dehon-smierc-list-okolny-philippe-1925-eccecor-61-1976-pl

Ecce Cor nr 61 (Grudzień 1976) ss. 5-16

[s. 5]
Msza 50 lecia
Czcigodni Ojcowie i Najdrożsi Bracia!

Oddaliśmy ostatni hołd czcigodnemu i nieodżałowanemu O. Założycielowi i Przełożonemu Generalnemu; chciałbym czym prędzej przekazać wam przykłady i pouczenia, jakie nam zostawił ten dobry ojciec w czasie ostatniej choroby. Braliście udział w naszym bólu, jest więc rzeczą słuszną, byśmy wam przekazali jak najprędzej cenne dziedzictwo, jakie stanowią dla oddanych dzieci, ostatnie gest i słowa miłującego i miłowanego powszechnie ojca.

Pretiosa in conspectu Domini

Nasz „Najlepszy Ojciec” położył się do łóżka we wtorek 4. VIII, na zapalenie kiszek, na dolegliwość, która srożyła się wśród spólnoty brukselskiej. Szybko wezwany lekarz stwierdził wysoką gorączkę, 38,8 a wieczorem 39. Natychmiastowa i rozsądna pomoc wielu lekarzy, rokowały nadzieję na szybkie wyzdrowienie, tym bardziej, że serce zdawało się być bardzo zdrowe i puls był wciąż regularny. Dopiero z niedzieli na poniedziałek nastąpił nowy atak zapalenie kiszek; bezpośrednim jego następstwem było podwyższenie się gorączki: 38,1 oraz osłabienie serca.

[s. 6]
Te objawy zaniepokoiły lekarzy; nazajutrz, we wtorek, oświadczyli, że znikły wszelkie nadzieje na wyzdrowienie. Za ich radą, O. Generał przyjął ostatnie sakramenty we wtorek rano o godz. 11, ale dopiero w środę rano, koło godz. 9, czcigodny chory sam przeczuł bliską śmierć. Tego dnia, około godz. 10, coraz częstsze ataki serca pozwalały przewidzieć bliski koniec. Odmówiliśmy wówczas modlitwy za konających, a potem różaniec. Na skutek silniejszego ataku serca, koło południa, zaczęła się agonia. O godz. 12,10 Najprzewielebniejszy O. Generał wydał ostatnie tchnienie. Cała wspólnota była obecna. Do śmierci i do choroby naszego czcigodnego Ojca można zastosować w całej prawdzie słowa Ksiąg świętych: „Pretiosa in conspectu Domini mors sanctorum eius” – Cenna w oczach Pańskich śmierć jego świętych. Cenna była ąmierć naszego Założyciela, przez łaski, jakimi darzyło go nieustannie Najśw. Serce Jezusa swego wiernego sługę, przez zachowanie do ostatniej chwili bystrości umysłu; przez dar chrześcijańskiej pogody ducha i bardzo głęboką ufność w miłosierdzie Boże; przez Błogosławieństwa Ojca św., kardynałów-arcybiskupów Paryż i Maline oraz biskupa z Soissons; wreszcie, przez umocnienie ostatnimi sakramentami i przez gorące modlitwy zanoszone za niego w Zgromadzeniu i w wielu wspólnotach. Ta śmierć, jest cenną przede wszystkim dla nas, przez przykłady i pouczenia, jakie nam podaje. Bardzo trafnie, napisał nam Kardynał Mercier po śmierci naszego Najlepszego Ojca: „Było to życie czynu i obowiązku”.

Poczucie obowiązku

O. Generał posiadał w wybitnym stopniu poczucie obowiązku i powinności wypływających z zajmowanego stanowiska; stąd czerpał siłę w cierpieniu, co wprawiało w podziw wszystkich, nawet samych lekarzy.
Dzięki tej niespożytej energii, wstał 4. VIII. o godz. 5 i poszedł powoli do kaplicy, by przewodniczyć modlitwom porannym, jak ze zwyczaju czynił codziennie, nawet wówczas kiedy czuł się źle. Mimo krańcowego wyczerpania, chciał jeszcze odprawić Mszę. św. o godz. 7 przy głównym ołtarzu. Ten wysiłek spowodował tak wielkie wyczerpanie, że trzeba mu było

[s. 7]
pomóc wrócić do pokoju, by położyć się do łóżka, które wkrótce miało stać się ołtarzem, na którym dokona ofiary, spełniając swój obowiązek. Nie tracił ani na chwilę szacunku dla obowiązku codziennie kazał sobie robić sprawozdanie z ważniejszych zagadnień zarządu Zgromadzeniem i podawał rozwiązania. Wczesnym rankiem 5. VIII. zastałem go z brewiarzem w ręku, twierdził, iż bez zbytniego zmęczenia, może go odmówić małymi urywkami. W czasie, długich i bezsennych nocy, myślał o różnych prowincjach i domach Zgromadzenia, a rano dyktował mi swe pragnienia i decyzje… /1/.

Urzekająca delikatność

W duszy i zwyczajach Naszego O. Założyciela nienaruszalne poczucie obowiązku, doskonale harmonizowało z urzekającą delikatnością. Nie można zakwestionować autorytatywnego orzeczenia biskupa z Soissons, wypowiedzianego w czasie uroczystości pogrzebowych w bazylice St Quentin: „Trzeba było mieć wielkie serce, żeby się dać tak bardzo pokochać”. Nasz nieodżałowanej pamięci Ojciec, okazywał delikatność tego wielkiego serca do ostatniej chwili życia; pełen taktu i życzliwości, zapominał o sobie, by myśleć o innych. Nigdy się nie żalił, zawsze był zadowolony, za każdy razem miał miłe słowo, czy gest, by dziękować nawet za najmniejszą, oddaną mu przysługę. W niedzielę i w poniedziałek, kiedy wyczerpanie spowodowało gorączkę i prawie całkowitym wstrzymaniem się od pokarmów stawało się coraz to większe, wyraził pragnienie odpoczynku i nie cieszył się tak bardzo wizytami w inne dni natomiast przyjmował z niezmordowaną dobrocią, choćby na chwilę, licznych gości, którzy przychodzili go odwiedzić.
Mimo choroby pragnął, by jak zwykle obchodzić imieniny w dzień św. Wawrzyńca; kazał w przeddzień już przygotować bukiety kwiatów i sam przesłał życzenia O. Asystentowi, łącząc się z nim i ze wspólnotą. Po południu tegoż dnia, polecił braciszkowi pójść do jego biurka i wziąć małą kopertę ze skromną sumą pieniężną i wręczyć mu ją ze słowami: „To jest podarek imieninowy O. Generała”.

[s. 8]
We wtorek rano, zanim przyjął sakrament chorych, drżącą ręką napisał kilka nieczytelnych słów, w których mię prosił, abym napisał do dawnej penitentki O. Andrzeja, która nazajutrz obchodziła imieniny. Mimo ciężkości choroby, nie pozwalał, aby przy nim czuwano w nocy, za wyjątkiem trzech ostatnich dni; gdy mimo sprzeciwów przychodzono do niego, gdy spostrzegł przybywających prosi: „Idźcie spać, nie fatygujcie się”.
Zdawał się robić wyrzuty, że zawiadomiliśmy rodzinę i trudziliśmy ją niepotrzebnie; myśląc o wszystkim, przepraszał swoich, iż nie może ani częstować, ani gościć w nocy.
Jego delikatna miłość okazała się jeszcze w czasie namaszczenia; chciał, by przy tym uroczystym akcie byli wszyscy obecni, wszyscy członkowie Zgromadzenia, Siostry Służebniczki z St Quentin, Siostry Żertwy z Namur, siostrzenica, siostrzeńcy i przyjaciele: Proszę im powiedzieć, że myślałem o wszystkich w tym momencie”. Wymieniał po imieniu wszystkich członków domu, pytając, czy wszyscy są obecni, a szukając oczyma swego sekretarza, zawołał radośnie: „Oto mój sekretarz”, widząc później dwóch młodych scholastyków polskich, uśmiechnął się i zauważył żywo: „Ah! Oto moi drodzy Polacy” /Ah! voila les petits Polonais/. Wyraził wreszcie ostatnie podziękowanie, za oddane mu usługi.
W ostatnią noc jego życia, pełną wdzięczności dla tych, którzy przy nim czuwali, wskazał bratu infirmiarzowi miejsce w swoim biurku, gdzie był piękny różaniec na srebrnym łańcuszku; pobłogosławił go i dał go bratu w nagrodę za chętne usługi, dodając z uśmiechem: „Nie mów o tym nikomu, ja wkrótce pójdę przywitać twego dobrego ojca w niebie” /2/.
Lubił przynosić dzienniki domownikom. Rankiem ostatniego dnia, wziął je na chwilę do ręki i dał bratu, by je rozdał. Pierwszego dnia swojej choroby dał 5 fr. Pewnemu młodemu studentowi z prośbą, by mu codziennie przynosił dziennik o ósmej godzinie.

[s. 9]
Nadprzyrodzone źródła

Powróćmy do nadprzyrodzonych źródeł, z których czerpał siłę do spełnienia obowiązku i pomysłową delikatność serca. Zdaje mi się, że doktryną duchową, a więc i postawą życia wewnętrznego, naszego Najlepszego Ojca, można z łatwością sprowadzić do życia zjednoczenia z Jezusem Chrystusem.
Choroba naszego świątobliwego Założyciela, a w szczególności długie bezsenne noce, były jedną, ciągłą modlitwą, która stawała się żarliwsza i natarczywsza, gdy wczesnym rankiem przynoszono św. Eucharystię czcigodnemu choremu. W pierwszych dniach choroby musiał z konieczności zrezygnować z Komunii św. co było dla niego poważną ofiarą; w pierwszych jedna piątek miesiąca, nie mogąc się dłużej powstrzymać, nalegał usilnie, aby mu pozwolono przyjąć Komunię św., powstrzymując się od wszelkiego napoju, aż do otrzymania Chleba Eucharystycznego.
Jego ulubionym wyrażeniem było: „Jezus jest wszystkim, to przyjaciel. Przynieście mi Jezusa”; słyszano go, jak to powtarzał ze zwykłym ożywieniem. Te wołania były tylko echem żywego pragnienia duszy, by żyć w jedności z Mistrzem, a noce stawały się ciągłą Komunią św. duchową, przygotowaniem bezustannym na wizytę Boskiego Gościa. Obok łóżka kazał umieścić małą kartkę pocztową, przestawiającą dobrze znany obraz Ary Scheffera, św. Jan spoczywający na piersi Jezusa. Wskazując palcem na ten obraz, często mawiał do odwiedzających: „Oto wszystko moje, życie, śmierć i wieczność”. Czy te uczucia, które nigdy nie opuszczały czcigodnego chorego, nie są dowodem i objawem intensywnego i żarliwego życia wewnętrznego? Stałym nastawieniem Serca Jezusowego było pełnić wolę Ojca Niebieskiego. Pełne przyjęcia woli Bożej było również wewnętrznym nastawieniem, dominującym w duszy naszego O. Generała.
Czasem nadzieja dalszej pracy dla chwały Bożej kazała mu życzyć sobie dłuższego życia, ale mimo wszystko, całkowite poddanie się zamiarom Boskiej Opatrzności, temperowało te pragnienie działalności.

[s. 10]
Choroba, przyjęta jako wyraz woli Bożej, była dla niego wprowadzeniem w życie zasadniczego punktu II-go rozdziału naszej Konstytucji, a mianowicie nr 10, gdzie jest powiedziane, iż powinniśmy przyjąć i pokochać dla większej chwały Boskiego Majestatu doświadczenia i cierpienia życia.
W tym nastawieniu, czerpał godny podziwu, zrównoważony humor, który go nie opuszczał nawet w czasie najcięższych cierpień, tu również trzeba szukać sekretu tej pogody chrześcijańskiej i tej wolności ducha, które w obliczu śmierci pozwoliły mu zachować zwykłą wesołość, przez miłe i niewinne żarty.
Zjednoczenie jego woli z wolą Boską uwidaczniało się nie mniej wyraźnie w przyjęciu sposobu leczenia i zabiegów, często upokarzających, przypisanych receptami. Czuło się, że natura jego wzdryga się przed nimi, choć siłą woli odnosił zwycięstwo w cichości i w pokorze. Widać to było szczególnie wtedy, gdy O. Asystent wyjaśniał życzenia lekarzy i gdy radził mu poddać się ich przepisom. Nigdy nie wyraził najmniejszego nawet sprzeciwu. Tak samo zachował się wówczas, gdy po bardzo niespokojnej nocy wyraziłem zamiar przyniesienia mu Komunii św. jako Wiatyku, przyjął tę propozycję bez najmniejszego sprzeciwu. Parę dni wcześniej zaproponowałem mu wezwanie jego zwyczajnego spowiednika, zakonnika od Najśw. Sakramentu, odrzucił tą propozycję mówiąc: „To nie konieczne, Ojciec może wysłuchać mej spowiedzi i dać mi rozgrzeszenie”. Zanim przyjął św. Wiatyk, ponowił, a nawet położył nacisk na ten akt pokory, że przyjąłem jego spowiedź generalną. Kiedy cała wspólnota szła przed Panem Jezusem, który szedł na spotkanie ze swoim sługą, ten, na znak całkowitego poddania się woli Bożej i ludzkiej, otwarł szeroko ramiona i zawołał głośno: „Drodzy Ojcowie, zgadzam się na wszystko czego chce Ojciec Asystent”.
Tak samo było we wtorek z rana, około godz. 10-tej, kiedy po wizycie lekarskiej musiałem go powiadomić o grożącym mu niebezpieczeństwie i o konieczności przygotowania na śmierć, przez przyjęcie sakramentu chorych. Nasz „Najlepszy Ojciec”, przyjął propozycję z prawdziwym uczuciem radości:

[s. 11]
„Tak tak, z całego serca”, zawołał zacierając ręce z radości. Chcąc w obecności wszystkich podkreślić ciągłą gotowość na wszelki objaw woli Bożej, skorzystał z okazji przyjęcia Wiatyku by odnowić w sposób wyraźny, całkowite oddanie się Bogu, dokonane po raz pierwszy 28 czerwca 1878 roku; dzień ten był jakby kulminacyjnym punktem jego życia. „Nie tylko odnawiam śluby zakonne, ale przede wszystkim mój ślub żertwy. W tym celu muszę wziąć swój krzyż do ręki; proszę mi go podać”. Podano mu go, wówczas na głos odnowił śluby: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, dodając: „i żertwy”, ostatnie słowa powtórzył kilkakrotnie.
Zanim przyjął Namaszczenie, przepraszał Boga i ludzi za wszystkie przewinienia i niedoskonałości: „Założyłem Zgromadzenie niedoskonałe, módlcie się o miłosierdzie Boże dla mnie, abym zbawił duszę moją”. Potem dodał: „Bóg mię wybrał, bym założył Jego dzieło, ale byłem tego niegodny, z powodu wielu grzechów, błędów i niedoskonałości, ale wiem, że Bóg mi wybaczy”. Wola Ojca poprowadziła Jezusa do Ogrodu Oliwnego i kazała mu pójść na Kalwarię, gdzie wyrzekł swoje „Consummatum est”. Z kolei Serce Jezusa chciało powołać naszego Ojca do podwójnej agonii Getsemani i krzyża, przez ludzi, których posłał do jego śmiertelnego łoża.

Pakt Miłości

W ciągu całego życia zakonnego, Czcigodny O. Generał widział w cierpieniach odpowiedź Bożą na ślub żertwy. W papierach, wyrażających ostatnią wolę, znaleźliśmy kartę z napisem: „Pakt z Jezusem”. Dokument ten pisany własnoręcznie, zawiera następującą formułę: „O mój Jezu, wobec Ciebie i twego Ojca Niebieskiego, mej Matki Niepokalanej i św. Józefa, mego opiekuna, składam ślub, iż oddaję się z czystej miłości Najświętszemu Sercu twemu, że poświęce życie i siły dziełu Oblatów Najśw. Serca, przyjmując z góry wszystkie doświadczenia i ofiery, jakich ode mnie spodoba Ci się żądać. Ślubuję, iż wszystkie czynności będę spełniał z czystej miłości Jezusa i jego Najśw. Serca; błagam Cię Jezu byś poruszył serce moje, byś zapalił je swoją miłością, bym

[s. 12]
nie tylko miał intencję i pragnienie kochać Cię, ale, bym jeszcze dzięki twej świętej łasce miał szczęście odczuć, że wszystkie moje uczucia są skierowane do Ciebie samego”.
Po tej formie następuje w ten sposób odnowienie codzienne: „O mój Jezu, z miłości odnawiam mój pakt zawarty z Tobą, daj mi łaskę, bym mu był wierny”. Na kopercie zawierającej ten cenny dokument widnieje napis: „Amicitiam tuam pretiosam pauperculo tuo discipulo reddere non dedigneris, Domine, fiat! Fiat!”.
Na ostatnich stronicach jego dziennika, doprowadzonego do 1. VIII. 1925 r., czcigodny Założyciel często mówi o dacie 28. VI i dokonuje przeglądu swego życia, szczególnie lat od początku Zgromadzenia aż do 1884 w świetle tego Paktu Miłości, nie domyślając się, że Jezus wnet zamierza przyjąć tą półwiekową ofiarę, Przez chorobę i śmierć.

„TAK”

Cierpienia O. Generała były naprawdę wielkie, ale je raczej odczuwał, niż o nich mówił. Dawno już nauczył się ukrywać dolegliwości fizyczne, nawet wielkie, pod maską uśmiechu i zrównoważonego humoru. Tak np. znajdujemy na pierwszej stronie ostatniego zeszytu jego dziennika duszy uwagę: „Zaczynam ten rok od zwichnięcia ręki o ogólnego, bolesnego łamania. Bóg chce, bym to wszystko wielkodusznie znosił jako wynagrodzenie za me przewinienia”.
Takie samo nastawienie pomogło naszemu Czcigodnemu Ojcu uświęcić ostatnią chorobę, a w szczególności długie noce, w czasie których łączył się z agonią i Kalwarią Jezusa. Chętnie powtarzał: „Cierpię od rana do wieczora i od wieczora do rana”. Gdy się go pytano jak noc spędził zadawalał się powiedzeniem: „Dobrze; odprawiłem drogę krzyżową”. Czasem wskazywał tylko ręką na krzyż u wezgłowia jego zawieszony, by przez to powiedzieć. Iż jego życie jest jakby ciągłym zjednoczeniem z cierpieniami Jezusa. Żywa wiara i miłość Serca Jezusowego pozwoliły O. Generałowi docenić w pełni wartość cierpienia, dlatego też oddawał się bez zastrzeżeń jako żertwa wynagradzająca za swe dzieło, nasze drogie Zgromadzenie. Często słyszałem jak powtarzał: „Wynagradzam za Dzieło”. Znał trudności z którymi borykały się niektóre domy Zgromadzenia, wiedział o wszystkich

[s. 13]
doświadczeniach, przez które przechodził nasz Instytut i prawie do ostatniego dnia życia, trzeba go było informować na bieżąco o wszystkich sprawach, które mogły tylko przytłaczać jego ojcowskie serce. Wszystkiemu nadawał, wraz ze swą opinią, charakter nadprzyrodzony, przez przebłaganie i wynagrodzenie, ale dopiero w śmierci mamy najpełniejszy wyraz jego zjednoczenia z konającym Sercem Jezusa. W czasie choroby, nasz Najlepszy Ojciec kazał umieścić przy swoim łóżku modlitwę za konających, pod którą dopisał: „Uczucia wyrażono w tej modlitwie, pragnę mieć i ja w godzinę śmierci mojej”.
Znaleźliśmy tę samą modlitwę na kartach jego testamentu duchowego, po niej widniała następująca uwaga: „Odmawiam tę modlitwę teraz, na moment śmierci. Wyraża ona nastawienie, w jakim chciałbym umrzeć. Byłbym szczęśliwy, gdyby ktoś w chwili mej śmierci czytał przy mnie tę modlitwę, bym się mógł w nią włączyć. 30 czerwca 1916 r., w święto Najśw. Serca Jezusowego, w 38 rocznicę mych ślubów”. Czcigodny chory, często szukał oczyma tej modlitwy umieszczonej przy łóżku. Niestety, nie wiedzieliśmy nic o pragnieniu chorego, by mu ktoś tą modlitwę odczytał w ostatnich chwilach życia.
Pan Jezus chciał cierpieć z pełną świadomością. Tak samo i Czcigodny O. Generał miał to rzeczywiście nadprzyrodzone szczęście, że nie tylko odczuwał cierpienie, ale w pełni g przyjmował, dzięki doskonałej przytomności umysłu. Kiedy w ostatni poranek swego życia usłyszał, że O. Suitbert umarł nagle w Sittard, ukrył twarz w dłoniach, by wyrazić ból jaki mu sprawiła ta wiadomość. Na wieść, że O. Mathias czuł się bardzo źle, dodał słabnącym głosem: „I O. Generał także”. Nieco później, powiadomił O. Asystenta, że nadchodzi koniec i odmówił wraz z nim akt poddania się woli Bożej. W parę chwil później dodał: „Cierpię”, wskazując ręką na serce, które mu ból sprawiało. Na myśl jednak, że Jezusowi na krzyżu chyba największy ból serce sprawiało, chciał połączyć swoje cierpienia z Jego cierpieniem, ponieważ oba serca stanowiły jedno w całkowitej ofierze, wówczas jego wejrzenie rozpromieniło się i rzekł: „Tak”.

[s. 14]
Optymizm chrześcijański

Pod koniec życia, św. Paweł pisał do swojego ucznia Tymoteusza: „Scio cui credidi”, jest to pewność w ufności. Ta niezmącona ufność była jedną z cech charakterystycznych życia wewnętrznego naszego Ojca w czasie choroby. Czy to nie jest jakby wypełnieniem obietnic danych przez Jezusa dla wszystkich, którzy będą w sposób szczególny oddawać cześć Najśw. Sercu Jezusowemu? Tak w pismach, jak i w kazaniach, duchowość O. Generał zawsze czerpie natchnienie w ufność i dobroć i miłosierdzie Boże. Sam praktykował to co głosił innym. W dziedzinie wynagrodzenia z całą sympatią wszystko kierował raczej na wynagrodzenie przez miłość, a nie przez sprawiedliwość. Wiara w dobroć, w nieskończenie wielką miłość Serca Jezusowego, była jakby naturalną potrzebą jego duszy. Z taj racji, biskup z Soissons mógł w przemówieniu pogrzebowym przytoczyć jego słowa, wypowiedziane na łożu śmierci do dawnego członka Zgromadzenia, ks. kanonika Delloue: „Dlaczego miałbym się lękać? Jezus jest tak dobry!”. A my sami, czy nie słyszeliśmy często, że jego siłą była ufność w miłosierdzie Boże?
Na ostatnich stronach swego dziennika O Generał często powraca do dowodów dobroci, jakie Serce Jezusa nieustannie nań zlewało, ale w pokorze zestawił własne błędy i niedoskonałości z niewyczerpanymi bogactwami Serca Jezusowego. Tu tkwił sekret pogody ducha i tego optymizmu, który go nie opuszczał nawet w czasie największych doświadczeń. Jezus nagradza tą, rzec by można, bezgraniczną ufność, łaską pogody i darem optymizmu chrześcijańskiego, który zawsze wierzy ludziom, bo wierzy również w skuteczność opatrznościowego działania Boga w świecie.

Jego ostatnie błogosławieństwo

Na zakończenie, chcę wam przekazać ostatnie błogosławieństwo czcigodnego Ojca. We wtorek 11 sierpnia, w chwili gdy miał przyjąć namaszczenie, prosił Boga i ludzi o przebaczenie win, myśmy go również prosili o przebaczenie w imieniu wszystkich, a następnie prosiliśmy go o błogosławieństwo, jako znak

[s. 15]
ojcowskiej miłości. Natychmiast podniósł ręce, robiąc znak krzyża, wymówił zdecydowanym głosem słowa błogosławieństwa: „Benedictio Dei omnipotentis, Patris et Filii et Spiritus Ancti, descendat super vos et maneat semper”. Później, poprawiając się powtórzył trzy końcowe słowa, akcentując je i robiąc znak krzyża: „maneat semper”. Była to żarliwa modlitwa wznosząca się ku niebu, a zarazem uroczyste i z pewnością prorocze zapewnienie, że łask Bożych nigdy nie zabraknie jego drogiemu Zgromadzeniu. Kilka minut przed końcem, zbliżyłem się do niego i poprosiłem jeszcze o ostatnie błogosławieństwo, szczególnie w intencji licznych powołań, prosząc go, aby w tej intencji ofiarował cierpienia i życie. Jego słabiutki głos wzmocnił się i powtórzył kilka razy, „Tak”, a słabnąca ręka kreśliła znak krzyża. Oby to ostatnie błogosławieństwo użyźniło domy formacyjne i wychowawcze, oby pomnożyło powołania we wszystkich szkołach, bo były to ostatnie pragnienia naszego Ojca w godzinie śmierci.
Nie będę już długo mówił o ceremoniał pogrzebowych w Brukseli i St Quentin. Pragnęliście wziąć w nich udział jak najliczniej, chcąc przez to dać publiczny wyraz synowskiego przywiązania do szlachetnej osoby zmarłego i nienaruszalnego przywiązania do jego dzieła. Zewsząd przychodziły i przychodzą jeszcze wyrazy wdzięczności, przyjaźni i szacunku, dla naszego świętego Założyciela. Wszyscy bez wyjątku, radośnie oddają hołd jego świętości i promieniującej dobroci. Zacytujmy tylko słowa skromnego księdza które wypowiedział do biskupa z Soissons: „Gdyby można zebrać w jedno wszystkie łzy wylane przez tych, którym dobro wyświadczył, to powstałby duży potok”; albo świadectwo przewodniczącego towarzystwa dawnych uczniów Świętego Jana, złożone na grobie: „Nigdy nie będzie wiadomym, ile dobrego zrobił dla nas i dla naszych rodzin”. Niech nam wolno będzie zacytować jeszcze tekst telegramu, wysłanego przez Kardynała Gasparri, w imieniu Ojca św. Piusa XI: „Jego Świątobliwość biorąc udział w głębokiej żałobie Zgromadzenia Księży Najśw. Serca Jezusowego, z powodu utraty czcigodnego i tak bardzo

[s. 16]
zasłużonego Założyciela, modli się o spokój duszy tego dzielnego apostoła i przesyła z całego serca, jako rękojmię pociechy i łask Bożych, wam i całemu Zgromadzeniu, błogosławieństwo apostolskie”.
Czcigodni Ojcowie, opuszczając ten świat, nasz drogi Założyciel złożył w nasze ręce dzieło swego życia/serca, którym jest nasze umiłowane Zgromadzenie. Stajemy u zwrotu naszej historii.
Teraz, my musimy udowodnić, że jesteśmy zdolni utrzymać w tym Zgromadzeniu ducha Założyciela i rozwijać go po linii przez niego wytyczonej.
Teraz jest czas modlitwy. Oddalmy od siebie wszelką agitację, wszelkie osobiste obliczenia, zasłużmy sobie przez wielkoduszność i osobiste poświęcenie na to, by stać się kontynuatorami naszego „Najlepszego Ojca”, w jedności i miłości, które nam stale głosił…/2/.

Bruksela, 23 sierpnia, 1925


List Okólny: O. J.L. Philippe z okazji śmierci O Założyciela.

  1. O. Philippe mówi tu o trosce O. Dehona o IX Kapitułę, która miała się zebrać w Brukseli i Lowanium, a której otwarcie przewidziano na 15. IX. 1925 r. O. Założyciel dyktuje O. Philippe program Kapituły.
  2. Najprawdopodobniej chodzi, jak to wynika z innych komentarzy, o niedawno zmarłego ojca brata infirmiarza [red.]
  3. Na zakończenie, O. Philippe poleca modlitwom wszystkich wspólnot duszę O Założyciela. Następnie prosi wszystkich członków Zgromadzenia o fotografie, notatki, listy, pisma i pamiątki osobiste, które mogą być potrzebne przy pisaniu biografii O. Dehon. Przyrzeka wysłać każdemu jakąś pamiątkę po czcigodnym zmarłym.
  • dehon-smierc-list-okolny-philippe-1925-eccecor-61-1976-pl.txt
  • ostatnio zmienione: 2024/08/17 16:09
  • przez zkhuber