charyzmat_ojca_zalozyciela_majka


Gdy dzisiaj w dobie posoborowej mówimy lub piszemy o O. Założycielu i jego duchowości, mamy tę świadomość, że czyniąc to idziemy nie tylko za impulsem naszego synowskiego pietyzmu, lecz równocześnie także i po myśli Soboru. Rzucił on bowiem hasło: „Nawrót do charyzmatu O. Założyciela”.


Dwa nawroty wskazał nam Sobór: do Ewangelii i charyzmatu O. Założyciela. Polecił więc nam, byśmy skonfrontowali nasze życie wewnętrzne i wspólne z Ewangelią i z pierwotnym natchnieniem danym O. Założycielowi, i wysnuli praktyczne wnioski z tego porównania. Sobór każe nam więc nawrócić do źródła, z którego zrodziliśmy się.

Powiadamy „do źródła” w liczbie pojedynczej, chociaż mówimy o Ewangelii i o charyzmacie O. Założyciela. Bo źródło, z którego zrodziło się Zgromadzenie ze swoją duchowością, w rzeczywistości jest tylko jedno. Jest nim działanie Ducha Świętego: potop miłości jakim było założenie Kościoła, i jakby odgałęzienie tego potopu, charyzmat udzielony O. Założycielowi.

Zapewne, założenia Zgromadzenie nie można porównać z założeniem Kościoła, podobnie jak nie porównuje się gałązki z olbrzymim drzewem, którego ona jest częścią. Między tymi dwoma założeniami jest jednak pewne podobieństwo: tak założenie Kościoła, jak i założenie Zgromadzenie są dziełem tego samego Ducha Świętego. To On bowiem udzielił O. Założycielowi charyzmatu, z którego zrodziło się Zgromadzenie ze swoją duchowością.

Ten dar Boży został dany O. Założycielowi nie tylko na okres, w którym powstawało Zgromadzenie. Także i na jego podróżowanie przez wieki. Dlatego, jeżeli chcemy tchnąć w Zgromadzenie nowe życie, dostosować je do potrzeb naszych czasów, musimy nawrócić do tego specjalnego działania Ducha Świętego w życiu O. Założyciela. Porównać swoje życie wewnętrzne z jego charyzmatem i dopasować je do niego.

W nauce tej zajmiemy się zagadnieniem charyzmatu. Najpierw spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: „Na czym polega charyzmat udzielony założycielowi czy założycielce zgromadzenia zakonnego?”. Druga część nauki będzie próbą, jedną z wielu, ujęcia charyzmatu właściwego naszemu O. Założycielowi.


Co rozumiemy przez charyzmat w ogólności? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w dokumencie tej miary, jakim jest Konstytucja dogmatyczna o Kościele. Jest to chyba pierwsze w historii Kościoła oficjalne ujęcie charyzmatu. W numerze 12 konstytucji czytamy:

«Duch Święty … „udzielając każdemu tak, jak chce” (1 Kor 12.11) darów swoich, rozdziela między wiernych … także szczególne łaski, przez które czyni ich zdatnymi i gotowymi do podejmowania rozmaitych dzieł lub funkcji, mających na celu odnowę i dalszą pożyteczną rozbudowę Kościoła zgodnie ze słowami: „Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,7)».

Z tego tekstu dowiadujemy się, że charyzmat to specjalny dar Boży, szczególna łaska udzielona przez Ducha Świętego jednemu z wiernych, nie tylko dla jego dobra osobistego, lecz przede wszystkim „dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,7), a więc dla dobra Kościoła. By jednostkę tę uczynić zdatną i gotową albo do przyjęcia odpowiedzialnego stanowiska, lub dalszy rozrost Kościoła. Takim dziełem, np. m.in. będzie założenie nowego zakonu lub zgromadzenia zakonnego. Z historii wiemy bowiem jak wielką rolę w odnowie i rozbudowie Kościoła odgrywają zakony.

Na czym w praktyce polega ten szczególny dar Boży, udzielony przyszłemu założycielowi?

Otóż, zdaje się, że szukać go trzeba i w jego umyśle (charyzmat-poznanie) i w jego woli (charyzmat-miłość). W umyśle charyzmat polega na łasce bardzo żywego poznania i odczucia jednej z prawd czy tajemnic wiary, jakby na olśnieniu nią. W woli zaś charyzmat to łaska bardzo żarliwej reakcji na owo poznanie – pewien przyjęty sposób postępowania, styl życia, wywołany wizją owej prawdy lub tajemnicy.


Porównanie

Posłużmy się porównaniem. – Jeżeli któregoś dnia, gdy słońce ukaże się zza chmur, staniemy przy oknie, podniesiemy nieco głowę i nastawimy twarz na działanie jego promieni, mamy wrażenie, że jesteśmy zalani potopem światła i ciepła. Wszystko inne tracimy wtedy z oczu a przynajmniej schodzi całkowicie na drugi plan. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dookoła nas są różne przedmioty, lecz jakby one dla nas nie istniały. W tej chwili rzeczywistością naczelną jest dla nas potop światła i ciepła. Ono jest w tej chwili naczelnym przedmiotem, na którym koncentruje się nasza uwaga. Wszystko inne jakby nie istniało, a przynajmniej jest czymś drugorzędnym. Nic, tylko olśniewające nas światło i ciepło.

Wyobraźmy sobie, że odchodzimy od okna, lecz że wrażenie to, iż jesteśmy zalani potopem światła, pomimo to nie urywa się. Idzie z nami wszędzie. Do kaplicy, ogrodu, w podróż, do urzędu, towarzyszy nam w pracy. Z tym wrażeniem kładziemy się na spoczynek, odzyskujemy je po przebudzeniu się, z nim żyjemy i umieramy.


Podstawmy jedną z prawd wiary

Spróbujmy porównanie to odmaterializować i przenieść w świat rzeczywistości nadprzyrodzonych.

Zamiast olśniewającego nas słońca podstawmy jedną z tajemnic lub prawd wiary. Np. prawdę, że Bóg jest miłością, lub tajemnicę konania Chrystusowego w Ogrodzie Oliwnym. I wyobraźmy sobie, że prawda ta na stałe wywiera na nas podobne wrażenie, jak ów potop światła słonecznego, dopiero co opisany. W tym znaczeniu, że w naszym życiu wewnętrznym ona wysunęła się na pierwszy plan przed wszystkimi innymi prawdami. Czyni na nas żywe wrażenie. Przykuwa naszą uwagę. Dla naszego świata wewnętrznego jest czymś naczelnym, centralnym, tym czym jest słońce dla naszej ziemi. Inne prawdy przy niej schodzą raczej na drugi plan. Niektóre służą dla jej uwypuklenia. Nią jesteśmy jakby urzeczeni. W takim stopniu, że staje się ona ośrodkiem naszego życia. Narzuca mu kierunek, ustawia wolę i skłania ją do działania.

Charyzmat-poznanie, właściwy przyszłemu założycielowi, to chyba coś podobnego.

W użytym przed chwilą porównaniu byliśmy pod wrażeniem nie tylko potopu światła lecz także i potopu ciepła. Na jego miejsce wyobraźmy sobie jakąś postawę woli, sposób postępowania, zachowanie się w życiu. Niech będzie nią np. gorące pragnienie pokuty, ekspiacji, wynagrodzenia Bogu za grzechy swoje i innych ludzi. Albo żywe pragnienie apostolskiej pracy wśród pogan, lub wśród młodzieży. Ta właśnie postawa w życiu tak bardzo nam odpowiada, że jest ustawiczną potrzebą naszego serca, niejako koniecznością psychologiczną.

Między tą postawą woli a ową naczelną prawdą o której była mowa przed chwilą, zachodzi ścisły związek przyczynowy. Ten sposób postępowania został nam bowiem narzucony przez olśnienie ową prawdą. Jest jego następstwem koniecznym, wnioskiem wysnutym z tej prawdy. Przez to, że wywiera ona na nas tak żywe wrażenie, ustawia naszą wolę, wskazuje drogę.

Charyzmat-miłość polega właśnie na tej żywej reakcji woli i pewnej jej postawie, wywołanej owym olśnieniem jakąś prawdą wiary.


Ich geneza

Tak charyzmat-poznanie jak charyzmat-miłość prawdopodobnie zazwyczaj narastają powoli, może od lat dziecięcych, na skutek działania całego zespołu łask zewnętrznych i wewnętrznych. Są nimi, być może, wrodzone predyspozycje i uzdolnienia, otrzymane wychowanie, różnego rodzaju wpływy i opatrznościowe zdarzenia – przy równoczesnym działaniu zwyczajnej łaski uczynkowej. Najprawdopodobniej w pewnym momencie dołącza się także, przynajmniej okresowo, działanie specjalnej łaski zwanej kontemplacją wlaną.

Jej istota polega na tym, że w chwilach kontemplacji Bóg sam, poza zwyczajnym naturalnym procesem poznawczym, wytwarza w naszym umyśle światło, czyli poznanie, a w woli miłość. Czyni to przy pomocy specjalnej łaski, którą teologia nazwała „łaską działającą” – „gratia operans”.

W duszy kontemplatywnej światło kontemplacji może być rozproszone, niekiedy już od dzieciństwa, po całym jej horyzoncie wewnętrznym, to znaczy na wszystkie prawdy i tajemnice wiary. Ma to ten skutek, że uległy one jakby jakiemuś zbliżeniu ku nam: są one dla nas żywszą rzeczywistością, bliższą. Wywierają większe wrażenie. Mamy w nich dziwne upodobanie.

Tak to pełniejsze poznanie jak i żywe w nich upodobanie są dziełem owej tajemniczej łaski. Jej działanie w tym wypadku rozproszyło się na wszystkie prawdy i tajemnice wiary.

Niekiedy równocześnie łaska kontemplacji koncentruje się jednak w szczególny sposób na jednej tylko prawdzie czy tajemnicy. Na skutek tego ta właśnie prawda z pośród wszystkich innych jest duszy najbliższa, wysuwa się na pierwszy plan, wywiera na nią olśniewające wrażenie w tym okresie życia lub nawet przez całe życie.

Charyzmatu, jakimi bywają obdarzeni założyciele zakonów, prawdopodobnie nie da się wytłumaczyć bez interwencji, przynajmniej częściowej, tej drugiej postaci kontemplacji.


Dwie niewiadome

Jakkolwiek by było, jeżeli chcemy dowiedzieć się na czym polegał charyzmat dany naszemu O. Założycielowi, z którego zrodziła się Zgromadzenie i jego duchowość, musimy próbować odszukać w jego życiu wewnętrznym tę naczelną prawdę wiary, którą był najbardziej olśniony, pod której wrażeniem ustawicznie pozostawał – oraz odszukać „żarliwą postawę”, wywołaną w nim przez olśnienie ową prawdą. Odkryć te dwie niewiadome: jego charyzmat-poznanie i jego charyzmat-miłość.

Gdy mówimy „charyzmat-miłość”, myślimy nie tyle o jego miłości Boga i bliźniego w ogólności, lecz o specjalnej, szczególnej formie, postaci, jaką u O. Założyciela miłość ta przybrała, w następstwie jego charyzmatu-poznania. Miłość podobna jest bowiem do energii elektrycznej, która zależnie od okoliczności porusza różne warsztaty produkcji. U poszczególnych założycieli zakonów i w ich duchowości przybiera ona szczególnie jakąś jedną, na pierwszy plan wysuwającą się postać, formę.

Jeżeli uda nam się ustalić te dwie niewiadome, tym samym uświadomimy sobie dokładnie praźródło, z którego zrodziła się duchowość Zgromadzenia. Ukaże się nam ona jako żywa, organiczna całość. Potrafimy wtedy rozróżnić w niej te dwie rzeczywistości: dar Boży, wartość bezcenną, stałą i niezmienną, zawsze aktualną i urzekającą – z drugiej zaś strony, oprawę ludzką, przypadłościową, jaką ten dar Boży otrzymał od wieku XIX, oprawę, z której niejedno trzeba dziś zmienić, w myśl dekretu „Perfectae Caritatis”.

Warto zatem podjąć trud tego poszukiwania.


Spróbujmy zatem odszukać w życiu O. Założyciela te dwie niewiadome: jego charyzmat-poznanie i jego charyzmat-miłość. To, co w jego życiu wewnętrznym było tym, czym dla nas jest potop światła i ciepła, jaki nas zalewa, gdy zwrócimy twarz ku słońcu.

Zacznijmy od pierwszej niewiadomej.


Charyzmat-poznanie

Przed nami takie więc zagadnienie: która prawda czy tajemnica wiary wysunęła się na pierwszy plan w życiu wewnętrznym naszego O. Założyciela? Wywierała na niego na stałe największe wrażenie? Najbardziej przykuwała jego uwagę. Nadała, narzuciła kierunek całemu jego życiu wewnętrznemu? Innymi słowy, którą prawdą wiary był on najbardziej olśniony?

Odpowiedź na postawione pytanie, zdaje się, nie jest trudna. Bez obawy błądzenia możemy twierdzić, że tą prawdą naczelną, źródłem całego jego życia wewnętrznego, była prawda, że Chrystus jest miłością: Najświętsze Serce Jezusa. Chrystus, w jego oczach, utożsamia się z miłością: dla Ojca i dla każdego z nas. Prawdą tą Ojciec Dehon był jakby olśniony, urzeczony. Przez olśnienie rozumiemy w tym wypadku głębokie wrażenie, jakie ta prawda wywierała na niego. Wysunięcie jej na pierwszy plan, tak że ona przede wszystkim przykuwała jego uwagę – rzutowała na całe jego życie.

Główną zatem częścią składową charyzmatu-poznania, udzielonego O. Założycielowi, była łaska głębokiego wniknięcia w tę prawdę wiary, że Chrystus jest miłością, olśnienie nią, niejako urzeczenie. I w tym to olśnieniu należy widzieć źródło naszej duchowości.

O której jednak miłości Chrystusowej myślimy w tym wypadku: o Jego miłości do Ojca czy też o ogromie Jego miłości indywidualnej dla każdego z nas? Która z nich wywarła na O. Założyciele tak wielkie wrażenie?

Otóż uwagę jego przykuł przede wszystkim bezmiar miłości osobistej, indywidualnej Chrystusa dla każdego z nas. Czuł się on jakby zmiażdżony dowodami miłości, jakie Chrystus mu dał. Jeżeli w swoim życiu był on tak bardzo uczulony na krzywdy, obojętność i niewdzięczność, jakich Boskie Serce Jezusa doznaje od nas, między innymi było tak dlatego, że sam miał żywo przed oczami bezmiar miłości indywidualnej, jaką Chrystus miłuje każdego człowieka, a szczególnie tych, których powołał do swojej wyłącznej służby. W tych okolicznościach niewdzięczność nasza rysowała się ostro.

Jak to powiemy za chwilę, częścią składową jego charyzmatu-poznania była także i łaska głębokiego zrozumienia ogromu miłości Chrystusa dla swojego Ojca. Lecz olśnienie tym faktem należy uważać już raczej za coś wtórnego, co nie nastąpiłoby w takim stopniu bez owej pierwszej łaski. Toteż tym darem Bożym, z którego zrodziło się Zgromadzenie ze swoją duchowością była przede wszystkim łaska olśnienia bezmiarem miłości Chrystusowej dla każdego z nas. Wielkie wrażenie, jakie miłość ta na niego wywarła. Podobnie jak to bywa z każdym strumieniem, do tego żywego poznania miłości Chrystusowej dla każdego z nas, dołączą się po drodze inne poznania, niemniej żywe, które wejdą w skład jego charyzmatu-poznania. Będą one jednak już jakby czymś pochodnym. Nie samym źródłem, nie początkiem. Źródło jest tam: olśnienie prawdą: „Dilexit me et tradidit semetipsum pro me” – „Umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20).


Inne części składowe charyzmatu-poznania

Z olśnienia miłością Chrystusową zrodziła się u O. Założyciela ufność taka, że starczyło jej na całe życie, wypełnione wszelkiego rodzaju próbami, lecz przede wszystkim zrodziła się w nim, niemal koniecznością psychologiczną, wzajemna miłość dla Boskiego Mistrza. Totalna. Ta zaś otwarła przed nim dalsze możliwości poznawcze. I tutaj dochodzimy do innych części składowych jego charyzmatu-poznania.

Z natury swojej miłość ma w sobie to, że gdy jest prawdziwa i wielka ustokratnia nasze możliwości poznawcze. Gdyż utożsamia nas niejako ze swoim przedmiotem. Sprawia, że potrafimy wniknąć głęboko w jego myśli, uczucia, sprawy. A cóż dopiero, gdy do tych możliwości naturalnych jakie niesie ze sobą miłość dołączy się, choćby tylko od czasu do czasu, działanie kontemplacji wlanej.

Dzięki tym dwu czynnikom O. Założyciel wniknął bardzo głęboko w uczucia i sprawy najdroższe Boskiego Mistrza, umiłowanego nad życie. Przede wszystkim z czasem został jakby olśniony, może zmiażdżony, nieskończenie rażącym kontrastem: z jednej strony (tak żywo w jego oczach rysująca się) miłość osobista Chrystusa dla każdego człowieka, posunięta do ostatni granic (wcielenie, Krzyż, Eucharystia) – z drugiej zaś zapoznanie tej miłości, obojętność, bezmiar grzechu i niewdzięczność naszego pokolenia. Jego wielka miłość dla Chrystusa sprawiła, że na ten kontrast patrzył on jakby Jego wzrokiem i sercem. Im więcej wzrastała jego miłość dla Boskiego Mistrza, tym ostrzej rysował się w jego odczuciu ów kontrast i poczucie krzywdy.

Uświadomienie sobie tego kontrastu było tak żywe, że narzuciło jego życiu specjalny styl: postawę wynagradzającą. Mówić o niej będziemy nieco niżej, gdyż ona to stanowi jego charyzmat-miłość. W tej chwili zaś chcemy wyczerpać zagadnienie jego charyzmatu-poznania.

W następstwie działania w nim wyżej wymienionych dwóch czynników: wielkiej jego miłości do Chrystusa i łaski kontemplacji wlanej, w pewnym momencie został on jakby olśniony ogromem miłości Chrystusa do swego Ojca. Na skutek tego został głęboko wstrząśnięty także i tym drugim kontrastem; Jego Boski Mistrz, ukochany nad życie, miłuje nieskończenie Swojego Ojca – a równocześnie widzi podnoszący się z ziemi ku niemu potop zbrodni i grzechów naszego pokolenia, nieustannie nowych – urągających Jego zamierzeniom, świętości i miłości. Jego wielka miłość dla Chrystusa sprawiła, że i na ten kontrast patrzył on jakby Jego własnym wzrokiem i sercem. Stąd wielkie, nieprzemijające wrażenie, rzutujące na wolę i całe życie wewnętrzne. Przyjęta przez niego uprzednio postawa wynagradzająca spowodowana pierwszym kontrastem, została jakby zdublowana: wynagradzać nie tylko Boskiemu Mistrzowi umiłowanemu nad życie, lecz ze względu na Niego, razem z Nim także i Jego Ojcu – stosownie do najgorętszego pragnienia Chrystusa.

Te same dwa czynniki pomogły O. Założycielowi wniknąć także głęboko w te uczucia Chrystusa, jakie streścił On w tych słowach: „Żal mi ludu”. O. Dehon uczynił swoimi te uczucia swojego Boskiego Mistrza. Tylko stąd wywodzi się jego działalność społeczna i misyjna.

Streszczając powiemy, że charyzmat-poznanie naszego O. Założyciela polegał na łasce jakby olśnienia dopiero co wymienionymi prawdami.


Jak do tego doszło?

W jaki sposób O. Założyciel doszedł do tak głębokiego wniknięcia w tajemnicę miłości Chrystusowej?

Częściową odpowiedź na to pytanie dają nam jego biografowie. Niedawno O. Henryk Dorresteijn przedstawił nam proces niejako „narastania” stopniowego jego charyzmatu (zob. „Le charisme du P. Dehon”, VINCULUM, 1966, nr 2, s.54). Biografowie jednak potrafią zestawić nam tylko „łaski zewnętrzne”, czynniki ludzkie, jakimi posłużył się Duch Święty, by go przygotować do roli jaką wyznaczył mu w Kościele. Natomiast tak zwyczajne i jak i nadzwyczajne działanie Ducha Świętego w jego duszy, jest z natury rzeczy niemal niedosięgalne dla biografa, pomimo że w swych zapiskach O. Założyciel uchyla nieco tajemnicy swojego życie wewnętrznego, przynajmniej w niektórych jego okresach.

Tak głębokiego wniknięcia w tajemnicę miłości Chrystusowe, jakie spotykamy u O. Założyciela i żywego wrażenia, jakie ono wywarło na niego, prawdopodobnie nie da się wytłumaczyć samymi łaskami zewnętrznymi i tylko zwyczajnym działaniem łaski wewnętrznej. Zdaje się, że bez obawy pomyłki wolno nam twierdzić, że rzeczywistości te to tylko dlatego wysunęły się w jego życiu na pierwszy plan i stały się czynnikiem rzutującym na jego działalność, że w pewnym momencie padł na nie snop skoncentrowanego światła kontemplacji wlanej.


Charyzmat-miłość

Po tym, co dotąd powiedzieliśmy, zagadnienie charyzmatu-miłości już nam nie zajmie wiele czasu. U naszego O. Założyciela polega on na postawie wynagradzającej. Wynagrodzenie to w swej pierwszej fazie jest chrystocentryczne, w drugiej teocentryczne.

Jeżeli rzeczy sprowadzimy do najprostszej, syntetycznej postawy, powiemy, że Ojciec Dehon przez swoją postawę wynagradzającą pragnie przywrócić Chrystusowi, umiłowanemu nad wszystko, a stosownie do Jego pragnienia, razem z Nim i przez Niego, także i Jego Ojcu, tę chwałę, jakiej pozbawiają Go niezliczone nasze własne grzechy i grzechy naszego pokolenia. To cel syntetycznie ujęty jego wynagrodzenia. Pomimo, że może nigdzie nie sformułował go w ten sposób, wszystko co mówi o wynagrodzeniu i jego celach da się sprowadzić do tego wspólnego mianownika.

To zamierzony cel. Środkiem użytym, to postawa podpatrzona u Chrystusa w Jego dziele odkupienia: uzależnienie się całkowite od woli Ojca, będące samą miłością – lub jeżeli wolimy, miłość objawiająca się, w pierwszej fazie, pokorną lecz możliwie doskonałą „dyspozycyjnością” wobec woli Ojca, w drugiej swej fazie, w rzeczywistym, ofiarnym pełnieniu tej woli, w miarę jak ona do nas dociera pod postacią obowiązku bieżącego: czynu lub cierpienia.

Najwyższa wartość wynagradzająca tej formy życia polega na tym, że jest to postawa biegunowo przeciwna grzechowi. Jest ona bowiem samą uległością Bogu i samą miłością, podczas gdy grzech polega na odmówieniu Bogu posłuszeństwa i miłości. Równocześnie jest to postawa jedynie właściwa, jaką człowiek może zająć wobec Boga-Stwórcy i Boga-Dobra najwyższego.

Składnikiem charyzmatu-miłości naszego O. Założycie jest też adoracja eucharystyczna. Jest ona bowiem jakby reakcją konieczną na jego charyzmat-poznanie. Wydaje się koniecznością psychologiczną. Jest ona bowiem spotkaniem i z Przedmiotem Jego miłości, i okazją świadczenia Chrystusowi swojej miłości i wynagrodzenia.

Także i działalność społeczna i misyjna O. Dehona jest koniecznym następstwem, żywą reakcją na jego głębokie wniknięcie w uczucie, jakie Jego Boski Mistrz żywi w stosunku do ludu ubogiego i opuszczonego. Także więc i ona jest koniecznym składnikiem jego charyzmatu-miłości.

Streszczając powiemy, że charyzmat naszego O. Założyciele polegał na łasce głębokiego wniknięcia w uczucia i najdroższe sprawy Chrystusa. Lub, innymi słowy, na łasce olśnienia tajemnicą miłości Chrystusowej dla każdego z nas i dla Ojca, a równocześnie a łasce olśnienia tajemnicą naszej niewdzięczności – oraz na żarliwej reakcji na to olśnienie: na postawie wynagradzającej, podpatrzonej u Chrystusa w Jego dziele Odkupienia.


Nie wolno naruszyć

Na tym więc polega ów dar Boży, nazwany charyzmatem, udzielony O. Założycielowi, z którego zrodziła się Zgromadzenie ze swoją duchowością.

Tego daru Bożego naruszyć nam nie wolno. Byłoby to wypaczyć lub zniszczyć dzieło samego Ducha Świętego. Prawdy, którymi O. Dehon był olśniony nie starzeją się i nigdy nie będą przeżytkiem. Są one zawsze młode, wieczną młodością Ewangelii. Są one dla każdego pokolenia równie urzekające. Także i postawa wynagradzająca, wywołana owym olśnieniem, nigdy nie stanie się przeżytkiem, gdyż oparta jest na dogmacie odkupienia i wchodził w skład życia chrześcijańskiego, gdy jest ono pełne i autentyczne. Nie można więc brać na serio sugestii, że „reparacjonimzm”, będąc swojego rodzaju transpozycją w dziedzinę życia mistycznego paternalizmu społecznego, właściwego drugiej połowie XIX w. jest dzisiaj przeżytkiem.

Nasze wynagrodzenie nie jest również wcale uzależnione od zagadnienia „Chrystus cierpi czy nie cierpi”. Bezmiar Jego miłości dla każdego z nas i dla Ojca jest faktem bezprzecznym. Niemniej bezprzecznym faktem jest bezmiar naszej ludzkiej, codziennej niewdzięczności. Dla kogoś kto miłuje Chrystusa postawa wynagradzająca jest w tych okolicznościach postawą niejako egzystencjalną. Wypływa ona zresztą z natury miłości, dlatego nie może nie iść jak najbardziej po linii pragnień i oczekiwań Chrystusa.

Najwyższa władza w Kościele zapewnia nas, że wynagrodzenie składane Chrystusowi zawsze było i powinno pozostać nieodłącznym czynnikiem kultu miłości Bożej, jakim jest nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego (Vinculum, 1966, nr 4, s.122).

Wydaje się natomiast, że należy skwapliwie skorzystać z okazji, jaką daje nam dekret „Perfectae Caritatis”, by ten bezcenny dar Boże uwolnić od ludzkiej oprawy w tym, co ona ma dzisiaj przestarzałego i nużącego, oprawy, jaką temu darowi Bożemu dał wiek XIX.


Sylwetka wewnętrzna sercanina

Uświadomienie sobie charyzmatu O. Założyciele umożliwia nam określenie sylwetki wewnętrznej sercanina.

Gdy podniesiemy swoją twarz ku słońcu, zostajemy zalani potopem światła. Wszystko inne wtedy tracimy z oczu. Tylko ten potop przykuwa naszą uwagę, wypełnia większą część pola naszej świadomości.

Podobnie trzeba mi podnieść swoją twarz ku Boskiemu Mistrzowi, pozwolić się olśnić bezmiarem Jego miłości osobistej dla mnie. Pokochać Go podobną, wzajemną miłością, Wczuć się w Jego sprawy: w Jego nieskończoną miłość dla Ojca, i w bezmiar Jego miłości dla ludzi. Jego oczyma próbować patrzeć na tajemnicę naszej niewdzięczności względem Niego i względem Jego Ojca. Pozwolić się olśnić tymi rzeczywistościami, w tym znaczeniu, by wysunęły się one w moim życiu wewnętrznym na pierwszy plan.

Świadomie nadać mojemu życiu postawę wynagradzającą, podpatrzoną u mojego Boskiego Mistrza w Jego życiu ziemskim. Polega ona, w pierwszej swej fazie na pokornej, możliwie zupełnej dyspozycyjności wobec woli Bożej, a więc na pokornej gotowości na wszystko, cokolwiek by się spodobało Bogu ode mnie zażądać – w drugiej zaś swej fazie na rzeczywistym, ofiarnym pełnieniu tej woli, z prostotą i w miarę jak ona do mnie dociera pod postacią obowiązku bieżącego. Mniejsza o to, jak nazwiemy tę postawę: życiem immolacji, oddaniem się w ofierze całopalnej czy wewnętrznym upodobnieniem się do Chrystusa.

Olśnienie tymi rzeczywistościami powinno towarzyszyć mi od rana do wieczora, wypełniać pole mojej świadomości. Iść ze mną wszędzie. Być moim natchnieniem, kluczem do rozwiązywania wątpliwości jak mam postąpić.


Moja zgodność z myślą Bożą

Wierne odtworzenie w sobie tego modelu jest czymś ważniejszym niż może przypuszczamy. To sprawa ni mniej ni więcej, naszej pełnej zgodności z myślą Bożą. A więc coś zasadniczego. Urzeczywistnić plan Boży. Urzeczywistnić zatem samego siebie.

Bóg nie stworzył nas gotowymi. Zapoczątkował nas tylko. Według pewnego planu. Sami musimy urzeczywistnić siebie. Życie ziemskie takie ma przeznaczenie. Opatrzność Boża czuwa nad naszym stawaniem się, prowadzi, kieruje i pomaga.

W taki czy inny sposób, lecz to Ona przyprowadziła mnie tutaj; w zasięg charyzmatu O. Założyciela – w zasięg tego potopu światła i ciepła. Tylko więc w jego promieniach potrafię w pełni urzeczywistnić siebie. Gdy wejdę w główny nurt jego charyzmatu-poznania i jego charyzmatu-miłości.


Ks. Władysław Majka SCJ

  • charyzmat_ojca_zalozyciela_majka.txt
  • ostatnio zmienione: 2022/06/23 21:39
  • przez 127.0.0.1