dehon-smierc-ostatnie-slowa

Ostatnie słowa

„Dla niego żyję, dla niego umieram”

Dehoniana 2004/2, 43-54

Tullio Benini, scj; André Perroux, scj

[1] Były to ostatnie słowa wypowiedziane przez ojca Dehona na łożu śmierci 12 sierpnia 1925 roku. Na następnych stronach przedstawiona jest piąta część broszury zatytułowanej „Kim jesteś, ojcze Dehonie?”. Broszura ta została napisana przez ks. Tullio Beniniego, aby pomóc mieszkańcom jego parafii Chrystusa Króla w Mediolanie w refleksji nad ojcem Dehonem. Ksiądz André Perroux przetłumaczył ją i dostosował, w szczególności po to, aby objąć nią młodzież francuskojęzyczną, zwłaszcza w Afryce frankofońskiej.
[2] Cały artykuł ⇒QUI EST LEON DEHON? był dostępny na stronie internetowej Zgromadzenia, obecnie można go znaleźć na stronie https://www.zkhuber.eu/dehonwiki/. Tę część przetłumaczył ks. Zdzisław K. Huber SCJ.

———————-

[3] W styczniu 1925 roku, rozpoczynając pracę nad 45. zeszytem swego Dziennika, który w gruncie rzeczy miał być ostatnim, o. Dehon napisał: „To jest ostatni zeszyt i być może ostatni rok. Fiat!… Moja kariera została zakończona, to jest zmierzch mojego życia… Ideałem mojego życia, ślubem, który złożyłem ze łzami w młodości, było bycie misjonarzem i męczennikiem. Wydaje mi się, że ten ślub został spełniony. Jestem misjonarzem poprzez stu i więcej misjonarzy, których utrzymuję we wszystkich częściach świata. Jestem męczennikiem ze względu na konsekwencje, jakie Nasz Pan nałożył na mój ślub ofiary, przede wszystkim od 1878 do 1884 roku, za wszystkie niedostatki i unicestwienia, które wycierpiałem aż do Consummatum est… ” (NQT XLV/1925, 1, 2).
[4] Ojciec Dehon nie pomylił się, pisząc te słowa, które rozpoczynają ostatni etap jego życia. Zostało mu tylko osiem miesięcy życia, zanim opuścił tę ziemię.

25. OSTATNIE MIESIĄCE

[5] Po kapitule generalnej w 1919 r. i ostatecznym zatwierdzeniu w 1923 r. organizacja Zgromadzenia była bardziej pewna. [6] U boku ojca Dehona był teraz ks. Laurent Philippe jako asystent generalny („Wyznaczyli asystenta, którego pragnąłem”). Ojciec Philippe był uważnie obecny w ostatnich dniach życia ojca Dehona i przyjął jego dziedzictwo, zastępując go na stanowisku przełożonego generalnego.
[7] Założyciel kupił dom w Rzymie i przekształcił go w nowy dom macierzysty. „Wygląda na to, że Zgromadzenie jest kompletne i zaczyna się organizować. To przerosło moje oczekiwania. To Pan nasz uczynił wszystko, ja tylko zepsułem Jego dzieło» (NQT XLV/1925, 14).
[8] „Jestem najmniejszy i najbardziej niegodny z założycieli, niemniej jednak odczuwam potrzebę zjednoczenia się ze wszystkimi założycielami. Kiedy się modlę, przychodzą mi do głowy ich imiona: Benoît, Bernard, Franciszek, Dominik, Ignacy, Neri, Franciszek Salezy… ksiądz Bosko, Lavigerie, d'Alzon, Matka Weronika, Maryja od Najświętszego Serca. Te wielkie dusze miały wspaniały ideał: zdobyć świat, podbić świat dla Jezusa Chrystusa. Modlili się, cierpieli i pracowali na to… Codziennie łączę się z tymi wszystkimi duszami. Chciałbym wznieść mój ideał na ich wyżyny. Gorąco kocham naszego Pana i pragnę prosić o Królestwo Najświętszego Serca… Cieszę się, że znalazłem się w ubóstwie, tak jak inni są szczęśliwi, że czują się właścicielami własności” (NQT XLV/1925, 2, 3).
[9] Ten, który tak bardzo kochał uczestniczenie w liturgii Kościoła w jej sakramencie, ten, który był tak szczęśliwy, wznosząc ołtarze dla Jezusa w Jego Eucharystii, widzi, że teraz to dzięki Jego dziełu, liturgii niebieskiej, z radością znajduje się „w jedności z wielką Mszą Nieba”: „Od kilku dni cierpię na chorobę… Już nie dbam o życie. «Pragnę odejść z tego życia i być z Chrystusem» (Flp 1, 23)” (NQT XLIV/1923, 79).
[10] Dnia 14 marca 1925 r., w roku Jubileuszu ogłoszonego przez Piusa XI, o. Dehon miał 82 lata. Cieszył się, że udało mu się uzyskać odpusty jubileuszowe w kaplicy w Brukseli: „To była prawdziwa radość, duchowe zadowolenie. Cieszę się, że uzyskałem wszystkie odpusty Jubileuszu i zostałem oczyszczony ze wszystkich moich dawnych błędów” (NQT XLV/1925, 44).
[11] Jego dni w Brukseli płynęły naprzód z regularnością zegara. Wstawał o godzinie piątej, odprawiał mszę o godzinie siódmej, był punktualnie obecny na wszystkich ćwiczeniach duchowych wspólnoty. Każdego ranka szedł kupić gazety: «Kupuję gazety dla wspólnoty, wydaje mi się, że to dobrze, że trzeba być na bieżąco, mieć kontakt z historią współczesną i mieć jakiś temat do rozmowy»''' (NQT XLV/1925, 15). Chodził na krótkie spacery, czytając małą książeczkę: Recommendations aux prêtres (Zalecenia dla kapłanów).
[12] W czerwcu 1925 r. napisał w swoim Dzienniku: «Na uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa wybrałem dla siebie tę myśl o św. Małgorzacie Marii: O Serce Jezusa, tęsknię pragnieniem zjednoczenia się z Tobą, posiadania Cię i zatracenia się w Tobie, który jesteś moim wiecznym mieszkaniem» (NQT XLV/1925: 63).
[13] Ostatnie wiersze jego opasłych zeszytów Notes Quotidiennes (Notatki codzienne), w czasie, gdy pióro miało wkrótce wypaść z jego ręki, wciąż przywołują jego działalność społeczną jako istotny aspekt jego pracy: „Otrzymuję piękne listy od pana Victora Berne'a z Lyonu. Przypomina mi o naszych żarliwych kampaniach w „Chrześcijańskiej Demokracji” na rzecz katolickiej akcji społecznej we Francji. Przez kilka lat pisałem czołowy artykuł w tym znakomitym czasopiśmie. Była to jedna z form mojej kampanii społecznej, pobłogosławionej przez Leona XIII (NQT XLV/1925, 66).

26. „DLA NIEGO ŻYJĘ, DLA NIEGO UMIERAM”

[14] Lipiec 1925 r. Miasto Bruksela zostało dotknięte epidemią zapalenia żołądka i jelit. Wielu członków wspólnoty zostało dotkniętych tą chorobą. Ksiądz Dehon udał się do nich i miał dla wszystkich dobre słowo. Następnie, 4 sierpnia, po odprawieniu Mszy św., on z kolei musiał położyć się do łóżka. Jego ogólny stan był stosunkowo dobry i z łóżka nadal zajmował się sprawami Zgromadzenia, a szczególnie przygotowaniami do IX Kapituły Generalnej, której otwarcie przewidywano na 15 września.
[15] W bezsenne noce modlił się i ofiarowywał swoje cierpienia za Zgromadzenie. Po wielokrotnym zapoznaniu się ze wszystkimi osobami i wspólnotami, podyktował ojcu Philippe'owi swoje „pragnienia i ostatnie życzenia”.
[16] Mniej więcej w tym czasie znalazł kogoś, kto przyniósł mu pocztówkę, którą miał położyć przy łóżku. Karta ta była reprodukcją znanego obrazu Ary'ego Scheffera przedstawiającego św. Jana spoczywającego na piersi Jezusa. Często pokazywał pocztówkę swoim gościom i zwierzał się: «To jest moje wszystko, moje życie, moja śmierć, moja wieczność» (o. Philippe, Lettres circulaires (Listy okólne), 1, 22).
[17] Niektórzy współbracia postanowili, że będą się nim opiekować w nocy. Powiedział im: «Idźcie i odpoczywajcie, nie męczycie się». Kiedy odwiedzała go rodzina i przyjaciele, prosił ich, aby mu przeprosili, «że nie może im dać ani posiłku, ani gościny na noc» (tamże, 1, 16). Wszyscy, którzy go otaczali, byli pod wrażeniem jego pogody ducha, cierpliwości, z jakim znosił swoje cierpienie: «Cierpię od rana do wieczora i od wieczora do rana… Noc staje się duchową komunią: „Jezus jest wszystkim, On jest przyjacielem. Przyjmij mnie do Siebie, mój Jezusa»” (tamże, 22 nn.).
[18] 10 sierpnia przypadł dzień patrona jego asystenta: św. Wawrzyńca. Ksiądz Dehon poprosił kogoś, aby przygotował kwiaty dla jego asystenta, złożył mu życzenia i wręczył mu prezent.
[19] W nocy 11 sierpnia, między godziną 9 a 10, doznał poważniejszego ataku. Lekarze obawiali się, że groźba śmierci staje się coraz bardziej oczywista. Na przekór tego wszystkiego pozostał całkowicie przytomny. Jego serce pozostało tym, czym było zawsze: wrażliwym na przyjaźń, bogatym w troskę i troskę o każdego z osobna. 12 sierpnia przypadało święto św. Klary, patronki Claire Baume, dobroczynki, która wcześniej znajdowała się pod duchowym kierownictwem ojca Prévota, a której o. Dehon doradzał przez kilka lat. Będąc teraz u kresu sił: drżącą ręką, która sprawiała, że pismo było prawie nieczytelne, po raz kolejny przypominał ludziom, by nie zapomnieli złożyć dobrych życzeń Claire Baume. Były to ostatnie słowa wypowiedziane przez kogoś, kto napisał tak wiele, i są to słowa najdelikatniejszej i najwierniejszej uwagi.
[20] Ojciec Philippe zasugerował, aby przyjechał jego zwykły spowiednik, ale ojciec Dehon odmówił: „To nie jest konieczne, możesz wysłuchać mojej spowiedzi i udzielić mi rozgrzeszenia.” We wtorek ojciec Philippe zapytał go, czy życzy sobie otrzymać ostatnie namaszczenie „Tak, tak, z całego serca” – brzmiała jego odpowiedź, i aż klasnął w dłonie z radości. Przed przyjęciem ostatniego namaszczenia odnowił śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Dodał «o złożeniu się w ofierze», powtarzając kilkakrotnie te ostatnie słowa: «Do tego potrzebuję tego samego krzyża, który wtedy trzymałem w rękach, dajcie mi go».
[21] Ostatniej nocy ojciec Dehon został sam na sam z bratem infirmiarzem, którego ojciec zmarł niedawno. Ojciec Dehon pokazał mu szufladę w komodzie, w której znajdował się piękny różaniec z grawerowanego srebra. Pobłogosławił to i z uśmiechem oddał je bratu, dodając: „Nic nikomu nie mów. Wkrótce pozdrowię waszego dobrego ojca w niebie» Na ten temat por. w listach o. Philippe (Listy okólne, 1, 11 nn.).
[22] W środę rano, 12 sierpnia, ataki sercowe stawały się coraz częstsze. Ten chory mężczyzna zapadł w agonię około południa. Niewątpliwym gestem wyciągnął rękę w stronę obrazu Serca Jezusowego i czystym głosem zawołał: «Dla Niego żyję, dla Niego umieram».
[23] Słowa te miały być jego ostatnimi. 12 sierpnia 1925 roku, 10 minut po godzinie 12, Ojciec Dehon, Bardzo Dobry Ojciec, jak go poufale nazywano, zakończył swój pracowity dzień na tej ziemi.
[24] Wśród dokumentów, które zawierają jego ostatnie życzenia, ojciec Philippe znalazł kartkę papieru z nagłówkiem: „Pakt z Panem. Było to pismo, które ojciec Dehon zawsze nosił przy sobie.
Jezu mój, ślubuję przed Tobą i Twoim Ojcem niebieskim, w obecności Maryi Niepokalanej, mojej Matki i świętego Józefa, mojego opiekuna, że z czystej miłości poświęcam się Twojemu Najświętszemu Sercu, że będę spalał moje życie i siły w pracy Oblatów Twojego Serca, przyjmując z góry wszystkie próby i wszystkie ofiary, o które zechcesz mnie prosić. Ślubuję, że we wszystkich moich czynach będę wyrażał czystą miłość do Jezusa i Jego Najświętszego Serca i błagam Cię, dotknij mojego serca, rozpal je swoją miłością, abym nie tylko miał zamiar i pragnienie kochania Ciebie, ale także szczęście, które będę odczuwał dzięki działaniu Twojej świętej łaski, by wszystkie uczucia mego serca skupiły się na Tobie samym”.
[26] Następnie zawarta była codzienna odnowa: „Jezu mój, z miłością odnawiam przymierze, które zawarłem z Tobą. Udziel mi łaski, abym był jej wierny». A na kopercie to wezwanie: „Panie, nigdy nie przestawaj zachowywać swojej cennej przyjaźni dla Twojego biednego ucznia! Fiat! Fiat!”
[27] Jeżeli, co jest prawdopodobne, ten pakt miłości sięga roku 1878, roku założenia Zgromadzenia, to jest to dokument o wyjątkowej i bardzo wielkiej wartości. Ojciec Dehon, dzięki łasce Bożej, pozostał wierny temu paktowi aż do ostatniego tchnienia. Tak jak On sam to często czynił, tak i my możemy tylko głosić: Tak, zaprawdę, wielka jest miłość, wielkie jest miłosierdzie Serca Jezusowego!
[28] Jego pogrzeb odbył się najpierw w Brukseli, a następnie w bazylice św. Quentina. Trumna została złożona w grobowcu Zgromadzenia na cmentarzu św. Jana w Saint Quentin, a następnie przeniesiono ją do kościoła św. Marcina – kościoła, który ksiądz Dehon zbudował dla diecezji i który do dziś jest powierzony wspólnocie sercańskiej.

27. GŁÓWNE CECHY JEGO OSOBOWOŚCI DUCHOWEJ

[29] Biskup Soissons (1920-1927), prałat Henri Binet, wygłosił przemówienie podczas pogrzebu w bazylice św. Quentina. Zaczął tak:
[30] „Właśnie ukończono zapisywanie wielkiej strony historii religijnej… Jednemu z najznamienitszych i najznamienitszych synów XIX wieku, diecezje Soissons… poprzez moją posługę przynosi łzy żałoby, ogromny żal, hołdy, nieskończoną wdzięczność, a przede wszystkim dar modlitwy, który należy się mu z tak wielu powodów”. Biskup wskazał na niektóre z tych powodów: jego apostolstwo społeczne, jego dzieła dokonane w Saint Quentin, jego ogromny wkład w wychowanie chrześcijańskie. „Młodzi ludzie przychodzili do niego z entuzjazmem… Czyż nie powinno to być cudowne, przede wszystkim dla serca, gdy jest się kochanym w taki sposób? … Odszedł — wielki starzec o wiecznie młodym sercu, zawsze ufny, zawsze optymistyczny — do wiecznej młodości Chrystusa, której Sercu był oddany…”.

„Człowiek wielkiego serca”

[31] Jego życzliwość i szlachetność duszy były rozpoznawane przez każdego, kto się do niego zbliżył. Wyróżniał się przede wszystkim uważną, delikatną dobrocią; Pełen zrozumienia i solidarności, ale jednocześnie inteligentny i bez słabości. Wraz z tym widoczna była niezbędna klarowność i energia. Nigdy nie wykorzystywał najmniejszej okazji, by odpłacić się na tych, którzy mu się sprzeciwiali; dla nich zawsze potrafił znaleźć słowa usprawiedliwienia lub zrozumienia.
[32] „Przez całe życie zachowywał ducha dziecka. Zawsze odczuwał głębokie uczucie, jakie żywi każde dziecko, czując że jest ono bezsilne, że potrzebuje pomocy, co przekładało się na jego przywiązanie do osoby, która go serdecznie przyjęła. To było powodem jego niezwykłej wdzięczności wobec tych, którzy pragnęli mu służyć. To był również powód, dla którego nauczył się z zamkniętymi oczami zdawać się na Opatrzność Bożą”.
[33] W ten sposób o. Dorresteijn rozpoczął tworzenie portretu „człowieka”, którym był ojciec Dehon (Vie et personnalité… (Życie i osobowość…), s. 368) i kontynuuje: „Ponieważ dziecko jest ufne, jest z natury optymistyczne… Ojciec Dehon pozostał optymistą we wszystkich najtrudniejszych okolicznościach, w momencie, gdy ludzie byli mu najbardziej nieprzychylni”. Następnie przytacza opinie kilku świadków. Na przykład ks. prałat Binet: „Był zawsze młody, zawsze ufny, zawsze optymistyczny”. I znowu o. Kanters: „Miał wiarę w ludzi, ponieważ wierzył w skuteczność opatrznościowego działania w świecie”. Ksiądz Philippe cytuje słowa samego ojca Dehona: „Zawsze byłem optymistą, umrę optymistą”.
[34] Nie tylko zawsze czuł się młody z charakteru, ale nawet w ostatnich latach życia zachowywał młodzieńczy wygląd. „Młodość wydawała się cudownie zachowana w ojcu Dehonie, gdy był już starcem, w jego giętkich gestach, w żywości jego spojrzenia, w wymowie i czarujących intencjach jego modlitw, w jego trafnych wyrażeniach i w jego odpowiedzi”. (Ks. Devrainne, por. Dorrensteijn, s. 370). Nie jest do końca przypadkiem, że wśród momentów, w których był najbardziej szczęśliwy, a więc najbardziej swobodny w swoich wypowiedziach, zaliczył spotkania Stowarzyszenia Alumnów św. Jana, w których wiernie uczestniczył przez lata.
[35] Dla niego historia, która naprawdę się liczy, to historia dobra. Widocznie nawiązywał do ludzkiej nędzy, znał ją aż nazbyt dobrze i cierpiał z tego powodu; Najczęściej jednak czynił to w sposób ogólny, aby zawierzyć cały świat, a przede wszystkim siebie samego, słodkiemu miłosierdziu Bożemu.
[36] Jego spokojna równowaga była owocem ciężkiej pracy, który był zarazem darem. Wynikało to z jego wytrwałej komunii z Sercem Chrystusa i jego podstawowej postawy, polegającej na tym, że w relacjach z innymi ludźmi przeważał aspekt pozytywny.

Człowiek wielkiej wiary, człowiek Boży

[37] Dobroć, która cechuje ojca Dehona, jak również inne jego cnoty, pozostają w ścisłym związku z jego wiarą, rozumianą w sensie biblijnym: przylgnięciem serca i życia do Boga żywego, do Serca Chrystusa. Każdego dnia pozwalał, by rozbrzmiewało w nim Słowo Boże, z cierpliwością i wytrwałością starał się wprowadzać je w życie. Jego serce biło pragnieniem, aby jego codzienne życie było nieustanną «odpowiedzią miłości na miłość», «serce za serce».
[38] W ten sposób całe jego życie karmiło się wiarą: z intensywnością i głębią. Miał wiarę spontaniczną, pozbawioną afektacji, która jaśniała we wszystkich aspektach jego życia, jako człowieka i przyjaciela, jako kapłana, zakonnika, wychowawcy, przełożonego, organizatora, apostoła…
[39] Ci, którzy go spotkali, przekonali się, że jego życie oparte na wierze od razu wywołało w nich silne wrażenie, że spotykają „męża Bożego”.

Namiętny miłośnik Serca Chrystusa i Eucharystii

[40] Duchowość Serca Jezusowego uczynił swoim głębokim życiem wewnętrznym. Czerpał z niej pokarm, który karmił jego autentyczne życie mistyczne i działalność apostolską.
[41] Miłość Boża jest na pierwszym miejscu. Bóg - Miłość wzywa człowieka. Ojciec Dehon odpowiedział: „Tak, każdy z nas musi być częścią Serca Jezusa, które może bić tylko pod wpływem bicia Jego Serca.
[42] Wraz ze św. Janem, Ewangelistą Serca Jezusowego, zachęca nas do «kontemplowania tego, którego przebiliśmy».
[43] Nie ma nic dziwnego w tym, że ostatnie słowa, jakie wypowiedział, brzmiały: «Dla Niego żyję, dla Niego umieram», jeśli przypomnimy sobie, że był to człowiek, który rozpoczął swój duchowy testament od słów: «Moje drogie dzieci, zostawiam wam najcudowniejszy ze skarbów — jest nim Serce Jezusa». Nie powinno więc dziwić, że wszystkie swoje dzieła i pisma umieszczał pod tytułem Serca Jezusa; że swój plan apostolski streścił pod hasłem: „Królestwo Serca Jezusowego w duszach i społeczeństwach”; Nic więc dziwnego, że na swoją profesję zakonną wybrał imię «Jan od Serca Jezusowego».
[44] Kontemplacyjne spojrzenie w otwarte Serce jest najlepszym fundamentem, by naprawdę odpowiedzieć na miłość Bożą poprzez nasze własne oddanie miłości: miłości, która nie ma nic wspólnego z mdłym sentymentalizmem, ale która ogarnia całą istotę — rozum i serce, uczucia i energiczne działanie — do pracy nad przemianą świata, poczynając od tajemnicy paschalnej Jezusa.
[45] „Przyłóżmy się do miłowania miłością żarliwą, stałą i bezinteresowną Tego, który jest nieskończenie godny miłości… Miłość, której wymaga od nas Serce Jezusa, jest miłością wielkoduszną, wierną i oddaną, miłością mocną i bezinteresowną, która całą swoją uwagę poświęca służbie umiłowanego Mistrza” (Listy okólne, 17 października 1893 r.).
[46] „Rana Serca Jezusowego jest wymowną szkołą miłości. Kontemplując ją, człowiek jest nieodparcie pociągany przez miłość i pragnie kochać tę piękną miłość współczucia, która najpierw topi serce w nieskończonej pobożności, a następnie podnosi je wzmocnione do całkowitego oddania» (Etudes sur le Sacré Cœur de Jésus, 1ère partie, (Studia o Najświętszym Sercu Jezusa, część pierwsza), Rozdział III).
[47] Możemy zatem zrozumieć, w jakim sensie ojciec Dehon był rzeczywiście człowiekiem Eucharystii. O tej «tajemnicy tajemnic» mówi on bardzo często w swoich pismach. Ale przede wszystkim żył nią, była ona dla niego codziennym źródłem, które ożywiało i czyniło płodnym jego życie wewnętrzne i jego działanie.
[48] „W Najświętszej Eucharystii jest Serce Jezusa żywe, kochające i zranione… Jest tam, jak Baranek złożony w ofierze na ołtarzu, aby zostać ofiarowanym swemu Ojcu, a jednocześnie otrzymać nasz hołd i naszą miłość… Nie ulega wątpliwości, że to właśnie powinno być życiem naszych domów, a także prawdziwym słońcem, ogniskiem domowym, pokarmem i lekarstwem dla naszych dusz» (Directoire spirituel (Dyrektorium duchowe), V, 5).
[49] Doświadczał jej blasku przez wszystkie swoje dni, jak oświecające słońce, jak ogień, który ogrzewa. „Karmienie się Bogiem, picie Boga, włączanie się w Chrystusa… będąc tylko jednością z Nim…”.
[50] „Eucharystia jest ogniskiem, podstawą, centrum wszelkiego życia, całej pracy, wszelkiego apostolstwa. Całe odkupienie skupia się wokół Kalwarii, całe jego zastosowanie skupia się wokół ołtarza. Ewangeliczny pracownik, który nie żyje życiem eucharystycznym, ma tylko słowa bez życia i nieskuteczne działanie” (NQT XXV/1910, 46, 47).
[51] Dlatego też, w całkowicie logiczny sposób, o. Dehon zachęca nas do zjednoczenia „ofiary naszego serca z ofiarą Boskiego Serca Jezusa na większą chwałę Bożą i zbawienie dusz (…), jako doskonałą ofiarę uwielbienia i adoracji, miłości i wdzięczności, zadośćuczynienia, ufności i zawierzenia Jego świętej woli”. Jest to wielki czyn naszych czasów, jest to całopalność doskonałej miłości i ofiara wynagradzająca w pełnym tego słowa znaczeniu” (Dyrektorium duchowe, V, 4).
[52] Na koniec otrzymujemy tę ważną radę, która wieńczy Jego duchowy testament: „Moim ostatnim słowem będzie znowu wezwać was do codziennej adoracji… w imię Kościoła Świętego…”.

Niezwykłe w zwyczajnym…

[53] Wyrażenie to dobrze oddaje to, co było cechą charakterystyczną jego stylu życia, jego świętości, to, co liczni świadkowie stawiali ponad wszystko. Jego droga świętości nigdy nie szukała spektakularnych manifestacji, nigdy nie starała się być okazała w wyglądzie. Chociaż wypowiadał «ślub ofiary», wolał zbierać krzyże — a miało być ich dla niego wiele — które płynęły z życia, z wydarzeń i od ludzi. Nie szukał ich ani nie prowokował: w ten sposób otrzymał je z ręki Boga. Miał zwyczaj do codziennego składania aktu ofiarowania miłości („Przymierze miłości” [red.]), do przeżywania swoich dni w oddaniu się Bożej Opatrzności.
[54] Często powtarzał swoje Fiat!, to, co Jezus zostawił nam jak Maryję w swojej synowskiej modlitwie – to, co przeżywał każdego dnia, a przede wszystkim w czasie swojej ostatniej walki: «Niech mi się stanie według słowa twego», «bądź wola Twoja!» Ksiądz Dehon powtarzał to przede wszystkim za każdym razem, gdy w jego życiu pojawiały się zmartwienia, problemy zdrowotne lub zmęczenie. I nigdy nie przestawał zachęcać do tego, by przywiązywali wagę do «małych rzeczy», do codziennych obowiązków wspólnoty, rodziny, pracy, relacji braterskich. „Podsumowując, nie ma wielkich i małych krzyży, jest tylko mała i wielka miłość… W każdym razie, jeśli bardzo kochamy, Najświętsze Serce przyjdzie do nas ze swoją łaską… przekazując nam swoją siłę i swoją radość…” (Deuxième couronne d'amour, 1er mystère, lére méditation [Druga Korona Miłości, 1. Tajemnica, 1. Rozmyślanie]).
[55] Prosty, godny miłości i «umiejący być kochanym», uległy, a nawet zależny, potrafił też być wytrwały i nieustępliwy, konsekwentny i stanowczy w wyborach, które charakteryzowały jego życie: kierownictwo duchowe, poszukiwanie woli Bożej, ufne zawierzenie w przyszłość, chrześcijański optymizm wbrew wszelkim przeciwnościom, intensywne życie kontemplacyjne, wyjątkowa samokontrola, delikatna i wielkoduszna odpowiedź na łaskę, dar z siebie w służbie Ewangelii i w służbie bliźniemu… Aż do heroizmu potrafił przeżywać trudny akt przebaczenia w milczeniu i życzliwości, w pokorze i nadziei. Potrafił świadczyć o tajemnicy «pojednania» w Chrystusie: przeżywał ją całym sobą.
[56] W dniu 8 kwietnia 1997 r., po różnych «procesach» kanonicznych, Kościół, na mocy dekretu o «heroiczności jego cnót», który jest ostatnim etapem przed beatyfikacją, ogłosił Leona Jana od Serca Jezusowego (Leo Gustave Dehon) Czcigodnym Sługą Bożym.
[57] W oficjalnym tekście deklaracji Stolicy Apostolskiej można przeczytać w szczególności:
[58] - Kontemplując Serce Chrystusa, czerpał z tego, co uważano za stałą cechę osobowości: jaśniejącej dobroci, która nadawała mu szczególny urok, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Potrafił oczarować i podbić serca… Rzadko kiedy przełożony był kochany tak, jak on; aż do śmierci nazywano go Bardzo Dobrym Ojcem.
[59] - Cnoty kardynalne, które pomagają nadać równowagę, harmonię i pewność zachowaniu osoby, znalazły w nim temperament, który im sprzyjał. Ale często bolesne okoliczności jego długiego życia pokazały, w jakim stopniu Sługa Boży potrafił je wykorzystać, gdy z roztropnością, z siłą i równowagą stawiał czoła najbardziej skomplikowanym sytuacjom.
[60] - Urodzony w rodzinie, która była dobrze sytuowana, oddał swoje dobra na służbę dziełu, do którego Duch Święty go przeznaczył. Przedsiębiorczy, śmiały w swoich inicjatywach apostolskich i społecznych, dawał zawsze dowód pokornego posłuszeństwa, oświeconego wiarą, zwłaszcza w stosunku do Stolicy Apostolskiej, gdzie znalazł dla siebie pewność doktryny i życia.
[61] - Słodkie światło Maryi Dziewicy towarzyszyło mu nieustannie. „Niech żyje Serce Jezusa, przez Serce Maryi” – to było jego pozdrowienie. Zachęcał swoich synów, aby byli zjednoczeni ze swoją Matką i Przewodniczką w ich «powołaniu miłości i ofiary», w szczególności przez udział w ofierze Jej Syna Kapłana, aby być z Nią kielichami i kanałami wody i krwi, które wypłynęły z otwartego Serca Jezusa…”.
[62] Jest to z pewnością wspaniałe dziedzictwo dla rodziny Sercanów, a także dla Kościoła. Sam o. Dehon nie przestawał powtarzać, jak bardzo to powołanie zalicza się do najpiękniejszych, a zarazem najbardziej wymagających.
[63] W styczniu 1909 roku, głosząc „Miesiąc Odnowy Duchowej” do swoich młodych zakonników w Louvain, zaczął w następujący sposób:
[64] „Musimy coraz bardziej wczuwać się w ducha naszego Zgromadzenia. To bardzo piękne powołanie. Musimy starać się, aby mieć dla Naszego Pana taką samą pobożność, takie samo nabożeństwo, jakie miał św. Jan… Bądźcie miłującymi Pana naszego i bądźcie Mu całkowicie oddani (…)”. Natchniony przez św. Gertrudę, skomentował przypowieść o perle Królestwa — tej perle, którą jest sam Jezus i dla której jesteśmy wezwani do poświęcenia wszystkiego dla niezmierzonego zysku komunii z Bogiem. Nie wahał się powiedzieć: „Nasze Zgromadzenie musi być Zgromadzeniem milionerów. Nie marnujmy naszego życia! Tak jak słońce padające na witraż nadaje swoim promieniom kolor szkła, tak nasze działania w przechodzeniu przez Serce Jezusa zostaną przez nie przemienione”.
[65] Poniżej możemy zobaczyć, w jakich słowach Papież Jan Paweł II przypomniał sercańskim zakonnikom o tym dziedzictwie, gdy byli zjednoczeni na Kapitule Generalnej 14 czerwca 1985 r.:
[66] - Minęło ponad sto lat od skromnych i ukrytych początków Zgromadzenia Sercanów. Ale orędzie i charyzmat Założyciela są zawsze aktualne, ponieważ dzisiejsze społeczeństwo odczuwa jeszcze bardziej potrzebę spotkania z Sercem Jezusa, aby znaleźć tam pokój, pogodę ducha, pocieszenie i przebaczenie.
[67] - Głoście więc żarliwie miłość Bożą, ukazując Serce Chrystusa, symbol i centrum tej Boskiej rzeczywistości… Ludzkości, zranionej przez tak wiele udręk i pytań, pokażcie w Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym najwyższą pewność miłości Bożej!
[68] - Ze szczególną troskliwością i z wyczuciem Kościoła dbajcie o apostolat prasy… Wychowujcie chrześcijańskie sumienia, jasno przedstawiając prawdy, które powinny kierować naszym życiem… Bądźcie w pełni wierni Magisterium i Stolicy Apostolskiej… Dawajcie świadectwo waszej miłości do Chrystusa w adoracji eucharystycznej… Praca do wykonania jest ogromna, nie możemy tracić czasu”.

28. WIADOMOŚĆ DLA NAS DZISIAJ!

[69] Ojciec Dehon przypomina nam:
70 „Łaska Boża podąża za wami, przynagla was, prosi was i przybiera wszelkie formy, aby posiąść waszą duszę i rozpalić w niej ogień miłości. Ileż razy łaska przemawia bezpośrednio do waszego serca! Może to być światło, które was oświeca, może to być znowu pobożne uczucie, które was dotyka, albo znowu silne natchnienie, które prowadzi was do miłości Boga, wstręt do marności, które was pociągają…”.
[71] „Trzeba, aby miłość rozlała się w naszych sercach… Wydaje się, że Bóg jest poza sobą z powodu gwałtowności swojej miłości. No cóż! Nie bójmy się więc wyjść z siebie, oszaleć z miłości do Boga… Oddajmy się całkowicie, bez zastrzeżeń. Czerpmy hojność z miłości. Powróćmy do niewysłowionego daru, który Bóg dał nam z siebie i ze swego Syna, do daru, który Syn uczynił z samego siebie. Czytajmy i jeszcze raz na nowo czytajmy tę księgę miłości, która jest samą miłością, a kiedy zostaniemy objęci miłością, nasza ofiara będzie z łatwością bardziej hojna, szybka i bezbłędna… Jezus mnie umiłował i wybrał. Moje powołanie apostolskie zrodziło się w Jego sercu, dlatego tam musi być podtrzymywane i rozwijane, tam muszę szukać światła, siły i przewodnictwa”.

—————————–
O. Tullio Benini SCJ (Prowincja Północnych Włoch), urodzony w 1936 r., śluby w 1955 r., święcenia kapłańskie w 1965 r., doktorat z literatury uzyskał na Katolickim Uniwersytecie Najświętszego Serca w Mediolanie w 1975 r. Po krótkim okresie nauczania w domach formacyjnych został przełożonym prowincjalnym prowincji Włoch Północnych (1979-1985), sekretarzem ds. powołań (1986-1994), odpowiedzialnym za świeckich sercańskich, ekonomem wspólnoty Capiago (Como). Był członkiem Rady Kapłańskiej Archidiecezji Mediolańskiej. Od 1997 r. był proboszczem parafii Chrystusa Króla w Mediolanie. Napisał kilka książek na temat duchowości, wydanych przez Dehonian Editions w Bolonii.

  • dehon-smierc-ostatnie-slowa.txt
  • ostatnio zmienione: 2024/08/14 18:42
  • przez zkhuber