyślań zaczynają się słowami Ewangelii. Kontemplacja dehoniańska wiąże się z dyspozycyjnością dla Ducha, by Słowo Boże przyszło do wiernego, jak przyszło do Maryi w dzień Zwiastowania. Niech przyjdzie do mnie Słowo, niech stanie się życiem, niech zrodzi życie. Rozmyślania dehoniańskie są usłane wezwaniami, jakie idą w tym kierunku. „Panie, jestem u Twoich stóp, oświecaj mnie” (OSP I, 34). „Panie, mów do mnie, pouczaj mnie i wzrusz moje serce” (OSP I, 136). Mamy tu dalekie echo próśb powtarzanych świętej Gertrudy w jej Ćwiczeniach: „Otwórz mi, proszę Cię o to po tysiąckroć, otwórz mi szkołę, gdzie nauczasz czystej miłości” (5 ćwiczenie).
Być u stóp Jezusa jak Maria w Betanii, oznacza zasadniczą postawę sercańską. Wpisuje się ona jako wstęp każdego życia chrześcijańskiego. Tłumaczy też wymóg kontemplacji, przynależności do Jezusa, by wejść w obieg odkupienia. Ten wymóg zjednoczenia i bliskości prowadził będzie stopniowo Leona Dehona do życia zakonnego i założenia własnego zgromadzenia w roku 1878. Jego duchowość zasadzać się będzie nie jak to przez długi czas uważano, na zespole ćwiczeń i praktyk połączonych z ascetycznymi ograniczeniami, sięgającymi do objawień w Paray-le-Monial. Istniało tu duże pomieszanie między duchowością a nabożeństwem do Serca Jezusowego, jakiego nie uniknął niekiedy sam ojciec Dehon. Nie znajdziemy u niego zbioru dogmatycznego, który polecałby „prawdy” do wierzenia, jako jedyną drogę do świętości. Duchowość sercańska to najpierw i zasadniczo owo dynamiczne nasłuchiwanie, wola by wsłuchiwać się w Słowo, jakie rozlega się w Jezusie z Nazaretu, jako poszukiwanej Obecności. „Jeśli chcę mieć jakieś względy u Boga, Pisze Dehon, oto droga: iść wiernie za Jezusem, rozważać Jego tajemnice od początku aż do końca, dać się przeniknąć uczuciami Jego Najświętszego Serca i odtwarzać (odzwierciedlać) Jego cnoty”. (OSP III, 213).
Ojciec Dehon odczuwa potrzebę tego Słowa, jakie umacnia go w życiu zakonnym, w jego charyzmacie założyciela. Szuka w Nim owej Obecności nie tylko w Ewangelii, lecz również w życiu Kościoła, w świadectwie mistyków i świętych, jak u świętego Jana Bosko, którego będzie się radził. Szuka również potwierdzenia co do swoje fundacji u Ludwiki Lateau (1850-1885), słynnej stygmatyczki belgijskiej z końca XIX wieku, jak i u innych osób, uważających się za obdarzone łaską kontaktów ze Zbawicielem. Jeśli były w tej dziedzinie ze strony Dehona niekiedy zabiegi naiwne, odnoszą się one wszystkie do jedynego nastawienia, do dyspozycyjności na wolę Bożą. A Ewangelia pozostaje księgą w całym tego słowa znaczeniu odkrywczą.
Nasz Pan mówi Apostołom co należy czynić: Wyjedźcie na wody głębokie. Idźcie z większą wiarą i oderwaniem, wyjedźcie na głębię, do oceanu łaski, do Serca Jezusa. To w Nim, w głębiach Jego miłości, kaznodzieja i człowiek czynu znajdą sekret pozyskiwania dusz. To w Nim zakonnik znajdzie bezcenne łaski uświęcenia, które sprawią, że stawał się będzie z każdym dniem coraz milszym Naszemu Panu (OSP IV, 201).
Drugie odkupienie
Druga osoba Trójcy Świętej postanowiła zatem przyjąć serce ludzkie.. To serce będzie nadprzyrodzonym organem ludzkości… Słowo Boże przyjmie serce cielesne aby ubóstwić w pewnym znaczeniu materię i odkupić ją jak i duszę człowieka. To w tym sercu spotkały się miłosierdzie i prawda, pokój i sprawiedliwość ucałowały się, jest to miejsce zaślubin niebieskich, boskich zaręczyn, wieczystego pocałunku między Bogiem a człowiekiem. Słowo przyjęło serce ludzkie, by stać się jakby miejscem, świątynią obopólnej miłości Boga i ludzi. Serce Jezusa tak rozważane, zamyka wszystkie tajemnice, ono je tworzy i ożywia (OSP II, 200).
Ten przepiękny tekst, wyjęty z rozważania na temat Wcielenia, ukazuje nam głębię jego duchowej wizji. Znajduje się na swym najwyższym mistycznym poziomie duchowości Serca Jezusa, sprowadzanej często do ckliwego sentymentalizmu, albo do źle pojmowanego uczucia, jakiego nie zawsze umiał uniknąć sam Dehon. Mamy tu to , co można by nazwać a priori teologią tej duchowości, to znaczy życie trynitarne Boga. To właśnie w łonie samej Trójcy Świętej zaczyna się miłość, jaką miłość Boża niesie człowiekowi, jakby to umiłowanie było wrodzone Bogu, jakby to już od początku Bóg nosił człowieka w swym sercu. Tak. Człowiek to przedmiot czułości Boga, jak jest nim dziecko odnośnie ojca, od początku jego zrodzenia.
W miarę jak duchowość Serca Jezusowego karmi się miłosierdziem Bożym, trzeba je rozważać w życiu boskim, jakie łączy osoby boskie między sobą. A Ojciec Dehon lubi wyobrażać sobie ”dialog”, a jest to jego wyrażenie, jaki dokonuje się między osobami boskimi. Przedstawia Słowo Boże, które zwraca się do Ojca w geście całkowitego oddania: „Otom ja, poślij mnie”, by dokonać dzieła odkupienia. (OSP II, 198). Owo „otom ja”, to Oto idę, jak lubi nazywać je Ojciec Dehon, określa samą naturę synostwa Syna Bożego. Należy On całkowicie do Ojca. To sama siła, łącząca Chrystusa ze swym Ojcem. Jego pokarmem jest czynić Jego wolę. Leon Dehon przyswaja sobie tę postawę ofiarowania, jaką podziwia w Synu, by uczynić z niej sprężynę duchową swego życia zakonnego. Uczyni z niej siłę napędową swej duchowości. „Przypomnijmy sobie tylko jego Ecce Venio, jakie winno być ukochaną dewizą przyjaciół Jego Serca”. (OSP II, 33).
Miłosierdzie Boże dla człowieka przejawia się nie jedynie w akcie Wcielenia. Jest ono współistotne życiu samego Boga i wyjaśnia samą jego naturę. Bóg jest miłosierdziem mówi święty Jan, a Leon Dehon objaśnia: to u początku świata , Słowo wyraziło pragnienie, aby nas zbawić (OSO II, 198), odsłania się miłość, jaką ma Bóg do człowieka. Rozmyślanie to, wpisuje się w dynamikę świętego Jana: „Tak Bóg umiłował świat, że dał swego Syna jedynego” (Jan 3, 16). Tak. U samego początku Bóg jest miłością dla człowieka. Stąd jedyna droga by dojść do tego Boga-Miłości, to miłość. Taką jest droga sercańskiej duchowości, opiewana w różnorodnych zakrętasach, jakie czasami mogą zmylić czytelnika. Posiadamy co do tego wiele wskazań.
Wielokrotnie w swym życiu ojciec Dehon odprawiał będzie rekolekcje według Ćwiczeń Świętego Ignacego, o których powie, że bardzo je kochał. Lubuje się w podkreślaniu korzyści, jakie z nich odnosił. Ale co się tyczy ich metodologii, wypowiada zastrzeżenie wiele mówiące o jego własnych ujęciach. „Mają one, pisze, coś, co nie odpowiada ani mojemu usposobieniu , ani mojej łasce, mianowicie, że trzeba czekać kilka dni , zanim mówione będzie o miłości Bożej. „Człowiek został stworzony , mówi nam święty Ignacy, by chwalił, czcił i służył Bogu, a tym sposobem ocalił swą duszę”. Ja nie mogłem zatrzymać się na tym, wyjaśnia Dehon, a serce moje mówi mi zaraz , że człowiek został stworzony, by kochać Boga. Czyż nie jest to główny cel, jaki Bóg miał na widoku ? (BHV IV, 125).
Wierny temu odczuciu Leon Dehon rozwija w swych pismach duchownych problematykę, która od razu kładzie nacisk na Boga-Miłość. I tak Rekolekcje o Najświętszym Sercu Jezusa (1896) rozpoczynają się medytacją na temat „Bóg jest miłością”. Poprzez pierwszy list świętego Jana, rozwija przez ciąg czterdziestu rozważań składających się na dzieło, tę perspektywę, która kończy się tą końcową zachętą: „Rozważajcie więc tajemnice mojej miłości” (OSP I, 232). W roku 1901 Leon Dehon wydaje „Życie miłości do Serca Bożego”. We wstępie przedkłada jasno cel owej pracy. Poleca „miesiąc rozważań o miłości, lub jeśli kto woli rekolekcje o miłości, by pomóc duszom żyć tą miłością. (OSP II, 9).
Mamy tu, moim zdaniem nić wiodącą, jaka daje dziełu Ojca Dehona swą spoistość i jednolitość, jak też zdradza sekret życiowy swojego autora. Chodzi tu o zrozumienie tajemnicy zbawienia pod kątem historii miłości Bożej ku człowiekowi, prawdziwej więzi, jaka domaga się wzajemności. Z takim kluczem Dehon odczytuje Pismo Święte, by wydobywać z niego nowe smaki. Powiedzielibyśmy dzisiaj, iż ponownie spotyka Pismo Święte. Co do niego, mówi on o Piśmie Świętym otwartym tym nowym kluczem objawienia Najświętszego Serca. (OSO II, 184). Nie ma pożytecznej lektury Pisma Świętego, jak tylko ta, z której płynie odnowienie ducha. Dla Ojca Dehona, jak to zobaczymy, będzie to droga miłości.
Duchowość więc Serca Bożego, nie jest dodatkiem do danych ewangelicznych, coś, co przyszło z biegiem historii Kościoła jako nabożeństwo drugorzędne. Jest ono według ojca Dehona odnowionym przybliżeniem jedynej tajemnicy chrześcijańskiej; powie na ten temat z odrobiną przesady, że jest to drugie odkupienie. Jest prawdą, że potrzeba wiele czasu by to ponowne odczytanie Pisma Świętego ujawniło się w życiu Kościoła. Potrzeba będzie mianowicie cierpliwej i nieustannej kontemplacji zakonnej, jaka, według trafnego wyrażenia Bertranda z Margerie, jest miejscem rodowitym takiej duchowości. (Historia doktrynalna kultu Serca Jezus. Mame, Paryż 1992, str. 85). Duchowość ta, nie jest więc, jak to się jej czasem zarzuca, innym Pismem Świętym o tajemnicy Boga w jego relacji do człowieka, pismem, które by żywiłoby się zbyt wyłącznie objawieniami prywatnymi, na które ojciec Dehon będzie łasy. Duchowość ta, według wyrażenia Piusa XII w jego encyklice Haurietis aquas (1956), jest doskonałym wyrażeniem religii chrześcijańskiej (n. 60). Inaczej mówiąc, prowadzi ona Pismo Święte ku jego dopełnieniu, ku jego ostatecznemu znaczeniu. Zaprasza wierzącego do życia tą boską tajemnicą w pełni miłości.
Tak przynajmniej ojciec Dehon rozumie duchowość Serca Jezusowego, a zwłaszcza chce żyć nią, jak świadczy o tym to postanowienie o akcentach paulińskich:
Chcę żyć tym nabożeństwem i praktykować je w całej swej pełni. Chcę uczynić me mieszkanie w Sercu Jezusa, by łączyć się nieustannie z Jego uczuciami, z Jego radościami, z Jego boleściami, z Jego wynagrodzeniami, z Jego pragnieniami. – Nie, nie chcę żyć więcej ja, chcę, by Serce Jezusa żyło we mnie. (OSO II, 201).
Tajemnica Boża
Przeglądam i uzupełniam rozważania jakie napisałem o potrójnej koronce. Jest to dla mnie czas łaski. Pragnę gorąco kochać Serce Jezusa. To dla mnie jedyna droga jaką mogę iść odważnie. Inne kierunki mogą przekonywać mój umysł, ale nie zajmują mnie dość mocno. To jest moja droga, to moje powołanie. Jezus chce ode mnie miłości czułej, albo niczego. Miłość starczy mi za wszystko; pomaga mi się upokorzyć, żałować, iść za radami doskonałości, być zjednoczonym z Naszym Panem. To moje zbawienie, to moje uświęcenie (NQ XIX, 70).
Zwierzenie to, z roku 1905, kiedy ojciec Dehon ma już lat 62, daje nam bogaty skarbiec do wejścia w jego złożoną osobowość. Wskazuje ono coś stałego w jego życiu, mianowicie duchowość Serca Jezusowego. Przebiega ona poprzez jego dzieła jak czerwona nić, która łączy różne aspekty. Jest ona powołaniem życiowym, to znaczy zasadą istnienia. Nie należy zatem rozumieć jej jako rodzaj zawężenia powołania chrześcijańskiego do kilku praktyk czy nabożeństw, jak godziny świętej, czy obchodzenia pierwszych piątków miesiąca, jakie są spuścizną ruchu który wyszedł z Paray-le-Monial. Jest to jakość chrystologiczna, sposób dochodzenia do Jezusa Chrystusa. Dehon określa go jako trasę, „drogę”, określenie jakie znajduje u jednego duchownego XVIII wieku, Jana Drou, S.J. bardzo poczytnego w XIX wieku. Dehon podejmuje na swój rachunek symbolikę drogi, by podsunąć myśl, jaka ożywia do głębi jego postawę zakonną. Duchowość Serca Jezusowego wytycza drogę dojścia do serca tajemnicy Boga, posłannictwa chrześcijańskiego.
Wskazuje ona rozwój życia duchowego. Droga: słowo wspaniałe dla wykazania, iż życie chrześcijańskie nie jest obszarem przymusów i obowiązków, ale dynamiką. Dynamiką natchnioną przez miłosierdzie, prowadzoną przez miłość. W tym znaczeniu jest czymś odwrotnym niż nabożeństwo, które ześrodkowuje się na pewnym aspekcie tajemnicy chrześcijaństwa, z niebezpieczeństwem brania części za całość. Jesteśmy tu w obliczu ruchu dośrodkowego: ruch do serca by ująć punkt węzłowy, albo jeśli chcemy, zwornik sklepienia, jaki łączy i utrzymuje całą budowlę chrześcijanizmu i daje mu ostateczne znaczenie. To co ojciec Dehon nazywa drogą miłości daje widok na całość Bożego dzieła. Jeśli miłość jest określeniem Bożej natury, trzeba wyjść od niej, by wejść w sprawy Boże. Miłość nie jest więc jednym z pośród innych przymiotów, ale ona je wszystkie zawiera, od której zapisuje się historia Boga z człowiekiem.
Perspektywa taka staje się w ten sposób odczytywaniem historii zbawienia rozumianej jako akt dobroci, miłosierdzia Bożego dla człowieka. Ojciec Dehon nie przestanie rozwijać tego tematu, używając czasem wyrażeń, przesyconych romantyzmem i sentymentalizmem swojej epoki. Ale ponad ów przerost uczuciowy, czytelnik winien odnaleźć głęboką żyłę nabożeństwa, jakim zostaje Pismo Święte. Mówiąc o tym, co nazywa on ”doktryną Najświętszego Serca”, Dehon pisze: „Doktrynę tę, trzeba czerpać z prawdziwych źródeł… Znajduje się ona w źródle stale nowym Piśmie Świętym, ale Piśmie otwartym tym nowym kluczem objawień Najświętszego Serca. To nowe światło ukazuje nam lepiej miłość Boga ku nam, miłość Najświętszego Serca do nas. Tym nowym ogniem, to ogień miłości i ofiarowania się. (OSP II,184).
Nauka o Sercu Jezusa dostarcza nowego klucza do tłumaczenia w odczytywaniu historii. By to wykazać, ojciec Dehon bierze na swój użytek piękny hymn świętego Pawła do Kolosa (1, 11-12), który mówi o Chrystusie jako pierworodnym wszelkiego stworzenia, w którym wszystko zostało stworzone i w którym wszystko zostanie pojednane z Bogiem. I dodaje jeszcze tę szczególną uwagę, jaka naświetla całość i daje jej swoje wykończenie: „Bóg miał więc stwarzając świat na widoku Zbawiciela…Ale, zapytuje siebie Dehon, czy w Chrystusie samym boska myśl nie miała jeszcze specjalnego ideału, punktu celowego, przedmiotu bardziej bliskiego, swych upodobań ? I odpowiada bez wahania: „Tak, bez żadnej wątpliwości, a tym szczegółem uprzywilejowanym było Serce Jezusa… Oto sekret Boży. Od samego początku upodobał on sobie w Chrystusie, ale szczególnie w Sercu najgodniejszym miłości Zbawiciela. (OSP V, 394).
Oto wyraźnie ustawiona z punktu widzenia teologicznego doktryna, taka, jak ją przeżywał ojciec Dehon: historia zbawienia rozumiana jako związek miłości Boga z człowiekiem. A w swej ostatniej książce, Studia na temat Serca Jezusowego (1923) odczytuje Stary i Nowy Testament jak i historię Kościoła, z tym kluczem interpretacji. Jej lektura staje się nieprzerwanym hymnem ku miłosiernej dobroci Bożej, który nie nuży się zajmować się człowiekiem mimo i wbrew wszystkiemu co usiłowano o tym napisać. To oczywiście w Jezusie z Nazaretu miłość Boża najbardziej się ujawniła. Ale ta historia miłości między Bogiem a ludźmi przedłuża się dalej u Ojców Kościoła, którzy w oczach Dehona czczą uroczyście Najświętsze Serce w swych wzlotach uwielbienia dla boskiej i ludzkiej miłości Zbawiciela do swego Ojca i do nas (OSP V, 500).
Prowadząc dalej swoją myśl poprzez średniowiecze, zatrzymuje się szczególnie przy świętym Bernardzie z Clairvaux, którego nazywa „wielkim inicjatorem kultu wewnętrznego”, jak i zakonnicach z Helfta, zaś szczególniej przy świętej Gertrudzie, ”boskiej zwiastunce prywatnego nabożeństwa do Serca Jezusowego”. W długiej tej historii ojciec Dehon każe Małgorzacie – Marii odgrywać rolę zasadniczą w tym, co przyczyni się do utworzenia publicznego kultu do Serca Jezusowego w Kościele. W jego oczach jest to ”zorza i jakby poranek, jaki się rozwinął w pełny dzień objawień w Paray-le-Monial” (OSP V, 502). Dzięki promieniowaniu wizytki z Paray, w której ojciec Dehon widzi ewangelistkę tego nabożeństwa„, kult do Serca Jezusowego wychodzi w pewnym znaczeniu z klasztorów, by przybrać wymiar publiczny w liturgii. Ale to dopiero w roku 1765, długo po śmierci świętej Małgorzaty – Marii Rzym zezwoli na pierwszą publiczną celebrację liturgiczną ku czci Serca Jezusowego.
Ważnym tu jest fakt, że ten wymiar publiczny, urzędowy , jaki przybiera to nabożeństwo, a które ojciec Dehon nazywa teraz „królestwem Serca Jezusowego, bądź „społecznym królestwem Serca Jezusa”. Bo oprócz kultu liturgicznego, znajdujemy u Małgorzaty-Marii pragnienie wymiary społecznego dla tego kultu, z dokładnymi wymaganiami politycznymi, jak np. poświęcenie państwa francuskiego Sercu Jezusowemu, czy obrazu serca na sztandarach państwowych. Tak podkreślona jest religijna funkcja monarchii. W myśl Małgorzaty-Marii to nakładanie się polityczno-religijne, ma za cel umocnić ład duchowy chrześcijanizmu, jaki zaczyna się niszczyć z końcem tego XVII wieku. Taka perspektywa będzie trafiać na opór ruchu rewolucyjnego z końca XVIII wieku i przez wiek XIX będzie ostrzem miecza walki przeciw odrodzeniu się rządu republikańskiego we Francji. Te wydarzenia, choć są małego znaczenia, mocno obciążą dalsze promieniowanie tego nabożeństwa.
Z tej długiej drogi historycznej, Dehon zatrzyma rzecz istotną. Duchowość, która dostrzega, że Bóg działa w historii ludzkiej przez miłość, winna mieć wymiar społeczny, można by nawet powiedzieć stowarzyszeniowy. Nie może ona żywić się jedynie w tajnikach sumienia czy intymności ognisk rodzinnych. Winna przesiąkać społeczeństwo, co ojciec Dehon nazwie „życiem chrześcijańskim społecznym, ożywionym duchem Serca Jezusowego” (OSP V, 455). Po dostrzeżeniu, tak jak to uczynią inni chrześcijanie XIX wieku, że odbudowanie chrześcijanizmu jest tylko marzeniem, ojciec Dehon zaangażuje się wyraźnie i zdecydowanie do ewangelizacji społeczeństwa, upojonego demokratycznymi zdobyczami, lecz również wytrąconego z równowagi przez szalony przemysł, jaki szuka tylko ekonomicznej korzyści, a przez to przekształca robotników w biedny proletariat.
Tu ojciec Dehon okaże się w całej wielkości i naznaczy swą oryginalnością historię nabożeństwo do Serca Jezusowego. Bóg-miłosierdzie nie może jego zdaniem żyć jedynie we wspaniałości świątyń i intymności serc. Bo miłość wymaga sprawiedliwości i uznania godności. Uniesiony tą duchowością miłości, zaangażuje się wraz z innymi księżmi demokratami w powstającą demokrację chrześcijańską. Zgodnie z duchem wielkiej encykliki społecznej Leona XIII Rerum Novarum (191), której stanie się gorliwym propagatorem i słuchanym tłumaczem, ojciec Dehon domaga się sprawiedliwości i godności dla świata pracy. Łącząc miłosierdzie i sprawiedliwość, daje nowy kształt duchowości Serca Jezusowego. Czyni z niej duchowość, która wymaga głębokiego charakteru, a co do woli, sprawiedliwości i godności ludzkiej.
Opatrzność Boża, zwierza się Dehon w 1910 roku, poleciła mi żłobić bruzdy, ale dwie z nich pozostawią głębokie ślady: chrześcijańska działalność społeczna i życie miłości, wynagrodzenia i ofiarowania się Sercu Jezusa. Moje książki, tłumaczone na kilka języków, noszą wszędzie ten podwójny powiew (prąd) jaki wyszedł ze Serca Jezusa. Deo gratias ! (NQ XXV, 33).
Kodeks Królestwa
Nabożeństwo do Serca Jezusowego odnosi się do wszystkich tajemnic i do wszystkich etapów życia Naszego Pana. Daje ono wytłumaczenie wszystkiego w tym jednym słowie: Miłość…
Całe Jego życie było adoracją i miłością, począwszy od uniżenia we Wcieleniu, aż do śmierci na krzyżu. Ofiarowanie zewnętrzne przez cierpienie, upokorzenie, ubóstwo; upokorzenie wewnętrzne przez miłość i adorację. To pierwszy cel ofiary. To również pierwszy akt Jego życia eucharystycznego. (OSP II, 521, 523).
O ile słowo „nabożeństwo” da się sprowadzić do zespołu praktyk i obrzędów, nie da się tego powiedzieć o doktrynie o Sercu Jezusa. Według ojca Dehona , to ostatnie podaje zasady i wyjaśnienia, skąd wypływają życiowe postawy. Wyjaśnia nam ona to, co za Berulle nazywa on tajemnicami i etapami życia Chrystusa. W tym znaczeniu trzeba mówić o duchowości chrystologicznej, gdyż objawia nam ducha, jaki ożywiał Jezusa. A duch ten streszcza się w jednym słowie: Miłość. Wszystko w Jezusie było Jego miłością do swego Ojca i do ludzi. Ojciec Dehon jest niezmordowany w powtarzaniu tej pierwszej prawdy chrześcijańskiej. Będzie starał się swymi pismami i pracami ukazywać płynące stąd zastosowania dla życia chrześcijańskiego, jak też dla funkcjonowania społeczeństwa.
W ostateczności można by się nawet obejść od nazwy „Najświętsze Serce” od momentu kiedy duchowość chrystologiczna miłości ma miejsce centralne, a ma ją wtedy, gdy według niej odczytuje się i przeżywa całe posłanie ewangeliczne. Warto przyznać, iż rzeczywiście określenie „Najświętsze Serce” ukazało swe słabe strony, głównie z przerostu znaczeń nadawanych słowu „serce”, jakie prowadzi do nadmiaru uczuciowego. Nadto czyniąc wyrażenie „Najświętsze Serce” imieniem własnym dla oznaczenia osoby jednostkowej, czynimy w pewnym znaczeniu podwojenie osobowości w Jezusie.
Ale ważniejsze jest co innego. Dla ojca Dehona duchowość ta jest rodzajem pójścia za Jezusem, specyficzną „Sequela Christi”. Jest nałożeniem na całe życie i dzieło Jezusa rodzaju ogólnego pojęcia, jakie pozwoliłoby dostroić wydarzenia z Jego życia z Jego posłannictwem. Miłość staje się tym, co łączy całość i daje znaczenie każdemu szczegółowi. Oto mechanizm duchowości, jaką żyje ojciec Dehon, prawdziwa pedagogia chrystologiczna, która pozwala jeśli nie zrozumieć, to przynajmniej zbliżyć jak najbardziej tajemnicę samego Chrystusa.
Drogą by tam dojść, będzie więc droga miłości zgodnie z tytułem dzieła Jana –Mikołaja Grou, którego nazwie ojciec Dehon ” jednym z mistrzów życia duchownego”. (OSO I, 417). Ale wówczas gdy ten ostatni kroczy drogą by iść ku Bogu jako takiemu, Leon Dehon proponuje tę drogę by wejść w osobowość Jezusa, a przez Niego iść do Ojca. Ponad podobieństwo wyrażeń, widzimy że różnice przedstawianych duchowych pedagogii. Droga ojca Dehona jest do głębi chrystocentryczna. Z tego punktu widzenia przynależy on do francuskiej szkoły duchowości. Ale z nurtu jaki wyszedł z Paray-le-Monial zatrzymuje przeświadczenie, że Chrystus ma serce i postawę „miłosierdzia” , że ożywiony jest ogromną miłością.
Droga zapożyczona przez ojca Dehona prowadzi do rozpoznania osoby Jezusa. Iść do Niego by wiedzieć kim On jest, a tak lepiej upodobnić się do Niego. Apostołowie też byli zapytywani na temat prawdziwej osobowości Jezusa. Pytanie to leży w sercu każdego poruszenia wiary, jest nawet samą jego dynamiką wewnętrzną. Odpowiedź jaką daje dwunastu, tworzona jest w odniesieniu się do Starego Testamentu, a dokładniej do ruchu prorockiego. Wyznanie Piotra: „Ty jesteś Chrystusem” (Mc 8,32) oznacza Jezusa w Jego funkcji Chrystusa Mesjasza, jaka również ma swe korzenie jest w Starym Testamencie.
Ojciec Dehon widzi rzeczy inaczej. Stara się poznać, umieścić Jezusa, nie poczynając od poprzedników, ale w Nim samym, poprzez Jego istotę. Pamięta, że Chrystus określił się jako „cichy i pokornego serca” (Mt 11, 28-29). Uczyni z tego oświadczenia jakby zwierciadło, które ukazuje samą osobę Jezusa. Dehon podkreśla, że Mateusz jest jedynym ewangelistą przytaczającym te słowa Jezusa. Porównując je z kazaniem na górze, może napisać: „Jego Ewangelia jest prawdziwą nauką Naszego Pana. To on objawia nam charakterystykę Serca Jezusa w Jego życiu prywatnym i publicznym. On zatrzymał i powtórzył te piękne słowa Jezusa: Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca” (OSP IV, 276).
To słowo ewangeliczne wychodzi często spod pióra ojca Dehona, bo w jego oczach zawiera ono ducha Najświętszego Serca. (OSP IV, 11). W tym sensie staje się ono kluczem jego duchowości, skoro tłumaczy, wyraża jak można najlepiej to, czym żyje on w głębi. Wraz z uderzeniem włóczni, która otwiera bok ukrzyżowanego, ten urywek ewangeliczny staje się jednym z dwóch ważnych odnośników biblijnych, które według ojca Dehona zakorzeniają duchowość Serca Jezusa w Piśmie Świętym. Rozmyśla o tym przez cały ciąg swego życia, podkreślając zwłaszcza nalegające wezwanie Jezusa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. (Mt. 11, 28). Wskazuje w tym na wspaniałomyślność, że kieruje się ono do każdego człowieka, tak sprawiedliwego jak do grzesznika, ale szczególniej do tego, który cierpi i ugina się pod ciężarem życia. Oczywiście rozmyślanie tego urywku ewangelicznego uczyniło ojca Dehona uważnym na warunki życia ludzi biednych, choć sam nie zaliczał się do tego środowiska, do rzesz pracujących „wyzyskiwanych przez kapitalizm samolubny, wymagający, twardy, chciwy i nieużyty. (Przemówienie z dnia 8 września 1907 do dawnych uczniów Instytutu św. Jana, jaki założył w roku 1877). Dotykamy tu tajemniczej ciągłości między nowatorskim zaangażowaniem się społecznym a autentyczną duchowością chrystocentryczną. Jest to, jak wspaniale pisze Dehon, „miłość w kontakcie ze złem” (()SP V, 692).
Rozumiemy zatem, że dla ojca Dehona ”łagodność i pokora, cierpliwość i miłość, są kodeksem królestwa„ (OSP IV, 186), jaki Jezus ogłasza dla ludzi uciśnionych. To są owoce Bożej miłości. Ale nie uważajmy że Dehon daje nam tu lekcję pretensjonalnego sentymentalizmu albo taniej pobożności, w jakiej lubuje się zbyt łatwo pewna religijność. Dehon odrzuca ją wyraźnie i żali się nawet na zmarzlinę duchową i apostolską swojej epoki, na „to pokolenie małoduszne, które zmieniło nam Chrystusa”, pisał. To nie był już Chrystus robotników, Chrystus, który wykonywał swoje nieustanne posłannictwo wobec grzeszników, publikanów, ludzi świata. Lew Judy został przekształcony w bojaźliwą owieczkę. Nasz Chrystus, którego apostolstwo potężne i silne było natchnieniem dla Pawła, Ksawerego i wszystkich zdobywców dusz, został zamieniony na człowieka bojaźliwego i słabego, który przemawia tylko do dzieci i do chorych” (OSP II,158).
Słodycz i pokora są rysami charakterystycznymi mocy ducha i wielkoduszności. Nie wyrażają one fałszywej świadomości co do siebie, ale przeciwnie ową pogodę jaka płynie z równowagi i harmonii w życiu. Jeśli ojciec Dehon w nich rysy najbardziej upadabniające do Chrystusa, to dlatego, że myśli on o kenozie, (ogołoceniu) takiej, jaką św. Paweł ukazuje w swym liście do Filipian. Chrystus „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności aby na równi być z Bogiem lecz ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi stawszy się podobnym do ludzi. (Filip. 2, 6-7).
Tak, Chrystus „ogołocił” się ze swej boskości, z miłości do ludzi. Oto pokora Jezusa, ta kenoza, która pozwala Mu dokonać najwspanialszego dzieła naszego odkupienia. Trzeba Mu było zrezygnować ze swej boskości, by poślubić położenie ludzkie. W tym sensie pokora rymuje się dobrze ze wspaniałomyślnością, mocą ducha. Ojciec Dehon słusznie widzi tam bramę wejściową Wcielenia, jaka narzucać będzie wszystkie zdarzenia Chrystusa i jest oznaką najwyższej głębi. Jest ona pierwszym owocem boskiej miłości, warunkiem by Bóg wszedł w historię ludzką, nie aby nad nią panować, ale sam stając się człowiekiem. Ta pokora i słodycz wyrażają zdaniem Dehona serce o duchowości chrystologicznej, wspartej na boskim miłosierdziu. „Pokora, pisze on, była cnotą w pełnym tego słowa znaczeniu cnotą Serca Jezusowego. We swym Wcieleniu, Jezus wszedł w stan poniżenia i unicestwienia. Pozostał w tym stanie” (OSP IV, 507). Dość powiedzieć, że kieruje ona całym życiem i działalnością Jezusa z Nazaretu. Jego ogołocenie nie jest niczym innym, jak pełną dyspozycyjnością wobec Ojca dla służby ludziom, co ojciec Dehon nazywa często zdaniem się na Boga czy ofiarą.
Ten kto prawdziwie chce iść za Jezusem, będzie winien zdaniem ojca Dehona, nabyć tej siły wewnętrznej i tej wielkoduszności, które uczynią go gotowym do tego, do czego natchnie go Duch Święty. Odnajdujemy tu to, co było naszym punktem wyjściowym. Duchowość dehoniańska wspiera się na pedagogice przyjęcia, posłuchu dla dzieła Bożego , jakim jest służba dla ludzi. Tu zawiązują się dodatkowe tajemnice, jakie czynią z człowieka duchownego człowieka apostolskiego. Życie ojca Dehona jest co do tego przykładem, jednym spośród tak wielu. Trzeba ogołocić się ze siebie samego, ze swoich egoizmów i swojej ciasnoty, ze swych obaw, by pozwolić się objąć przez światło i hojność Chrystusa. Wziąć na siebie swe jarzmo nie jest niczym innym, jak pozwolić by one w nas żyły, przykładając się ze swej strony do słuchania Jego Słowa. Ojciec Dehon nie zapomina, że rękojmią całego życia chrześcijańskiego czy zakonnego, jest na pewno jego mistyczny charakter wewnętrzny.
Bądźcie zawsze uważnymi na mój głos i na moją łaskę. Uczcie się, że jestem cichy i pokorny sercem. Bądźcie jak ja pokorni sercem i posłuszni na polecenia łaski. Czyńcie w każdej chwili to, co dyktuje wam wasze sumienie oświecone moim Duchem. Jeśli pozwolicie mi żyć w waszym wnętrzu, wasze życie będzie całe oświetlone, całe umocnione. Ja sam będę waszym światłem, waszym pokojem i waszą siłą (OSP I, 158).
Ojciec Dehon chciał, by duchowość Serca Jezusowego wyszła z zimnego zamknięcia się w sobie i z bezsilności. Chce uczynić ją misyjnym dynamizmem, który na kształt ognia, jaki Jezus przyszedł zapalić na ziemi, winien by odnowi/ od wnętrza życie chrześcijańskie.
Przyjdźcie do Mnie wy, którzy Mnie kochacie, a uczynię z was zdobywców potężnych w czynach i zasługach (OSP I, 198).
Kult Serca Jezusowego nie jest dla nas zwykłym nabożeństwem, ale prawdziwą odnową całego życia chrześcijańskiego i wydarzeniem o największym znaczeniu od czasu Odkupienia. (OS I, 7).
Metoda życia duchowego
O dobry Mój Mistrzu, przychodzę do Ciebie, staję przed Tobą w uciszeniu, w świętym skupieniu, jak przed kotarą wejściową. Kontemplował będę spokojnie i miłośnie tajemnice Twojego życia. Będę uległy Twojej łasce i Twojej miłości. W ten sposób łatwo odwiążę się od stworzeń i oczyszczę me serce w ogniu Twojej miłości, by usłyszeć Twój słodki głos, który chce mi zaofiarować dar Twojego Serca. OSP II, 188).
Modlitwa ta, świadcząca o gorącości duchowej tego, który pisał ją po sformułowaniu jej w swym sercu, a którą kończy wstępne rozważanie dziełka jakie ojciec Dehon wydał w roku 1905: Koronka miłości do Najświętszego Serca. Zaciekawia sam tytuł, domaga się wyjaśnienia. Nazwę „koronka” rozumiemy w odniesieniu do pobożności maryjnej, gdzie się to mówi o koronce do Matki Bożej, by oznaczyć nią modlitwę różańcową. Dehon używa więc nazwy koronka, by oznaczyć rodzaj różańca ku czci Serca Jezusowego. Zresztą Małgorzata-Maria używała już tego wyrażenia w sensie ćwiczenia ku czci Serca Jezusowego. W myśli ojca Dehona, koronka to rozważanie na ziarnkach różańca tajemnic Serca Chrystusa, w dziękczynnym śpiewie, całkiem jak jest nim Zdrowaś Maryjo w różańcu ku czci Matki Bożej. Ćwiczenie to jest cichą kontemplacją „miłosną” dodaje ojciec Dehon – tego wszystkiego co zawiera nauka o Sercu Jezusa; kontemplacją, która zamienia się w dziękczynienie za wszystko czego miłość Boża dokonała w Jezusie.
Bo dla ojca Dehona nie wystarcza zapisać w pamięci życie Jezusa, by przebiegać jego etapy i zgłębiać jego znaczenie. Przebieg historyczny życia Jezusa znajduje swój sens i swoją celowość ponad historię, w teologicznej wizji ludzkiego życia i świata, która ukazuje Boga jako powszechną Opatrzność. W świecie zeświecczonym jak nasz, naznaczonym naukowym pozytywizmem, mamy skłonność zapominać, że wydarzenia nie łączą się jedynie związkiem przyczynowym. Mają one pewien charakter wewnętrzny, gdyż według nauki świętego Pawła są zamierzone przez „życzliwą tajemnicę Bożą, dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako głowie” (Ef. 1, 9-10). Podobnie powiązanie historyczne samo w sobie, nie daje ostatecznego klucza naszych ludzkich przeznaczeń. Jest pewna bariera podziemna, nie łatwa do dostrzeżenia, gdyż wymyka się ona wszelkiej naukowej przyczynowości. Jest bardziej przeżywana, niż dostrzegana.
To jest jeszcze bardziej prawdziwe w odniesieniu do Jezusa z Nazaretu, bo ponad Jezusem historycznym, którego życie toczy się w Palestynie w pierwszym wieku naszej ery, przewijają się Syn Boży i boski projekt odkupienia ludzi. To wiara, a nie historia, dosięga tej głębokości. Trzeba kategorycznie strzec w duszy tej podwójnej perspektywy, jaką nauki humanistyczne wesoło ignorują. By dobrze zaznaczyć tę niezbędną różnicę poziomów, Dehon używa słowa „tajemnica” by oznaczyć nią ważne wydarzenia z życia Jezusa, dodając im wymiar wiary, by użyć wyrażenia obiegowego w psychoanalizie. Będzie w ten sposób mówił o tajemnicy Wcielenia, czy o tajemnicy Krzyża. Taki sposób pisania odwołuje się do podwójnej lektury, która od zrozumienia historycznego, idzie do kontemplacji mistycznej.
Jesteśmy tu w obecności prawdziwej pedagogiki duchownej, pragnącej doprowadzić chrześcijanina do zrozumienia głębi jego wiary. Dehon zapożycza ją od francuskiej szkoły duchowości, dokładniej od jej założyciela Piotra de Bérulle (1575-1629), który popierał będzie wprowadzenie Karmelu świętej Teresy do Francji. Tak jak Bérulle, Dehon przeprowadza swe rozmyślanie życia Jezusa aż do tajemnicy Jego osoby, ale ta ostatnia jakoś się rozwiewa, gdyż jest ona znakiem i wskaźnikiem boskości. Wierny winien zapuścić się do tej głębokości, by skorzystać ze świateł boskości. By Jezus był drogą ku Ojcu, trzeba Go widzieć jako Syna, który objawia Ojca. Albo jak powiada Bérulle: „Winniśmy poszukiwać myśli stosownych do stanu uwielbionego Syna Bożego, by wydobyć jakąś pomoc dla siebie oraz dla uczczenia Go doskonalej” . (Cyt. R. Deville francuska szkoła duchowości, Desclée, Paryż 1987, str.38).
Od czasu swego seminarium, Dehon wtajemnicza się w tę pedagogikę głębi, jaką uprawiał będzie całe swe życie do tego stopnia, że uczyni z niej swoją własną metodę duchowną. Podczas swego pierwszego roku 1865-66, seminarzysta wczytuje się w dzieła świętej Gertrudy, świętego Franciszka Salezego, św. Jury i Libermana. Ci klasycy, są ważnymi tyczkami mierniczymi jego życia duchowego. Pomagają mu do stworzenia tego wymogu pójścia do głębi, które prowadzi aż do „tajemnicy”, czyli do zażyłości z samym Chrystusem. Ten wymóg jest czymś stałym w życiu Dehona; będzie on duchowym zaczynem, który, kiedy uderzy doświadczenie, pozwoli zachować głowę.
I tak w roku 1893 krytyki i oszczerstwa sypać się będą na założyciela dehonianów, będącego jeszcze dyrektorem kolegium św. Jana, jakie założył w roku 1877. Leon Dehon oskarżony jest, że nadużył dziecka. Było czym załamać człowieka. Jego Notatki Codzienne ze zwykłym sobie umiarkowaniem czynią do tego aluzję: „Doświadczenia, donosy, oszczerstwa. Dni cierpień … Szatan wznieca przeciw naszemu dziełu burzę krytyk, posądzeń, oszczerstw” (NQ. VI, 32-36). Biskup Duval wymaga by ojciec Dehon zrezygnował z kierownictwa kolegium i poleca mu opuścić Saint-Quentin. Nim uda się do Rzymu, by dać sprawozdanie z doświadczenia jakie spotyka go niesprawiedliwie, decyduje się odprawić wielkie trzydziestodniowe rekolekcje. Zaczyna je 17 października 1893, w dzień świętej Małgorzaty-Marii. Dnia 8 listopada pisze w swym zeszycie rekolekcyjnym: „Panie, daj mi łaskę widzenia i czytania w głębi Twojego przebitego Serca. Poznanie dogłębne Twojego Serca wytworzy w moim sercu miłość wdzięczności i ducha ofiary” (NQ/RB 1893 str. 419).
Widzimy zatem: pedagogika wnętrza doskonale dostosowana jest do duchowości Serca Jezusa. Jest w pewnej mierze jego siłą. Dowodzi tego wyrażenie jakie często wychodzi spod pióra ojca Dehona, „przeniknąć aż do serca” (OSP II, 305). Wyraża ono doskonale ruch do głębi, który wychodzi od wydarzenia z życia Jezusa, by dojść do spotkania tajemnicy. Droga włóczni setnika, która otwiera bok Ukrzyżowanego, staje się tego, jak to zobaczymy, symbolem. „Winniście zatem próbować przeniknąć w głębie tej przepaści miłości i pobudzić się do miłości mego Serca, widząc jak bardzo Ono was ukochało” (OSP II, 41).
„Wniknąć w” staje się u ojca Dehona „miejscem teologicznym” , które równocześnie koncentruje swą pedagogikę i nastawia obiektyw. Jest w tym znaczeniu czynnym naleganiem, którego celem jest stworzyć autentyczną osobową więź pomiędzy chrześcijaninem a Chrystusem „wnikając w same uczucia” Jezusa, jak to powtarza Dehon. Przechodzi ono z konieczności, jak to mówiliśmy, przez postawę przyjęcia Słowa, co Dehon nazywa przejściem za kotarę, by wytworzyć rozmyślanie. Rozmyślanie jest jednak nie tyle „ćwiczeniem pobożnym” co „ćwiczeniem w miłości”, według wyrażenia świętej Gertrudy. Chodzi o przypomnienie sobie wielkich rzeczy, jakie miłość Boża dokonała dla nas. Pan uczynił mi wielkie rzeczy, święte jest Imię Jego (Łuk. 1, 49). Serce Jezusa staje się w całym tego słowa znaczeniu przedmiotem tej kontemplacji, skoro Ono samo wyraża miłość Boga do człowieka.
Dotykamy tu czegoś zasadniczego w dziele Dehona, czego jeszcze nie doceniono należycie. Jeśli chodzi o jego życie, podaje się zazwyczaj postać założyciela zgromadzenia zakonnego i jego działalność społeczną jako wychowawcę i teoretyka nauki społecznej Kościoła przez swe konferencje i prace, jakie miały w owym czasie potężny oddźwięk. I tak Społeczny podręcznik chrześcijański (1894) jest jednym z najpierwszych komentarzy encykliki Rerum Novarum (1891) Leona XIII, prawdziwa karta społecznej doktryny Kościoła. Dehon staje się jej słuchanym komentatorem, skoro od roku 1895 biskup taki jak Mgr. Isoard z Annecy, mało skłonny do reform, poleca go gorąco swojemu duchowieństwu.
Ale kiedy podejmiemy już trud przeczytać dzieło duchowne ojca Dehona, które miejmy to na uwadze, było bardzo ograniczone czasem na pisanie, dostrzegamy że przewija się w nich jedna stała troska: wprowadzić czytelnika na drogę prawdziwego życia duchowego, jakie nazywa on życiem, albo drogą miłości. Chodzi o to, by pomóc duszom żyć tym życiem miłości, jak poleca to w przedmowie do książki O życiu miłości ku Sercu Jezusowemu. Liczne rozmyślania, jakie składają się na to dzieło duchowne, wprowadzają krok po kroku w tajemnicę Bożej miłości. Zatem można słusznie mówić o metodzie życia duchownego: usunąć korę z tajemnic życia Jezusa, by zgłębiać Boże tajniki. Nadto, gdy w swych Studiach na temat Serca Jezusowego ukazuje swoje własne zgromadzenie, założyciel pisze w nagłówku swojego rozdziału: „Metoda życia wewnętrznego”, którego celem jest „zjednoczenie ze Sercem Jezusa” (OSP V, 689).
Nie podobna jaśniej oznaczyć celu założenia: żyć posłannictwem ewangelicznym jako przygodą między człowiekiem i Bogiem. Środkiem dojścia do tego: łączyć się z Jezusem, doskonałym objawicielem Ojca, a którego Serce staje się symbolem boskiej miłości. Widzimy to od nowa. Duchowość dehoniańska łączy harmonijnie prądy duchownych francuskich XVII wieku, którzy nacisk kładą na chrystologiczną bliskość, by odciąć się od jansenistycznej surowości, ukazującej Boga jako bardzo świętego. Podkreślaliśmy już rolę francuskiej szkoły i nurtu paryskiego. Ale w miarę jak określenie zjednoczenia z Chrystusem i Bogiem staje myślą centralną u ojca Dehona, trzeba wspomnieć tego, który pozostaje głównym odwołaniem się w tej dziedzinie , a który nie należy do żadnego z tych nurtów, Lotaryńczyka Jana-Baptystę Saint-Jure (1588-1657). Leon Dehon czyta w swym pierwszym roku seminaryjnym jego książkę najbardziej znaczącą: Człowiek duchowny”. Jakieś czterdzieści lat później ojciec Dehon zwierza się: „lubię bardzo duchowość Saint-Jure. Czynię z niego mojego autora klasycznego”.(NQ XIX, 30). Uwaga dużego znaczenia, jaka zdradza nam jedno ze źródeł natchnienia ojca Dehona.
W czwartym rozdziale drugiej części Człowieka duchownego, Saint-Jure podkreśla to, co w jego oczach jest zasadniczą charakterystyką wszelkiego życia duchownego, charakterystykę, jaką znajdziemy u Leona Dehona: „Czwartą zasadą ogólną życia duchownego , jaką ja uważam za podstawową i najważniejszą, to zjednoczenie wewnętrzne i nierozdzielne, jakie winniśmy mieć z Naszym Panem”. I Saint-Jure sposób tego zjednoczenia: „To w Sercu Naszego Pana winniśmy szczególnie winniśmy się łączyć z Nim”.
I jakby echo, ojciec Dehon odpowie mu dwa i pół wieku później taką modlitwą: „Daj nam o mój Zbawicielu, tę łaskę zjednoczenia, tego ducha zjednoczenia. Miejscem stosownym tego zjednoczenia, to Twoje Boskie Serce. Zrozumiałem, że zjednoczenie to jest źródłem całego życia duchownego. Odtąd pracował będę nad tym by nigdy więcej nie stawiać w tym przeszkód” ( OSP III, 486).
Ten wymóg zjednoczenia w odniesieniu osobistym do Chrystusa, jest kamieniem węgielnym „nowoczesnego nabożeństwa”, jakie rozpoczyna odrodzenie. Ma kształtować życie duchowne człowieka, który wchodzi w czasy nowożytne jako zdobywca swojej wolności na wszystkich poziomach. Bo człowiek ten, nie może zadowolić się religią obowiązków, skodyfikowanych aż do szczegółów, które pozbawiają go jego wolności. Teraz jego wiara chce wyboru i osobistego zaangażowania, jakich wymaga formacja i praca nad sobą. Oto dlaczego ojciec Dehon twierdzi że „zjednoczenie ze Sercem Jezusa jest drogą chwili obecnej i łaską naszych czasów” (NQ XL III, 84).
Ten wymóg jest warunkiem przeżycia chrześcijanina w społeczeństwie zeświecczonym, gdzie religia uwypukla jedynie wolność indywidualną. Dehon zrozumiał to w dosłownym znaczeniu, co jeszcze podkreśla, gdyby tego zachodziła potrzeba, aktualność jego duchowości.
Jest to powołaniem dusz poświęconych mojemu Sercu, by usiłowały zawsze odkrywać moje Serce pod powierzchnią wszystkich moich tajemnic. (OSP II, 41).
Życie zjednoczenia, moja łaska
Trzy wielkie rzeki miłości Wcielenia, Męki, i Eucharystii wypływają z tego oceanu i tam powracają, przepłynąwszy świat swym biegiem ożywczym i zbawczym. Wszystko mieści się tam, wszystkie tajemnice zbawienia, wszelkie dobrodziejstwa Boże, wszelkie bogactwo Jego łaski i miłosierdzia, Serce Jezusa, kapłan i ofiara miłości zawiera to wszystko. (OSP II, 524).
Perspektywa szeroka: obejmuje cały opatrznościowy plan Boży, który w Jezusie z Nazaretu ma swoje istnienie. Dehon umieszcza się w tym szerokim horyzoncie otwartym przez świętego Pawła w jego liście do Kolosan: „Wszystko pojednać przez Niego i dla Niego i to co na ziemi i to co w niebiosach.” (Kol. 1, 20). Ta perspektywa rysuje obszar duchowości dehoniańskiej. Założyciel tam buduje swoje życie duchowne. Trzy wielkie tajemnice chrześcijaństwa, Wcielenie, Męka i Eucharystia, stają się szkieletem jego życia zakonnego, bo w ich kontemplacji doświadcza najlepiej boskiej miłości. Jego książka „Koronka miłości do Najświętszego Serca”, daje tego ilustrację. Dzieli się ona rzeczywiście na trzy serie rozważań, których tematem są właśnie Wcielenie, Męka, Eucharystia. Te tajemnice stanowią jakby wielkie aleje drogi miłości, jakie zapożycza Dehon by żyć miłością Bożą, co stanowi cel końcowy. W ten sposób jego chrystologia stanowi nie tyle zespół dogmatyczny, co zapoczątkowanie życia chrześcijańskiego, idąc za wielkimi etapami Chrystusowego życia..
Jesteśmy tu w sercu pedagogii duchowej ojca Dehona. Proponuje te trzy tajemnice z życia Chrystusa jako temat szczególnie ważny kontemplacji, by łączyć się z Chrystusem , to znaczy by do Chrystusa się upodabniać. Od czasu swego seminarium, jak to widzieliśmy, dzięki lekturze pism Saint-Jure i Libermanna, Leon Dehon wchodzi w tę postawę duchową głębokiej łączności z Chrystusem. Szybko to zjednoczenie skonkretyzuje się w rozmyślaniu, tego, co ojciec Dehon uważa za najbardziej znaczące w miłości Bożej, to znaczy Wcielenie, Mękę i Eucharystię. Sprawa zjednoczenia ukierunkuje całą jego duchowość, będzie wątkiem wewnętrznym, jaki jednoczy całość. Trzeba więc rozumieć je jako nić wiodącą jego własnego życia, które stanie się dziedzictwem duchowym, zostawionym swoim synom. Wystarczy odczytać kilka zwierzeń z jego Notatek Codziennych, by się o tym przekonać.
W styczniu roku 1913 w wyniku różnych lektur, nabiera przekonania, że zjednoczenie z Bogiem nie jest darem nadzwyczajnym, ale „normalnym ukoronowaniem modlitwy i doskonałości”. Z tego wyciąga wnioski w swym życiu osobistym: „Jakżeż Nasz Pan był dla mnie miłosierny ! Zazwyczaj nie daje tego życia zjednoczenia, kiedy się je roztrwania. Co do mnie, ja miałem je czas długi, może dwadzieścia sześć lat, od 1866 do 1892; następnie spędziłem dwadzieścia lat życia mieszanego, kiedy były dni dobre i dni wielkiej nędzy. Teraz zwraca mi Pan to życie zjednoczenia i spodziewam się, że zaznaczy się ono bardziej.” (NQ XXXV,6)
Zwierzenie to ciekawe jest więcej niż z jednego punktu widzenia. Pragnie ono ukazać, że pierwsza część jego życia , od seminarium aż do końca roku 1892 była duchowo pogodna, zrównoważona, i mocno zakotwiczona w tym zjednoczeniu z Chrystusem i to pomimo wielkiego doświadczenia z roku 1883, kiedy to Rzym znosi jego Zgromadzenie, by je wskrzesić już za kilka miesięcy w roku 1884. Począwszy od roku 1893 rozpoczyna etap życia duchowego o wiele więcej wzburzonego, przypuszczalnie na skutek doświadczeń jakie dotykają go bardzo osobiście i budzą obawy co do jego nieskazitelności W roku 1893 sprawa jego postawy wobec pewnego młodzieńca, w roku 1896 intryga w zgromadzeniu, by zwolnić go z funkcji przełożonego generalnego. Zaczyna się wówczas dla założyciela życie, jakie uznałbym za życie tułacze z każdego punktu widzenia. Ojciec Dehon nie ma ścisłego powiązaniia geograficznego. Miejsce jego najżywotniejszego zainteresowania i wkładu, Saint-Quentin, jest mu zakazane. Oddaje się podróżom, co przyczynia się do oddalenia się od swego zgromadzenia. Okres ten, który on nazwie „życiem mieszanym” jest jednakowoż płodny dzięki licznym jego pismom i wystąpieniom publicznym wszelkiego rodzaju. Duchowo, jest bardziej wzburzonym. Założyciel kolegium jako zgromadzenia, jest wytrącony z równowagi. Począwszy od roku 1913 odnajduje zrównoważenie bardziej umocnione, dzięki łasce zjednoczenia. Mamy na to dowód w dwóch jego oświadczeniach. W styczniu 1921 zapisuje: „Chcę wciąż powracać do życia zjednoczenia i chciałbym w nim zanurzyć się bez zastrzeżeń”. (NQ. XL IV, 75). Dwa lata przed swą śmiercią w kwietniu 1923 znajdujemy tę uwagę, ukazującą dobrze linię jego wnętrza: „Łączę się z Sercem Jezusa by adorować i kochać Najświętszą Trójcę, by wynagradzać, by się modlić. To tam ja odprawiam moje rozmyślanie, moją adorację”. (NQ XL IV, 75).
Tak zarysowuje się stała w życiu duchowym ojca Dehona. Życie zjednoczenia jest podstawą, na której wznosi się jego osobowość zakonna. Zawiera ona wszystkie jego projekty.. Ale jest też ono ostatnim schronieniem, gdy burza czyni spustoszenia i równowaga życia jest zagrożona. Wówczas założyciel powraca wciąż do swego pierwszego nawyku, zdobytego w czasie seminarium, jak świadczy o tym jego zwierzenie z roku 1909, gdzie wspomina imię przełożonego owego okresu, gdy był on także jego ojcem duchownym.
Światło wewnętrzne mocno w tym miesiącu dawało mi poznać, że ćwiczenie zjednoczenia z Naszym Panem jest ważniejsze od innych i że pomaga nam ono więcej niż wszystkie inne. Czyż Nasz Pan nie jest jedyną racją naszego przeznaczenia? Jest to wskazówka, jaką dał mi ojciec Freyd, a ja znalazłem w niej wiele łask. Gdy się od niej oddalałem, opadałem. To prawdziwie jest moja łaska i jedynie przez to ćwiczenie ja się uświęcę. Chcę się do tego ćwiczenia przywiązać na zawsze. Nie będę czynił niczego, jak tylko w tym zjednoczeniu z Jezusem, przez Jezusa w Jezusie (NQ XXIV, 77).
W ten sposób można zrozumieć dlaczego życie zjednoczenia jest w jego oczach drogą chrześcijańską królewską, albo według jego wyrażenia „kierunkiem w całym tego słowa znaczeniu”. (NQ XXIV, 75). Ma on na swe szczęście co do tego doświadczenie osobiste, doświadczenie, które pozwoliło mu wzrastać duchowo i zachować głowę, gdy zapukało doświadczenie i zwątpienie zarysowywało się w nim. Z tego tytułu i tego co przeżył, ojciec Dehon może polecać swym zakonnikom jak i wszystkim wiernym życie zjednoczenia jako prawdziwą metodę duchowną, jako ćwiczenie wzmacniania się w Chrystusie. „Nasza metoda duchowości, napisze, polega na tym, by mieć stale przed oczyma Najświętsze Serce Jezusa”. (OSP II, 236). Jest ona dla niego drogą do świętości, tą, która pozwala pozostawać w Bogu w Chrystusie, jak gałązka zjednoczona z pniem, by przynosić piękne i dobre owoce. Jest ona równocześnie wymogiem i środkiem świętości, by być z Chrystusem i być jak On. Z tej racji jest ona odpowiednią dla każdego ochrzczonego.
Trzeba nam stawać się świętymi, a to nie jest trudne, trzeba tego chcieć. Nie trzeba poszukiwać ani pragnąć łask nadzwyczajnych, które mogłyby przyczynić się do pychy i wszystko uszkodzić. Trzeba iść prosto do zjednoczenia z Naszym Panem stale i we wszystkim, zgodnie z naszymi regułami i obowiązkami stanu. Zjednoczenie uzależnione jest od naszej dobrej woli. Nasz Pan gotów jest zawsze przyjść nam w tym z pomocą. (NQ XXXIV, 174).
W tej notatce z listopada 1912 roku odgadujemy doświadczenie i główne zatroskanie założyciela, który chciałby, by wszyscy jego zakonnicy szli drogą świętości, zgodnie z ich poświęceniem zakonnym. W tym celu proponuje on „metodę”, która tak dobrze służyła jemu samemu: iść prosto do zjednoczenia”, do Chrystusa. Sformułowanie samo w sobie jest dynamiczne i pobudza do postępu, ukazując dokładnie cel: być stale i mocno związanym, ściśle zjednoczonym z tym, komu poświęciło się swoje życie. Zjednoczenie z Bogiem staje się w ten sposób ćwiczeniem w pełnym słowa znaczeniu ćwiczeniem życia konsekrowanego.
Leon Dehon używa często, jak mogliśmy to dostrzec, słowa „ćwiczenie” .Odnajduje on je w dawnej tradycji duchowej, jak u świętej Gertrudy czy u świętego Ignacego z Loyoli. Z biegiem czasu, a szczególnie w wieku XIX wyrażenie utraciło swoją siłę i zwartość. Używa się go teraz na oznaczenie zwykłej praktyki religijnej. Mówi się wówczas o ćwiczeniu pobożnym. By dobrze zrozumieć myśl Dehona, trzeba przywrócić słowu „ćwiczenie” jego znaczenie początkowe, które zresztą tonie w starożytnej filozofii grecko łacińskiej. Mówi się w tym znaczeniu o filozofii jako sztuce życia zgodnego z duchem, o ćwiczeniu duchownym. Chrześcijaństwo pierwotne od drugiego wieku używa tego słowa, by podkreślić ciągłość kulturową ze starożytnością. Używa go, dla oznaczenia ćwiczenia życia chrześcijańskiego, to znaczy uruchomienie dzieła istotnego chrześcijańskiego posłannictwa. W tym to znaczeniu Dehon używa tego wyrażenia. Jego duchowość, to nie zespół teoretyczny, ale zachęta , droga, by żyć chrześcijanizmem spod znaku miłości, miłosierdzia. Tak mówi o ćwiczeniu o miłości, by wprowadzić w swe rozmyślania O życiu miłości ku Sercu Jezusowemu. Ćwiczenie ma za cel spowodować wzrost życia duchownego.
Ćwiczenie w dehoniańskim znaczeniu słowa, splata więc dwie zasadnicze postawy, które wzajemnie wzmacniają jedna drugą, ma się rozmieć zjednoczenie i miłość. To są linie pierwszorzędne, jakie stanowią zgromadzenie Ojca Dehona i które posilają jego życie duchowe. To przy ich zbiegu żył ojciec Dehon, jak świadczy o tym to końcowe postanowienie z rozmyślania :
Moje życie winno się streszczać w tych dwóch słowach: stałe zjednoczenie ze Sercem Jezusa; życie miłości ku Niemu (OSP III, 399)
Rozumiemy, że Leon Dehon czyni z tego złotą regułę, o ile nie całego życia wewnętrznego, to przynajmniej chciałby widzieć je realizowane w swym zgromadzeniu, bo jest to droga głębi mistycznej, która doprowadziła go do życia zakonnego. Proponuje ją więc w zakończeniu swego dzieła „Życie wewnętrzne” (1919)
Zjednoczenie z Naszym Panem, a szczególnie z Jego boskim Sercem, to środek najbardziej skuteczny by postępować w doskonałości. Jest rzeczą wskazaną, by mieć tylko jedną praktykę nadrzędną, a najlepszą jest zjednoczenie z Naszym Panem. Bierzmy ćwiczenie zjednoczenia z Naszym Panem przed wszystkimi innymi, by uczynić z niego główny punkt naszego nabożeństwa…Lepiej zatrzymać się przy jednym ćwiczeniu, jakie zawiera i łączy wszystkie inne, o ile to możliwe. A ćwiczeniem które zawiera wszystkie te korzyści, to zjednoczenie z Naszym Panem. (OSP V, 379.
Oto przychodzę
Moje człowieczeństwo, to most rzucony między Bogiem a człowiekiem, włoży w usta Chrystusa ojciec Dehon. Człowiekowi byłoby trudno iść wprost do Boga, ja przyszedłem podać wam rękę. Objawiłem się wam zewnętrznie pod miłymi postaciami dziecięcia, pasterza, dobroczyńcy, odkupiciela. Łatwo wam jest kochać człowieka we Mnie. Ale kochać człowieka we Mnie, to kochać Boga, gdyż we Mnie człowieku jest Bóg. Sprawiłem, że moja boskość jest przystępna dla ludzi przez moje święte człowieczeństwo. Trwajcie wytrwale przy Mnie, rozważając tajemnice mojego życia, a ja doprowadzę was do mojej miłości, Mnie kochając ukochacie Boga. (OSO I, 162).
Jest łatwo podziwiać Jezusa z Nazaretu jako jedną z wielkich figur ludzkości, tak przez znaczenie Jego nauczania, jak Jego postawę wobec biednych, chorych, odrzuconych, wszystkich zranionych przez życie. Historia zresztą oddaje świadectwo wielkości proroka z Nazaretu. Dla wierzącego jednak, ten Jezus jest drogą do Ojca, gdyż według wyrażenia Dehona „kochać w Nim człowieka, to kochać Boga”, skoro w Nim człowiek jest Bogiem. W tym znaczeniu przypominał to już Ireneusz z Lyonu, że w Jezusie to człowiek został uwielbiony: stał się zdolny być Bogiem. Ogromny cud Wcielenia, stawia człowieka na drodze stania się Bogiem. Wcielenie jest bramą wejściową tajemnicy Boga, od niego to rozpoczyna się przygoda chrześcijańska, to znaczy Boga, który przychodzi do człowieka.
Dehon ma rację gdy czyni z tego tajemnicę o pierwszorzędnym znaczeniu, bo przez nią wszystko się zaczyna, bo tu historia ludzka idzie na spotkanie z Bogiem. To„tajemnica wiary” (OSP II, 256) w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż pod osłoną ludzką, trzeba odkrywać życie Boga i Jego znak miłości ku człowiekowi. Tu rozgrywa się specyficznego dla chrześcijanizmu: Jeden Bóg- człowiek, reprezentuje całą ludzkość. Do tego to odkrycia mistycznego zachęcają dehoniańskie starania. Tak rozpoczyna się życie duchowne, które jest powolnym przystosowywaniem się do chrześcijańskiego posłannictwa.
Wcielenie jest więc pierwszą tajemnicą ukazującą nam co jest w Bogu najbardziej głębokiego, Jego miłość do człowieka. Nauka o Sercu Jezusa jest jedynie ukazaniem, wyrażeniem tej prawdy. Dehon staje się przez to uważnym czytelnikiem Ewangelii świętego Jana, „doktora Serca Jezusowego”, jak go nazywa, tego, który najlepiej wyraził tę prawdę zasadniczą: „Tak Bóg umiłował świat, że dał mu swego Syna Jednorodzonego” (Jan 3,16). Oto sam klucz chrześcijanizmu, ten, który pozwoli nam wejść do Bożej pełności, który pozwoli nam wejść do osobistego pokoju króla.
Tajemnica pierwsza, gdyż Wcielenie umożliwia człowiekowi przystęp do Boga. W Jezusie z Nazaretu, człowiek ma wreszcie dostęp do tego, który przestawał z nim od początku Historii, to jest do Boga. Rozumiemy zatem dlaczego ojciec Dehon rozmyślanie o Wcieleniu stawia jako wstęp do duchowej wędrówki. Jest ono tajemnicą początku i ucieczką wszystkich początkujących. Jako echo hymnu świętego Augustyna do księgi IX „Wyznań”, Leon Dehon nie przestaje podziwiać głębokości planów Bożych we Wcieleniu: „Nie przestanę badać i podziwiać tej tajemnicy, powracał będę do niej nieustannie, będę ją kontemplował wciąż na nowo i zawsze, i tym się nigdy nużył nie będę. Znajdę w niej zawsze nowe motywy do podziwu” (OSP II, 196).
Jest więc dosłownie wiele pracy do włożenia, by odkryć w Jezusie z Nazaretu coś z Boga –Miłości , z tego co jest właśnie przedmiotem drogi duchowej, proponowanej przez Dehona. By lepiej ukazać naglący do tego obowiązek, używa on obrazu zapieczętowanej siedmioma pieczęciami księgi Apokalipsy. To w rozważaniu o życiu Jezusa, jak to tłumaczy dziełko Koronka miłości Do Serca Jezusowego, wierny dochodzi krok za krokiem do odpieczętowania tej tajemnicy. „Będziemy o niej czytać, będziemy ją studiować, będziemy ją pożerać, będziemy w niej rozważać tajemnice Jego dzieciństwa, Jego życia ukrytego, oczekując, by danym nam było uwielbiać w nich tajemnice Jego męki i Jego Eucharystii”. (OSP II, 186). Oto praca życia chrześcijanina, prawdziwe ćwiczenie duchowne , jakie ojciec Dehon wykonywał będzie na swój rachunek od czasu swych studiów w Paryżu, gdzie wstawał będzie bardzo wcześnie, aby czytać biblię. To praca wzrostu i dojrzałości chrześcijańskiej !
Podwójna symbolika biblijna daje rozmyślaniu Dehona ślady łączności z tajemnicą Wcielenia. Najpierw symbolika ognia, jaki ukazuje się w krzaku płonącym na górze Horeb. (Ex. 3, 2)Dehon odnajduje tę symbolikę w słowie Jezusa, jakich użyje jako tło swoich kilku książek „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię” (Łuk. 2, 41) Wcielenie staje się w ten sposób rodzajem „potężnego żaru”, „silnym światłem”, które zmienia ludzką dolę życia. Nadto Dehon używa symboliki przymierza, zaślubin, jakie oznaczają historię miłości między Bogiem a człowiekiem. W tej perspektywie Serce Jezusa ukazuje najlepiej tę symbolikę; jest Ono miejscem niebieskich zaręczyn, Bożych zaślubin, wieczystym pocałunkiem między Bogiem a człowiekiem„. (OSP II, 200).
W Jezusie realizuje się nowe przymierze Boga z ludzkością. Syn, przebywając między ludźmi, realizuje najlepiej boski plan usynowienia. Syn, można by powiedzieć, jest całkowicie „przeźroczysty” dla Ojca. Dehon używa słów psalmu 41 by wyrazić tę przejrzystość, to całkowite przylgnięcie Syna do woli Ojca. „Nie chciałeś ofiary ani całopalenia, wtedy rzekłem: oto idę, abym pełnił wolę Twoją”.
Ojciec Dehon czyni z tego „oto przychodzę” Ecce venio według łacińskiego brzmienia psalmu, samą dynamikę Wcielenia, to co zawiera plan Boży dla ludzkości. Oto dlaczego pojawia się ono w dziele Dehona jako motyw wiodący, który przewija się w książkach, by przypominać ogromny gest Boży dla człowieka, jakiego nosicielem jest Jezus. Przez to jest On doskonale Synem, jako ten, który oddaje się dziełu Ojca, który się Mu ofiaruje. Ecce venio, pisze ojciec Dehon, to akt miłości doskonałej przez który Jezus poświęca swe życie Temu, od którego je posiada. (OSO II, 204). Mamy tu samą definicję miłości, jaką wypowiada Bóg objawienia, w przeciwstawieniu do miłości-erosu, jaka jest opętaniem. Miłość jest darem, darem ze siebie aż do ostatka, co realizuje Jezus z Nazaretu w całym swym życiu. Ważnym jest, jak to już mówiliśmy, by zaznaczyć tę ogromną różnicę, by pozwolić współczesnemu człowiekowi zrozumieć o jaką sprawę chodzi, gdy mowa jest o Bogu-Miłości.
Dehon streszcza w jednym słowie to długie i częste rozważanie o Wcieleniu. Powiada: Chrystus ”został ofiarowany„, ofiarowany swemu Ojcu i ludziom. Ofiarowanie określa Jego stan synostwa i charakteryzuje dynamikę Jego istnienia. We wszystkich wydarzeniach z życia Jezusa, narodzeniu, życiu ukrytym w Nazaret, działalności publicznej, Dehon analizuje i rozważa ślady tajemnicy Jego ofiarowania się. Bo dla Dehona całe życie Jezusa będzie jednym miłosnym ofiarowaniem się ()SP II, 229), jakie czyni Go doskonałym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi.
W miarę jak owo Ecce venio charakteryzuje zasadniczą postawę Chrystusa, winno ono stawać się uprzywilejowanym hasłem przyjaciół Jego Serca. Jeśli jest to w pełni prawdą, jak powtarza to stale Ojciec Dehon, że prawem Jego Serca jest czynić wolę swojego Ojca, to zatem naszym wzorem i jedyną drogą postępowania, jest istotnie Ecce venio. Jest więc ono w centrum sercańskiej dyspozycyjności, fundamentem, na którym opiera się życie duchowne, jak będzie ono nim dla Maryi, która uzna się za służebnicę pańską „Ecce ancilla”.
Ofiarowanie staje się więc w układzie duchowym ojca Dehona cnotą w całym tego słowa znaczeniu, tą, która najbardziej przedstawia synostwo Chrystusa. Ukazuje się jako podstawowa postawa chrześcijanina. Ze Wcielenia, pierwszej tajemnicy, wypływa pierwsza cnota oddanie się. Jest to cnota główna, ta, która jest u podłoża bycia chrześcijaninem i z niej płynie cały dynamizm. Ukazuje się ona jako ta, która doskonale wyjaśnia poświęcenie się zakonne, bo to w ofiarowaniu się, uczeń dostosowuje się do mistrza. Dehon chce nawet widzieć w niej jakby autentyczność powołania dehoniańskiego. „Dla nas, pisze on, nasze ofiarowanie się winno być na wzór tego, jakie uczynił Nasz Pan, wspaniałomyślne, pełne i wieczne. Wspaniałomyślne i szybkie. Nasz Pan nie zwlekał, by wypowiedzieć swoje Ecce venio.Od pierwszego momentu swego poczęcia oddaje się całkowicie Bogu. A więc bez wahania, bez zwłoki. (OSP II, 207). Zachęta ta, tłumaczy natężenie życia religijnego. Wyraża zapał, jaki ożywia ojca Dehona. Jest on w całej pełni oddany Jezusowi, bez wahania i bez powrotu do tyłu. Jego oddanie jest pełne, nawet jeśli zdarzają się upadki. Droga dehoniańska znajduje swą charakterystykę właśnie w tym oddaniu, jakie jest świętością na co dzień. Zachęca ona do możliwie najpełniejszego przylgnięcia do Chrystusa w chwili obecnej. Nie wymaga ona nic nadzwyczajnego, jak tylko tej trwałej wierności tu i teraz. Ofiarowanie się unosiło życie duchowne założyciela, to też słusznie sobie życzy, by ono kierowało i wyostrzało poświęcenie zakonne swych uczniów do tego stopnia, by czyniło z niego rys charakterystyczny zgromadzenia. Jego pierwotna nazwa urzędowa brzmiała rzeczywiście „Oblaci Najświętszego Serca”. Nazwa ta tłumaczyła przekrój duchowy nowego zgromadzenia. Charakteryzowała ona jasno drogę dehoniańską jako gotowość na wolę Bożą w oddaniu samego siebie.
Ale po kasacie zgromadzenia, a później po jego przywróceniu, Rzym wymagał, by nazwa została zmieniona. Stając się „Księżmi Najświętszego Serca”, co ja uważam za „nazwę anonimową” – dynamika ofiarnicza duchowości sercańskiej została ukryta. To w przyszłości mocno przeszkodzi jego promieniowaniu. Kilkakrotnie założyciel prosił będzie o przywrócenie nazwy pierwotnej, ale odpowiedź Rzymu będzie negatywna. Zgromadzenie z tego powodu znajduje się na pozycji dwuznacznej. Skoro myśl założyciela u początku widziała dynamizm duchowy w ofiarowaniu się, nazwa „Księża Najświętszego Serca” kładzie akcent na posłudze duchownej, na kapłaństwie. Ten uskok, choć tylko w nazewnictwie, szkodzi tożsamości duchowej zgromadzenia, którego członkowie zwą się dziś „Dehonianami”, w odniesieniu do nazwiska założyciela. To też jest pewnym powrotem do źródeł.
Bóg nie ma co czynić z naszą wiedzą i naszymi dziełami, jeśli nie ma naszego serca. (NQ 16 lipiec 1886).
Księga Miłości
Jezus Chrystus Jezus Chrystus w tajemnicach swej męki jest prawdziwie księgą zapisaną od zewnątrz i od wewnątrz. A jakież to słowa widzimy zapisane w tej księdze? Jedynie te: Miłość. Bicze, ciernie, gwoździe, zapisały te słowa krwawymi znakami na Jego boskim ciele. Nie trzeba nam jednak zadawalać się czytaniem i podziwianiem tej księgi od zewnątrz; wejdźmy do wnętrza, a zobaczymy cud o wiele większy: to nie do wyczerpania miłość, która za nic sobie poczytuje co dla nas cierpi i która oddaje się bez znużenia. (OSP II, 305)
Wszystkie wydarzenia z życia Jezusa są Bożym objawieniem, ale w oczach ojca Dehona jest nim jedno, które przybiera znaczenie szczególne, a jest nim Męka. Jest to księga w najwyższym stopniu ukazująca Boże miłosierdzie. Winna ona być naszym pierwszym tematem rozmyślania, uwielbienia. Trzeba, zgodnie ze znanym powiedzeniem Dehona „wnikać” w tę tajemnicę, by ją zgłębiać i odkrywać w niej istotę samej tajemnicy Boga, który oddaje się na krzyżu. Leon Dehon, podobnie jak Maryja i święty Jan stoi u stóp Krzyża, by uwielbiać „Tego, którego przebodli”. (Jan 19, 37)
Jesteśmy tu u początków duchowej tradycji, jaka da narodziny nabożeństwu do Serca Jezusowego. Najprzód na planie historycznym. Kontemplacja Ukrzyżowanego, Jego otwartych ran, wzmaga się w średniowieczu, szczególnie w klasztorach zakonnic, jak w Helfta, w Niemczech Północnych, gdzie żyją wielkie mistyczki tej tradycji: Gertruda i dwie Mechtyldy. Później tradycja ta ześrodkuje się na przebitym boku Zbawiciela, by tam przeniknąć i dostrzec coś u Tego, który umiera na krzyżu dla zbawienia ludzkości. Do obowiązku wierzącego należy, by iść tą drogą klasyczną, jaka prowadzi od ran aż do Serca Jezusa. Jest to droga pogłębienia, pedagogia życia wewnętrznego.
Leon Dehon kładzie nacisk na ogólne rozważanie o Ukrzyżowanym, będące jakby punktem wyjściowym do dalszego odkrywania duchowości, która idzie aż do serca, by odkryć tajemnicę krzyża. Jeśli bok został otwarty, to w tym celu, by tam wejść, zauważa. Trzeba więc tam wniknąć, by dowiedzieć się, że Męka jest owocem miłości, darem. „Nikt nie odbiera mi życia, ja daję je sam od siebie” (Jan 10, 18), potwierdza to Jezus. A ojciec Dehon objaśnia: „Adorując, rozważając rany Zbawiciela, nawet tę Jego boku, jeszcze tym samym nie wchodzimy na drogę miłości, jeśli nie wejdziemy do samego Serca Jezusa, źródła wszystkich Jego ofiar” (OSP II, 353 – 354) Krzyż jest z pewnością księgą, którą należy czytać po obu jej stronach, z zewnątrz cierpienie, ból, od wewnątrz miłość, miłosierdzie, to co Dehon nazywa „Męką wewnętrzną tego boskiego Serca, jakie winno być dla nas czymś najdroższym”( OSP II, 311).
Duchowość Serca Jezusowego jest tą drogą miłości, jaka wypływa z rozważania o Męce Pana Jezusa, z cierpień Boga-człowieka, który bierze na siebie boleści ludzi. W tym znaczeniu dobrze ona wyraża centralną tajemnicę chrześcijaństwa, jak przypomina to encyklika Haurietis in gaudio Piusa XII. Było niestety na początku XVII wieku przesunięcie akcentu, z podaniem w perspektywie jedynie serca, szczególniej u świętej Małgorzaty-Marii. To odchylenie, jakie dawało przywilej uczuciowości, doprowadziło w XIX wieku do pewnego zboczenia uczuciowego, czasem w złym gatunku, którego nie zawsze uniknie ojciec Dehon w niektórych swoich pismach.
Ale w zasadzie dzieło jego zakorzenia się mocno w kontemplacji Męki Chrystusa. Jego rozpamiętywania o Męce Chrystusa są raczej rozważaniem na temat losu ludzkości upokorzonej, a nie współczuciem nad wszystkimi nędzami świata. Wynika stąd, że duchowość Serca Jezusowego doprowadziła Leona Dehona do stanięcia u boku tych, którzy dźwigają najciężej i najboleśniej krzyż swojej doli. Jest u niego wzajemna zależność między losem cierpiącego Jezusa, a historią ludzkości, chwiejącą się i nieszczęsną. Tak jak w perspektywie „tajemnicy Jezusa” Paskala, Jezus będzie trwał w agonii aż do końca świata. Nie wolno nam być śpiącymi w tym czasie. (Myśli, 553).
Dla Dehona, ubogimi XIX wieku, którzy przeżywają konanie Chrystusa, to w pierwszym rzędzie masy robotnicze, które dzikie uprzemysłowienie eksploatuje i poniża. Stanie się on wnet obrońcą tych mężczyzn i niewiast, uznanych za nie mających godności. Dla nich chce on utworzyć w tym społeczeństwie to, co nazwie „społecznym królestwem Najświętszego Serca”, jakie winno łączyć sprawiedliwość społeczną i chrześcijańskie miłosierdzie. W tym duchu wydaje on pismo pod tytułem wiele mówiącym: „Królestwo Serca Jezusowego w duszach i społeczeństwach”. Nie można lepiej podkreślić powiązania między duchowością a walką o człowieka, między mistyką a polityką. Tam tworzy się oryginalność chrześcijanizmu. Ta sprawa pozostaje nadrzędnym zajęciem Dehona, a pragnie, by udzieliło się też ono jego uczniom. „Królestwo mojego Serca w społeczeństwie, wkłada to w usta Jezusa, to królestwo sprawiedliwości miłości, miłosierdzia i litości dla biednych, pokornych i tych, którzy cierpią. Wymagam od was wszystkich byście poświęcali się wszystkim tym dziełom , byście do nich zachęcali, byście je wspomagali. Wspomagajcie wszelkie instytucje jakie winny przyczyniać się do wzrostu królestwa sprawiedliwości społecznej i przeciwstawiać się uciskowi słabych przez mocnych”. (OSP I, 233).
Długi czas uważano, że jest jakby pewien rozdźwięk w życiu i dziele ojca Dehona, rodzaj czegoś nie do pogodzenia między ukierunkowaniami ze sobą sprzecznymi. Z jednej strony nabożeństwo do Serca Jezusowego, zamknięte na samym sobie, a z drugiej strony jego zaangażowanie się społeczne ku sprawiedliwości i demokracji, po linii nauki społecznej Kościoła. Lektura, jakiej ja sam dokonałem, odsyła do wątpliwego zbliżenia duchowości Serca Jezusowego, sprowadzonej jedynie do jej własnej głębi, co sprowadzałoby się do fikcji. W takim ujęciu nabożeństwo byłoby przeżywane jako duchowy zapał, ześrodkowany na Jezusie, i to na takim Jezusie, którego należałoby „pocieszać” za grzechy świata. W takim ujęciu pobożność rozwijałaby się w rodzaj fikcyjnej oazy, która odcinałaby ją od tajemnicy ludzkiego cierpienia.
Należy zatem umieścić w centrum duchowości Serca Jezusowego tajemnicę Męki i Krzyża , tajemnicę, która podejmuje i podziela słabość położenia upadłego człowieka, a dziś szczególniej ludzkości dotkniętej nakazami życia nowoczesnego. Dehon przeczuł to w swoim czasie, dlatego trzeba dostrzegać podobieństwo między jego duchowością ześrodkowaną na Sercu Jezusa, a jego działalnością społeczną. (Jeśli Chrystus podejmuje stan ludzki skażony złem i grzechem, to dlatego, by ten stan odnowić, naprawić)?
Wynagrodzenie jako wymiar ofiary Chrystusa, począwszy od Małgorzaty-Marii ma wciąż zajmować coraz to większe znaczenie w nabożeństwie do Serca Jezusowego, czasami aż do tego stopnia, że odcina się od duchowości w znaczeniu ogólnym. Wiek XIX zaakcentuje taką tendencję w pojęciu całopalnej ofiary, a objawienia Matki Bożej płaczącej w La Salette uczynią tę tendencję popularną. Wezwanie do pokuty rozbrzmiewa w kościele francuskim jako środek wybitnie znaczący odrodzenia religijnego, po spustoszeniach rewolucji francuskiej i laicyzacji społeczeństwa. Dehon nie pozostanie nieczułym na ten ruch ofiary całopalnej jako wynagrodzenia, zwłaszcza pod wpływem Sióstr Służebnic Serca Jezusowego, dla których był kapelanem w Saint-Quentin.
Będzie jednakowoż pojmował je w ogólności jako wyraz miłości. ”Nie ma się racji zatrzymywać się na samym wynagrodzeniu… Wynagrodzenie usuwa tylko przeszkodę, jaką zakładał grzech pomiędzy nami a miłością. Ale gdy już raz przeszkoda ta została usunięta, miłość posuwa się dalej; obejmuje serce człowieka, przepełnia swą łaską, przebóstwia je, czyni nas uczestnikami boskiej natury, jak powiada Pismo Święte” (OSP II, 381 – 382). Dehon nie rozdziela miłości i wynagrodzenia, gdyż jedynie miłość odnawia i wynagradza. Ofiara Kalwarii jest przejawem miłości Boga. Wciąż Dehon kładzie nacisk na miłość. Krzyż jest tylko zasłoną miłości. „Nie ma w rzeczy samej wielkich i małych krzyży, jest tylko mała i wielka miłość”, jak pisze. (OSP II, 306 – 307).
Tym samym nie ma u niego określenia ofiary całopalnej, która nie jest sprawą sprawiedliwości, ale oczywiście miłości. Ojciec Dehon czyni wyraźną różnicę między ofiarą sprawiedliwości, kładącą nacisk na umartwienie i pokutę, a ofiarą miłości, która oddaje się Bożej Opatrzności. Życie faktycznie jest wystarczająco ciężkie z powodu cierpień i ofiar, jakie Dehon poleca przyjmować jako drogę spotkania z Ojcem Niebieskim, który czuwa nad każdym ze swych dzieci. Duchowość dehoniańska prowadzi do ufności, proponując to, co poznaliśmy obecnie, to znaczy drogę miłości.
Świat potrzebuje drugiego odkupienia, zapisuje Leon Dehon w swych Notatkach Codziennych pod datą 1 stycznia 1888. Potrzeba dusz wspaniałomyślnych, które ofiarują się jako ofiary całopalne i my winniśmy w tym dawać przykład. To ofiar eucharystycznych pragnie Pan Jezus; nie tyle ofiar pokutnych co ofiar miłości i oddania się samych siebie w ręce Naszego Pana (NQ IV, 12).
Eucharystia. Dzisiejszy dzień Boży
Sama Ewangelia nie wystarcza. Bez Eucharystii nie realizuje się cały plan zjednoczenia Boga z nami, Emmanuela. (OSP V, 636).
Stwierdzenie to znajduje się w ostatnim dziele Leona Dehona Studia na temat Serca Jezusowego. Ukazuje ono ważność Eucharystii w jego duchowości. O ile jego życie duchowne wspiera się na chrystologii, to ta kończy się i realizuje się w życiu eucharystycznym.
Tajemnice życia Jezusa, któremu dają świadectwo Ewangelie, kończą się Jego śmiercią. A jednak wszystko zawiera się w Jego zmartwychwstaniu. Rzecz dziwna, Dehon praktycznie nie wspomina wyraźnie o wielkiej tajemnicy wiary, czyli zmartwychwstaniu. A jednak jest ona wszechobecna w jego wizji duchowej. To w Eucharystii widzi Dehon na dzisiaj Chrystusa Zmartwychwstałego. W jego oczach, to w Eucharystii i przez Eucharystię Chrystus działa w świecie, dalej prowadzi swoje dzieło odkupienia, ukazuje swą miłość do Ojca i do ludzi.
Tak więc w Eucharystii dopełnia się u ojca Dehona trylogia tajemnic życia Chrystusa: Wcielenie, Męka, Eucharystia. W tym znaczeniu Dehon mówi o Eucharystii jako o „nowym Wcieleniu” (OSP II, 421). Jakie dokonuje się tu i teraz we świecie. Ta oryginalna myśl dehoniańska ukazuje wspaniale, że zmartwychwstanie nie należy do przeszłości. Kładąc nacisk na Eucharystię, Dehon podkreśla stałą dynamikę odkupieńczą Chrystusa w historii, jaka jest zresztą celem samego zmartwychwstania.
Podejmując naukę Saint-Jury, który na temat Eucharystii mówi o „poszerzeniu” Wcielenia, Dehon powie: „W ten sposób Eucharystia przedłuża Wcielenie i pomnaża wszędzie Betlejem i Nazaret. Sama Eucharystia czyni Naszego Pana bardziej nam bliskim, niż tajemnica Wcielenia, a gdy dobrze się nad tym zastanowić, to widać, że przez Wniebowstąpienie oddalił się On od człowieka, by być mu bardziej bliskim przez Eucharystię” (OSP II, 419).
Jako dalszy ciąg Listu do Żydów, który stwierdza iż Chrystus żyjący zawsze by się wstawiać za nami (7, 25), Dehon składa dzięki za ofiarowanie się Chrystusa, które dokonuje się nadal, a zwłaszcza staje się osobiste dla każdego z nas. W Eucharystii rzeczywiście nie dokonuje się nic innego jak dalszy ciąg Wcielenia, dla nas bardziej bliski, bardziej osobisty dla każdego wierzącego. Dehon kładzie nacisk na tę bliskość i osobistość, mającą tak wielkie znaczenie dla życia chrześcijańskiego. „Boska Eucharystia nie jest niczym innym, jak Wcieleniem zastosowanym do każdego z nas” (OSP II, 421). Dzięki Eucharystii każdy chrześcijanin jest w stanie urzeczywistniać i spełniać swoje powołanie do życia boskiego, gdyż, jak podkreśla to Dehon, Eucharystia dokonuje odrodzenia, odnowienia, ubóstwienia ludzi, przez przemianę i utożsamienie z Jezusem, Słowem, które zstąpiło by naprawić dzieło Bożej miłości odkupującej ludzi. ( OSP V, 462).
Dehon umieszcza więc Eucharystię w centrum tajemnicy chrześcijaństwa, jakby była ona główną jego siłą żywotną (napędową). Może zatem wypowiadać naukę o Sercu Jezusa i o Eucharystii w jednym i tym samym rozważaniu. Dołącza się w tym do szeregu mistyków średniowiecza, zwłaszcza do Małgorzaty-Marii, którzy przeżywali nabożeństwo do Serca Jezusa w życiu i adoracji eucharystycznej, szczególnym świadectwie Bożej miłości. Dehon podkreśla jeszcze to powiązanie, twierdząc w sposób zdecydowany, że „aby pozostawać wciąż z nami, Chrystus wynalazł sakrament miłości” (OSP II, 418). Nie boi się również twierdzić, że „nabożeństwo do Najświętszego Serca jest zwłaszcza eucharystyczne. Gdzie mamy pewniej szukać Serca Jezusa jak nie w Eucharystii? (OSP III, 659). Nie odczuwa żadnego trudu by wykazać, że historycznie, zwłaszcza od czasu wizytki z Paray-le-Monial „nabożeństwo do Serca Jezusowego pociąga za sobą nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. (OSP IV, 363), gdyż to w Eucharystii żyje się i doświadcza miłości Bożej.
Rozumiemy zatem, że ojciec Dehon czyni z Eucharystii centrum swego życia zakonnego, że sprawuje codziennie ofiarę Mszy świętej. W adoracji eucharystycznej, jaką poleca z naleganiem swym zakonnikom, uczestniczy w wielkiej i stałej ofierze Chrystusa swemu Ojcu dla zbawienie świata. Duchowość Serca Jezusowego i Eucharystia, mają w ogólności ten sam cel: dać Bożą miłość światu. „Tajemnica miłości wyjaśnia tajemnicę wiary: miłość uzupełnia wszystko i odpowiada na wszystko, zwłaszcza gdy oddaje się bez reszty. Oto objawienie Eucharystii, oto nieprzenikniona wspaniałość tajemnicy. Święty Jan każe jej wybuchnąć jednym słowem: Ona jest miłością. Widział on, jak wychodziła z Serca Jezusa w najmocniejszym uścisku, jakim objęła ona ludzkość: umiłowawszy swoich, którzy byli na tym świecie, do końca ich umiłował”. (OSP V, 462).
Wiedziony przez swego umiłowanego ewangelistę Jana, Leon Dehon wchodzi w tę spiralę duchową, jaką jest Eucharystia, by sam stać się Eucharystią, to znaczy dziękczynieniem, pośrednikiem miłosierdzia Bożego dla ludzi swego czasu. „Całym naszym pragnieniem będzie stawać się żywą Eucharystią Serca Jezusowego, jak to Boże Serce jest naszą” (OSP II,513). To tajemnicze „Serce Jezusa-Eucharystia” jest do tego stopnia obecne i płodne w życiu Leona Dehona, że mówi on o Sercu Eucharystycznym Jezusa. Wyrażenie tak pełne treści, bo łączy podwójną symbolikę Chrystusa historycznego z jednej strony, którego Serce zostało otwarte na krzyżu, oraz Chrystusa zmartwychwstałego, jaki istnieje nadal w Kościele i dokonuje swego dzieła odkupienia przez sakramenty.
Tu a nigdzie indziej winno bić serce Kościoła, jeśli chce on być duchowo płodny. „Oto w jednym słowie odpowiedź skąd pochodzą życie i płodność Oblubienicy Chrystusa: jest nim Serce Eucharystyczne Jezusa, kochające, modlące się za nas, za nas się ofiarujące”. (OSP II, 441). To przeświadczenie doprowadzi Leona Dehona do życia zakonnego. W jego oczach płodność apostolska kapłana ma korzenie w eucharystii, przeżywanej na co dzień. „Wszelka siła i energia w Kościele płynie dziś, jak zresztą zawsze, ze stołu eucharystycznego.” (OSP II, 425). To dzisiaj, jak i zawsze, podkreśla ważność Eucharystii jako aktualizacji dzieła odkupienia , którego jest ona podporą sakramentalną w Kościele.
Przeświadczenie to będzie gwiazdą przewodnią jego życia; będzie siłą wewnętrzną, duchową mocą w jego licznych pracach, tym, co pozwoli mu utrzymać się prosto w doświadczeniach. A dla Dehona Eucharystia to siła życiowa Kościoła. To w każdym przypadku kręgosłup jaki chce dać swemu Zgromadzeniu, by było skutecznym narzędziem Bożej łaski dla ludzi współczesnych. Bo, jak pisze: „Wszelkie dzieło, które nie zapuszcza swych korzeni w ciszę tabernakulum, mimo sukcesów najbłyskotliwszych, podobne jest do bluszczu Jonasza, jest poronione i nigdy nie wyda czegoś nadprzyrodzonego (OSP II, 438).
Dar i zdanie się na Boga
Rana Serca Jezusa jest tajemnicą nad tajemnicami, fundamentem wszystkich innych, tajemnicą miłości przewidzianą przed wiekami, ale która w pełni została nam objawiona (Św. Jan). Tak. Uczyńmy akt wiary i miłości. Uwierzmy w bezmiar miłości, jaką Bóg ma dla nas w Najświętszym Sercu Jezusa (OSP II, 379).
Jak tylu mistrzów duchownych, Leon Dehon nie czuje zmęczenia patrząc na Tego, którego przebodli, gdyż jego zdaniem to ostatnie wydarzenie zamyka tylko życie, streszcza je i mówi o jego tajemniczym znaczeniu. W ranie ukrzyżowanego wypowiada się „wielka tajemnica świętej historii” (OSP III, 367), czytamy w niej sekret Chrystusa. Oto dlaczego Dehon czyni to wydarzenie swym ulubionym tematem rozmyślania, jest tu jakby w swoim mieszkaniu. „Chciałeś o Panie, mówi w swej modlitwie, by Twój bok został otwarty, abym wyczytał w tej ranie lekcje Twojej miłości i bym w niej odprawiał swe rekolekcje, gdzie moje serce będzie mogło na zawsze odnawiać swe uczucia” (OSP II, 382) A w swym zapale Dehon pójdzie aż do wypowiedzi: ”iż zazdrości włóczni, która wniknęła do Jezusowego Serca”, a ze swej strony „pragnie się w Nie wgłębiać w miłosnej kontemplacji”. (OSP III, 243).
W głośnym wołaniu, jakie wydaje umierający Jezus: Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mego” (Łuk. 23,46) rozgrywają się losy ludzkości, jak w modlitwie zdania się na Boga wiążą się składniki sercańskiej duchowości. Jak w ciągu całego swojego życia, Jezus na krzyżu oddaje się Ojcu, zdaje się na Niego i w najwyższej ofierze, skoro żył, by pełnić Jego wolę. Z raną otwartego boku Jezusa na krzyżu, kończy się, by tak się wyrazić, tajemnica Wcielenia, tego „Oto przychodzę, by pełnić Twoją wolę”. Dehonowi pozostaje przeżyć ponownie swą drogę w Eucharystii, jak to widzieliśmy. Wspomnienie trzech wielkich tajemnic: Wcielenia, Męki, Eucharystii, natęża dynamikę sercańskiej duchowości, jak też nadaje jej wewnętrzną spoistość.
Rozpoczęty w początkowym akcie Wcielenia dar zdania się Syna swemu Ojcu, kończy się w najwyższej ofierze otwartego ciała, by człowiek znalazł tam schronienie. Rozmyślanie Dehona idzie krok za krokiem w stałym udoskonalaniu tego Chrystusowego oddania, jakie streszcza całe życie i dzieło Jezusa. To oddanie, ojciec Dehon nazywa zdaniem się na Boga.
Czyniąc swój akt oddania się, Zbawiciel wydaje głośny okrzyk, który, powiada święty Paweł, przeniknie niebiosa. Był to okrzyk miłości, okrzyk Serca Jezusa. To było zdanie się Serca Jezusa na miłość i wolę swojego Ojca. My również zdajemy się na miłość Serca Jezusa przez profesję miłości ku boskiemu Sercu. Wszystko jest w tej miłości, wszystko w tym oddaniu. Niech każdy z przyjaciół Serca Jezusowego powtarza je często, niech nie ma innej myśli, innego pragnienia. (OSP II, 376).
Moim zdaniem, wyrażenie „zdanie się” najlepiej streszcza całą dynamikę duchowną ojca Dehona. Wyrażenie jakiego zapożyczył z XVII wieku , tak od strony Małgorzaty-Marii jak od szkoły francuskiej o duchowości, oddaje treść i nakreśla cel jego drogi duchownej. Traktat o zdaniu się na Opatrzność, mylnie przypisywany Jezuicie Janowi Caussade (1675 – 1751) a który będzie faktycznie pochodził od nieznanej Pani z Nancy, zyska ogromny rozgłos w XIX wieku. Dehon czytał go będzie kilkakrotnie , co dowodzi jak będzie go cenił. W roku 1919, pod wieczór swojego życia, pisze na ten temat: „Przeczytałem ponownie dwa tomy Ojca Caussade na temat zdania się. Wydaje mi się, iż dzieło to bardziej nadaje się dla kierowników duchownych, niż dla zwyczajnych wiernych.” (NQXL III, 37). Uwaga ta ukazuje, że dla Dehona zdanie się jest w pełnym znaczeniu cnotą pedagogiczną chrześcijanina, jaka pozwala na postęp duchowy. Zdanie się, to dyspozycyjność na Ducha Bożego i Jego łaskę, by żyć chwilą obecną wobec Niego i z Nim. W tym znaczeniu zdanie się obejmuje to, co jest zasadnicze dla ojca Dehona, życie zjednoczenia. „Pozwalam się prowadzić przez Bożą Opatrzność i wdzięczny jestem za Jej miłosierne plany” (NQXLI, 32).
Jak widzimy, zdanie się wyraża bardzo dobrze głęboką postawę duchowną Dehona. Jest ono zgodą wewnętrzną sumienia na takie życie, jak się ono przedstawia, gdyż dane jest przez tajemniczą Opatrzność Bożą. Akt zdania się jest duchowo centralnym, gdyż wyraża pełne zaufanie Bogu, Królowi czasów i dziejów. Tłumaczy to wspaniale Dehon w swoich Notatkach Codziennych pod dniem 10 lutego 1886: „Zdanie się, to owoc wiary i nadziei. Nic bardziej nie uwielbia Boga i nie jest zdatnym by Go uwielbiać i cieszyć” (NQ III, 3). Zdanie się, jest wszystkim innym, ale nie bierną rezygnacją, jak się to czasem zarzuca. Pozwala ono podejmować osobiście, to co wydarza się w życiu codziennym. Ta gotowość wymaga jednak czynnego życia wewnętrznego. W tym znaczeniu zdanie się jest aktem osobistym chrześcijanina, który oddaje się woli Bożej. Dehon tłumaczy to wolne a silne przylgnięcie do woli Bożej w życiu codziennym znaczącą formułą, często wychodzącą spod jego pióra: „nie ingerować”. Nie chcieć, jak tylko tego co Bóg chce, i oddać się Mu całkowicie na doczesność i wieczność, to ofiara, jaka jest Mu miła. To dyspozycja, by być gotowym na wszystko, przyjąć z miłością wszystkiego co nas spotyka, jako wolę lub dopuszczenie Boże. Oto ofiara całopalna, która jest cenną dla Naszego Pana„. (NQ III, 33).
Przez dyspozycję zdania się, chrześcijanin wchodzi w układ usynowienia, by stać się synami Boga, jak jest Nim Jezus. Nie jesteśmy tu w postawie ślepej lub nas poniżającej, ale, pisze Dehon, mamy podjąć „zależność z miłości”. Zatem można powiedzieć, że wyraża ono główną postawę sercańską, rodzaj „duchowego odruchu”, tak w dobrej jak i w złej doli. Na dowód oto jego zwierzenie z dnia 5 maja 1887 roku: „Dni trosk doczesnych i dotkliwych obaw. Zbliżają się dla instytutu dni głównych płatności, a brak dochodów. Nie mam wytchnienia, jak tylko w zdaniu się na Naszego Pana”. (NQ III, 104).
Postawa duchowa Dehona podobna jest do postawy świętej Teresy z Lisieux, która w swym akcie ofiarowania, chce stać się ofiarą miłości. Od roku 1905 w swej Koronce miłości do Najświętszego Serca, ukazuje podobieństwa między miłością miłosierną Jezusa u Teresy, a tym, co nazywa on „zdaniem się na wolę Jezusa w duchu miłości i ofiary.” W roku 1925, kilka tygodni przed swą śmiercią, założyciel mówiąc o swym zgromadzeniu, uściśla swoją myśl: „Zrodziliśmy się z ducha Małgorzaty-Marii, zbliżając się do ducha Teresy z Lisieux. Idźmy za pociągiem łaski, jaka nas będzie pobudzać”. (NQ XLV, 54-55).
Być uzależnionym z miłości, to dla ojca Dehona sekret duchowości Serca Jezusowego. Chodzi o „zdanie się na prowadzenie przez Ducha Świętego”, jakie daje ożywcze soki dla ludu chrześcijańskiego. Mamy tu do dyspozycji duchowość na co dzień, bez rozgłosu i cudowności, ale o zapewnionej płodności, gdyż każe nam żyć z Bogiem i przed Bogiem, Jezusem Chrystusem.
Jeśli dobrze to rozumiemy, jeśli żyjemy stale w tej miłosnej zawisłości, zajdziemy daleko i szybko na drodze, po której chce nas prowadzić Nasz Pan. W tym tkwi jeden z niewypowiedzianych przywilejów naszego powołania (OSP II, 243).
Duchowość kapłańska
Moi najdrożsi synowie!
Zostawiam wam skarb najwspanialszy, Serce Jezusa. Należy Ono do wszystkich, lecz posiada szczególną czułość dla księży, którzy są Mu poświęceni, którzy są oddani Jego czci, Jego miłości, wynagrodzeniu o jakie prosił, byle tylko pozostali wierni temu powołaniu
Dnia 2 sierpnia 1914 roku wybucha pierwsza wojna światowa. Od września Leon Dehon zamknięty jest w zajętym Saint-Quentin. Wraz ze strasznym konfliktem, z jakim stykają się zakonnicy sercańscy, zaczyna się dla założyciela „okres niepokoju”, jak go sam określi.. Stawia sobie pytania na temat swego życia i swego dzieła: Jakie są zamiary Bożej Opatrzności? Moje Zgromadzenie jest zdziesiątkowane. NQ XXX, 80). Jego rozmyślanie nasila się, a refleksja pogłębia się w rodzaju myśli o sobie, swym dziele, swym zgromadzeniu. Od pierwszych miesięcy konfliktu, w krótkim ale zwięzłym tekście zatytułowanym ”testament duchowny„, Leon Dehon zwraca się do swych rozproszonych współbraci , by przekazać im swoją zasadniczą myśl, głębokie znaczenie i cel swojego zgromadzenia.
Od razu w testamencie duchownym podkreślona jest więź między duchowością Serca Jezusa a łaską kapłaństwa. To sformułowanie daje dziełu Dehona coś oryginalnego, coś, co je wyróżnia. Leon Dehon czerpie swą teologię kapłaństwa z listu do Żydów. Kapłan to oblat, taką była pierwotna nazwa zgromadzenia, ofiara całopalna, za wzorem Chrystusa jedynego Arcykapłana, ofiarującego się za zbawienie świata. Akcent położony jest, nie bez pewnej przesady, na wymiar ofiarniczy kapłaństwa. „Wielki akt religijny, to ofiara” (OSP III, 178) zapewnia Dehon. A w odniesieniu do listu do Żydów, rozdz. 10 wyjaśnia: „Jezus rozpoczyna życie jako ofiara. Ofiarował się swojemu Ojcu od przyjścia na ten świat. Pierwszy okrzyk Jego Serca, to: Mój Ojcze, skoro nie chciałeś ofiar i całopaleń Starego Prawa, oto ja zdaję się na Twoją wolę” (OSP III, 229).
Duchowość kapłańska Dehona spoczywa na solidnym fundamencie. W takim ujęciu kapłan jest wpierw mistykiem, zanim jest służebnikiem; winien żyć mistycznie, duchowo, by stać się służącym, czyli apostołem. W notatce z rekolekcji z roku 1913, Leon Dehon komentuje: „Jeśli powołanie zakonne zobowiązuje nas do dążenia ku doskonałości, to stan kapłański zobowiązuje nas do świętości” (NQ XXXV, 46).
Z duchowości szkoły francuskiej, jaką karmiony był od swego seminarium, ojciec Dehon zatrzymuje wizję duchową kapłaństwa. Kapłan, według formuły beruliańskiej, to drugi Chrystus. Winien żyć w Chrystusie, być religijny po Bożemu, to znaczy być poświęconym Bogu. Jest to warunek niezbędny, by stać się sługą ludzi. Taki schemat (wzór) kieruje całym życiem Dehona, a domyślnie jego planem zgromadzenia. Jeśli staje się zakonnikiem, to aby być bardziej kapłanem, to znaczy ofiarowanym Ojcu, jak był nim Jezus. W rozważaniu na temat dobrego pasterza, uwydatnia osobisty stosunek, stosunek przyjaciela, jaki winien zawiązać się między kapłanem a Chrystusem. „Już was nie nazywam sługami … Nazywam was przyjaciółmi” ( Jan 15, 15), co Dehon tłumaczy: „Kapłan jest o tyle pełniej kapłanem, o ile pełniej złączony jest z wiecznym kapłanem. Pasterz jest o tyle lepszy, o ile bardziej upodobnia się do wzoru pasterzy” (OSP III, 470).
Schemat to klasyczny od czasów wielkich reformatorów szkoły francuskiej Berulla, Olier czy Jana Eudes, którzy, by wcielić ten ideał, założyli wspólnoty kapłańskie. Wiemy, że Brémond, wielki specjalista tego okresu, widzi w tym szkołę kapłańską w pełnym tego słowa znaczeniu. Dehon wpisuje się w ten szereg, wnosząc w niego swój rys osobisty, jakim jest nauka o Sercu Jezusa. Skoro kapłan jest drugim Chrystusem, zatem wtapiając się w Jego miłość, w to co jest głównym środkiem Jego osoby, serce, stanie się nim. Ojciec Dehon żyje na co dzień w Chrystusie-Miłości, w Jezusie-miłości według wyrażenia Karola de Foucauld, żyje w Nim w Eucharystii, której kapłan jest szafarzem. Powstaje tu całkiem naturalnie nowa trylogia, jaką Dehon posługuje się w swym dziele: Jezus-Eucharystia-kapłan. Ta trylogia wyjaśnia jego duchowość kapłańską, jak świadczą o tym następujące zdania: „Wszystko wypływa z tego Serca i tam powraca jako do centrum boskiej miłości i życia. Jeśli jednak jest coś co wiąże się w sposób wyjątkowy ze Sercem Eucharystycznym, to jest nim życie kapłańskie ze swym charakterem, swymi niesłychanymi przywilejami, specjalnymi łaskami. Również kontemplacja Eucharystii posiada dla kapłana światła i łaski szczególne…, gdyż całe życie kapłana streszcza się w ofiarowaniu, takim, jak czyni je Najświętsze Serce Jezusa w tym świętym sakramencie”. (OSP II, 412).
W tym rozumowaniu, nieco naciąganym, Dehon mówi o „miłości-kapłańskiej albo o Sercu kapłańskim Jezusa”, by podkreślić połączenie między częściami charakterystycznymi swojej trylogii. Wyda nawet dzieło, jakie ukaże się w roku 1907 pod znaczącym tytułem Kapłańskie Serce Jezusa. Ofiaruje to dzieło papieżowi Piusowi X w czasie swej u niego audiencji 30 stycznia 1908 roku. Mówiąc o tym spotkaniu Leon Dehon notuje: „Ojciec święty chwali temat. Jezus, powiada, jest oczywiście kapłanem w pełnym tego słowa znaczeniu. Weźmie sobie z tej książki tematy do swych rozmyślań na jeden miesiąc”. (NQ XXIV, 17). Jedno przeświadczenie ożywia we wszystkich przypadkach ojca Dehona, a jest nim to, że „w tej szkole kapłańskiego Serca Jezusa nauczymy się stawać się prawdziwymi i świętymi kapłanami” (OSP II, 524).
Konieczność autentycznego i prawdziwego kapłaństwa jest stałą myślą u Dehona. Wyraża się ona w ciągu całego jego życia i tłumaczy ogólnie jego prace i wybór. Widzi w tym jedno ze swoich posłannictw, być może nawet najważniejsze, a w każdym razie najbardziej naglące dla Kościoła u końca XIX wieku, Kościoła, który jest świadkiem zachwiania się chrześcijanizmu i narodzin społeczeństwa nowoczesnego, naznaczonego między innymi zeświecczeniem i zejściem na margines. Dnia 25 stycznia 1893 notuje w swym dzienniku: „Dziełem nad dziełami jest uformowanie księży wykształconych, pobożnych, cnotliwych”. A gdzie indziej napisze: „Potrzeba nam doktorów, apostołów i świętych”. (OS III, 367).
Przez swe pisma i rozliczne rozmowy na kongresach i jako konferencjonista, ojciec Dehon chce wychować typ kapłana, który byłby przeświadczony, iż jego świętość jest pierwszym warunkiem skuteczności jego pracy. Kapłan ten, winien żyć rytmem społeczności swego czasu, być czułym na jego zmiany i otwartym na ludzi swojej epoki. Jego zdaniem, kapłan zamknięty w swoim kościele, nie odpowiada wymogom swoich czasów.
Leon Dehon został wyświęcony w roku 1868. 6 Lipca 1914 bierze udział w spotkaniu księży wyświęconych w roku 1870. Spotkanie to doprowadza go do jasnego i ostrego stwierdzenia, jakie dobrze świadczy o jego zainteresowaniach: „Francja ma dwa rodzaje dobrych kapłanów: tych, którzy spełniają regularnie, uroczyście swe obowiązki, jakby wszystko miało się ku lepszemu. Uważają, że żyją jeszcze w dobrych dawnych czasach. Inni, to ci, co szukają zagubionych owieczek, są apostołami, misjonarzami. Tych ostatnich należałoby pomnażać. (NQ XXXV, 77).
Wczoraj jak i dzisiaj, Kościół, społeczność ludzka, potrzebują takich kapłanów, misjonarzy czasów mesjańskich sprawiedliwości i miłości. Potrzeba głosów, jak ten Ojca Dehona,, które przypominają o takiej konieczności i pilnej potrzebie.
Kapłan winien być człowiekiem swojego czasu: wciąż oparty na Kościele, kolumnie i fundamencie prawdy, winien mówić językiem swojego czasu i nie zaniedbywać studiów nad tymi problemami, jakie dziś nurtują narody. Wiek dwudziesty jest niewątpliwie wiekiem kwestii społecznej, a duchowieństwo dokonywać będzie dzieła świętego, jeśli popierając zamysły tego, który słusznie został nazwany papieżem robotników, studiować będzie z miłością problemy dnia dzisiejszego, by być w stanie przyjść z pomocą potrzebom wciąż rosnącym ludu, i dojść wkrótce do doskonałej harmonii klas społecznych. (OS I, 54).
Ku jakiej przyszłości
Prawda i miłość były mymi dwoma wielkimi namiętnościami mego życia i mam tylko jedno pragnienie, by były one dwoma jedynymi cechami dzieła, jakie pozostawię, jeśli spodoba się to Bogu. ( NHV III, 98)
Ojciec Dehon w czerwcu 1877 kładzie podwaliny swego zgromadzenia w klimacie wielkiego zapału duchowego. Projekt z całą pewnością pochodzi od niego, ale więcej jeszcze od zgromadzeń żeńskich, jakie żyły duchowością wynagradzająco-ofiarniczą, a życzyły sobie założenia zgromadzenia księży o takim samym celu. To Matka Ulhrich, założycielka Sióstr Służebnic Najświętszego Serca, u której Dehon jest kapelanem od roku 1873, przekona go, nie bez wysiłku, by zrealizował ten projekt. „Rozumiałem, napisze później, podzielałem plany drogiej Matki, nie widząc w tym powołania dla siebie”. (NHV XII, 163). W końcu jednak dojdzie do tego, że da się przekonać i przystanie na plany założycielki, i w czerwcu 1877 rzuca się w przygodę pod osłoną kolegium, jakie biskup Thibaudier poleca mu otworzyć w Saint-Quentin.
Jednakowoż od czasu swego seminarium Leon Dehon miał inny projekt zakonny, mianowicie zgodnie z jego własnymi słowami: „zgromadzenie naukowe, ze swą centralą w Rzymie i czwartym ślubem podtrzymywania nauk rzymskich, nawet nie określonych jako dotyczących wiary”. (NQ 29 marca 1887). Projekt ten był zgodny z kulturą i solidną formacją Dehona, jaką on sam otrzymał. Od długiego czasu czuł tego absolutną konieczność dla Kościoła, stykającego się z rodzącym się modernizmem.
Projekt natomiast, który nazwałbym „wynagrodzicielski” wpisuje się raczej w nostalgiczną uczuciowość Kościoła francuskiego, nękanego przewrotami politycznymi, wywołanymi rewolucją z roku 1789 i przez nadejście modernizmu, jaki wstrząśnie chrześcijaństwem. Była to myśl skupienia się na sobie, jaka kusi często Kościół, gdy ulega kulturowemu pęknięciu, jakie zmusza go do odłożenia na bok swych nawyków i swych zdobyczy.
Projekt wynagradzający Leona Dehona pociąga pewne osoby o słabym zrównoważeniu i nadmiernym entuzjazmie. Nawiasem mówiąc „objawienia” Pana Jezusa sprzyjały umocnieniu i ukierunkowaniu tego projektu. Te okoliczności dają młodej fundacji ukształtowanie, jakie niepokoi władze kościelne. Dnia 8 grudnia 1883 zgromadzenie oblatów Najświętszego Serca zostaje rozwiązane. Założyciel poddaje się, ale życie jego zostaje definitywnie zranione. Resztę dni swego życia będzie przeżywał tę decyzję jako „przystanek śmierci”, według jego własnego wyrażenia. Określi je zresztą słowami Jezusa na Krzyżu: „Consummatum est, wykonało się! Nie można było znaleźć bardziej wymownego symbolu.
Ale oto znak Bożej Opatrzności. Dnia 29 marca 1884 roku, Rzym zatwierdza na nowych podstawach Zgromadzenie Księży Najświętszego Serca. Zmartwychwstanie, bo za takie uważa je założyciel ! Jednakowoż wahanie na temat swego wyboru, nie opuści go już nigdy, dlatego szukał będzie wszędzie potwierdzenia i oparcia. Te nawroty na temat swego życia, sprawią, że odżyje w nim pierwszy projekt. Dnia 29 marca, dokładnie trzy lata po ponownym założeniu zgromadzenia, podejmuje temat w tych słowach: „Nasz Pan prosił mnie o inne dzieło, ale musimy połączyć dwa cele: naukę według ducha Rzymu i wynagrodzenie Sercu Jezusowemu” (NQ III, 87). Te dwa projekty noszą dwie wielkie pasje jego życia: prawdę i miłość, jak nam to objaśnia w tym samym tekście.
Prawda i miłość! Inteligencja i miłosierdzie winny tworzyć rytm jego zgromadzenia, jakby inteligencja dawała ciało dla głębi miłosierdzia, by nie zagubiła się na piasku dobrych chęci. Należy zaś do miłości, by dawała serce rozumowi, aby ten był uważny na ludzką słabość, ponad teoretyczne wnioski ludzkiego rozumowania. Dehon będzie realizował raz lepiej raz gorzej na swój własny rachunek ten podwójny wymóg, ale nie będzie mógł się nim w pełni podzielić ze swym zgromadzeniem. To ostatnie jest jakby wyłącznie nastawione tylko na projekt wynagradzający, którego podstawa teologiczna i duchowa, jest dosłownie zbyt ciasna. To utrudnia właśnie dokładne określenie Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca.
To w charyzmacie osobistym założyciela, a nie w teoretycznym montażu pojęciowym, trzeba szukać sposobu powiązania razem prawdy i miłości. To jako wychowawca Dehon przeżył i wprawił w ruch ten wymóg. Bo, z mego punktu widzenia, troska o wychowanie jest tajemniczym wątkiem jego istnienia. Wychowywać, to znaczy dotrzeć do sumienia i życia ludzkiego w człowieku, chrześcijaninie, ewentualnie zakonniku i kapłanie, Ta wielka troska wydaje mi się być tym, co łączy złożoną osobowość Dehona, jak też wyjaśnia większą część jego wyborów i pracy.
Troska o wychowanie jest też moim zdaniem tym, co mogłoby ożywić w zgromadzeniu naszym podwójny rytm prawdy i miłości. Troska ta wydaje mi się, odpowiada doskonale na wymogi i oczekiwania czasów nowożytnych. Wybór i rodzaj pracy zakonnika zależą dziś w pełni od jego osobistej wolności. Nie może się on angażować, o ile rozum nie oświetla mu jego drogi. Jeśli zgoda zakonna zawisła od jego indywidualnej wolności, to winna ona być formowana i informowana. Leon Dehon przeczuwał tę konieczność roztropności w wierze, i na swój rachunek próbował wprowadzać to w praktykę, o tym pouczać. Jego pierwsi towarzysze nie poszli za nim tą nową drogą misyjną. Wydaje mi się sprawą pilną, by w przyszłości powrócić do tej oryginalnej myśli założyciela: prawda i miłość. Jeśli duchowość Serca Jezusowego jest duszą projektu Dehona, to w wychowaniu i nauczaniu przybierze ona ciało.
Dnia 4 sierpnia 1877 Leon Dehon powołuje do życia Instytut świętego Jana, jaki zasłaniał będzie pierwsze kroki jego zgromadzenia. Pierwsze zdania jego przemowy brzmią jako ogólny projekt założenia szkoły i zgromadzenia:
Przedstawiamy się wam jako wychowawcy. Czujemy całą wagę dzieła, jakie podejmujemy. Rozumiemy całą naszą odpowiedzialność przed ojcami i matkami rodzin, które powierzają nam to co mają najdroższego, przed społeczeństwem, którego formować będziemy niektórych członków wybranych, przed Bogiem, który tak kocha dziatwę i który chce, by traktowano ją z najwyższym szacunkiem.
Ta ważność wychowania jest zresztą prawdą w sensie powszechnym. Niebo ogłosiło ją przez Pismo Święte, a wszystkie echa ziemi ją powtórzyły. (OS IV, 274).