ks. Krzysztof Zimończyk SCJ
Powołanie Ojca Leona Dehona (III niedziela zwykła A)
Dzisiejsza ewangelia mówi o powołaniu pierwszych apostołów, których Jezus chciał mieć jako współpracowników swej posługi zbawienia. Do tej posługi Bóg wciąż powołuje, aż po dzień dzisiejszy. Łaska powołania przychodzi do serca człowieka w różny sposób i w różnej formie. Do jednych Bóg mówi cicho, delikatnie i spokojnie. Inni, aby usłyszeć głos Boży potrzebują mocnego wstrząsu. Piotrowi, Andrzejowi, Jakubowi, Janowi z dzisiejszej ewangelii wystarczyły ciche i serdeczne słowa: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Bóg może powoływać do swojej winnicy o każdej porze dnia i w każdym okresie życia. Augustyna pozyskał Bóg głosem sumienia, który przemówił do niego w mediolańskim parku. Ignacemu Loyoli posłużyło łóżko szpitalne i wielka rana zadana mu przy obronie twierdzy. A jak powołał do swojej służby założyciela naszego zgromadzenia, ojca Leona Dehona? Chcemy o tym powiedzieć z racji tego, że już za niedługo 24 kwietnia Jan Paweł II wyniesie go na ołtarze jako błogosławionego. My sercanie do tej uroczystości się przygotowujemy. Radością tego wydarzenia chcemy się dzielić z Wami.
W jaki sposób Bóg przemówił do serca Dehona? Jaką musiał Dehon odbyć drogę, aby zapukać ostatecznie do drzwi seminarium duchownego w Rzymie?
W życiu Dehona były dwa zasadnicze przeżycia poprzez które Bóg wzywał go do swojej służby. Pierwsze dotyczy doświadczenia duchowego w nocy Bożego Narodzenia w 1856 roku. Podczas Pasterki, kiedy jako 13-letni chłopiec przeżył jedno z największych doświadczeń wewnętrznych swego życia. Opisał je w następujący sposób: „Czuję się powołanym, aby oddać się Jezusowi. Działanie łaski było mocne. Przez dłuższy czas pozostawałem pod wrażeniem, że ta święta noc była początkiem mojego powołania do nawrócenia”. W czasie tej Pasterki usłyszał wyraźne słowa Chrystusa wzywające go do kapłaństwa.
Bóg powołuje nie tylko raz w życiu. On ponawia swoje wezwania zobowiązująco i coraz natarczywiej. Tak było i w przypadku Leona Dehona. Po raz drugi, tak wyraźnie, Bóg przemówi do jego serca, ale już w inny sposób: przemówi poprzez piękno Ziemi Świętej, poprzez piękno tych miejsc w których żył i działał Jego Syn - Jezus Chrystus. A znalazł się w niej poniekąd wbrew swojej woli. Znalazł się tam z woli swojego ojca rodzonego. Ojciec chcąc go odwieźć od powołania kapłańskiego funduje mu podróż krajoznawczą przez cały Bliski Wschód. Myślenie ojca jest proste: syn zobaczy piękno świata, zabawi się po ukończonych studiach w Paryżu, myśli o kapłaństwie przejdą w zapomnienie. Jednak w planach Opatrzności Bożej ta podróż stanie się okazją do utwierdzenia Dehona w życiowym powołaniu. Długa dziewięciomiesięczna podróż przez Grecję, Egipt zaprowadzi w końcu go do Ziemi Świętej i Rzymu. Zetkniecie się z Jerozolimą i innymi świętym miejscami stanie się następnie źródłem głębokich przeżyć dla Dehona i umocnieniem w powołaniu do kapłaństwa. W Ziemi Świętej jeszcze raz tak mocno usłyszy Chrystusowe słowa: „Pójdź za mną”. Podróż zamiast odwieźć młodego adwokata od dążeń do kapłaństwa, jeszcze mocniej utwierdziła te przekonania.
Po powrocie z Ziemi Świętej Dehon przeżywał trudne chwile z rodzicami: „Mój ojciec cierpiał straszliwie na skutek mojej decyzji. Nie rozumiał z tego nic. Matka, na którą tak liczyłem, nagle opuściła mnie całkowicie. Była pobożną, chciała abym i ja był pobożny, ale kapłaństwo ją przerażało. Sądziła, że przestanę należeć już do rodziny i że mnie utraci. Musiałem uczynić twardym serce, by oprzeć się wszelkim atakom, przez które musiałem przejść. Czasem byłem twardy dla moich rodziców. Było to jednak konieczne. Powiedziałem im, że jestem dorosły i chcę być wolnym”.
Pomimo takiego nastawienia rodziców Dehon wstąpił do seminarium w Rzymie w dniu 25 października 1865 roku. Po wstąpieniu stwierdził: „Byłem nareszcie prawdziwie na swym miejscu, byłem szczęśliwym”. A gdy czynił rzut oka na przebytą drogę, przy końcu swego życia, w 1925 roku opisał lata seminaryjne jako „okres najwspanialszy (idealny) w swym życiu”. Wstąpienie do seminarium urzeczywistniło pragnienie, jakie szło za nim od dzieciństwa. Długie dojrzewające oczekiwanie znalazło swe zakończenie. Jeśli wstąpił do seminarium to nie dlatego by szukać w nim powołania, ale ażeby urzeczywistnić decyzję zostania kapłanem mimo i wbrew wszystkiemu.
Powołanie Dehona ma coś w sobie z ewangelicznych słów Jezusa Chrystusa: „Kto by kochał swego ojca albo swą matkę więcej niż mnie, nie jest mnie godzien”. Powołanie kapłańskie i zakonne zachęca do wymarszu za przynaglającym głosem Boga. Trzeba wychodzić, nie znając miejscem do którego się przybędzie. Spotkania z Bogiem nigdy nie są znane z góry. Trzeba wyruszyć, aby być gotowym na spotkanie jakie nadejdzie przez zaskoczenie. Pielgrzymka do Ziemi Świętej Dehona jest tego przykładem. Pozostanie symbolem gotowości na przyjęcie woli Bożej pomimo i wbrew wszystkiemu.
Powołanie Leona Dehona ma także coś przeciwstawnego praktyce kościoła XIX wieku. Bycie księdzem dawało promocję społeczną osobom z najuboższych warstw. Droga Dehona odwraca ten tradycyjny schemat. Rezygnuje on z promocji społecznej, bo miał ją zapewnioną z racji swego zamożnego pochodzenia. Dokonuje wyboru z pobudek nadprzyrodzonych, jest wspaniałomyślną odpowiedzią na łaskę Boga. Jest wspaniałomyślną odpowiedzią na miłość Boga względem niego.
Dziękując dziś Dobremu Bogu za to, że mamy wśród siebie kapłanów, poświęcających się dla dobra naszych dusz, jednocześnie prośmy Chrystusa, aby z troską i miłością popatrzył na nas i wzbudził w sercach wielu młodych ludzi pragnienie poświęcenia się służbie Bogu i ludziom. Prośmy, aby nasze rodziny stwarzały odpowiedni klimat do wzrastania w łasce powołania dla wybranych przez Boga do kapłaństwa czy życia zakonnego. Prośmy, aby rodzice nie przeciwstawiali się życiowym decyzjom swych dzieci. Prośmy o to również przez wstawiennictwo kandydata na ołtarze ojca Lena Dehona.