podroze_i_studia

To jest stara wersja strony!


PODRÓŻE I STUDIA

…Po szkole chciałem wstąpić do seminarium, ale miałem wówczas szesnaście lat, mój Ojciec wysłał mnie do Paryża na studia prawnicze. Opatrzność czuwała jednak nade mna, zdobyłem w Paryżu wartościowe intelektualne wykształcenie, nie tracąc mojej wiary i mojego powołania. Szczególnie wdzięczny pozostaje Léonowi Palustre. Dzięki niemu polubiłem podróże, które rozwinęły moje obycie.

(O. Leo Dehon, 1925)

Przez całe swoje życie o. Dehon będzie entuzjastą podróżowania. Za każdym razem, gdy trafi się okazja do odkrycia nowych miast, krajów i nieznanych krajobrazów, o. Dehon chętnie udaje się w podróż. W okresie studiów w kolegium i na uniwersytecie młody Leon wykorzystuje możliwości finansowe swoich rodziców, by podróżować; później funkcja założyciela i przełożonego generalnego Zgromadzenia daje mu możność zwiedzenia całego świata. W wieku 13 lat odbywa swoją pierwszą większą podróż, przemierzając północną Francję, Belgię aż do Kolonii w Niemczech:

Wszystko było dla mnie nowe, wielkie wrażenie uczynił na mnie ogrom skał wznoszących się blisko brzegów Mozeli. Przechodziłem od jednego podziwu do drugiego, obserwowałem, notowałem, było to preludium mojego życia podróżnika… Wspomnienia te są jeszcze niezatarte w mojej pamięci (NHV I /29v f).

Uważne spojrzenie na otaczający go świat, pasja do odkrywania czegoś nowego, chęć zachowania swych doświadczeń i przekazywania ich bliźnim, tworzą obfity materiał opowiadań o podróżach, który jeszcze dzisiaj pozwalają nam towarzyszyć Dehonowi krok w krok w jego wędrówkach. Razem z nim możemy cieszyć się widokiem egipskiego nieba nad brzegami Nilu:

Jakże są wspaniałe refleksy światła, kiedy zachodzi słońce za wysoką i gęstą zielenią. Chętnie i z przyjemnością pozostaje się jeszcze przez jakiś czas na pokładzie podziwiając niebo tak piękne i pełne gwiazd. Dobrze jest potem medytować nad wielkością i potęgą Boga (1865 podczas podróży na Wschód). A w kilka dni później, jeszcze nad Nilem:

Pogoda jest spokojna, łódź płynie wolno wzdłuż brzegu, wycieczki są upajające. Niezliczone ptactwo łączy swe głosy na chwałę Stwórcy, trzciny chylą swoje srebrne grzywy, tamaryszek o czerwonych kwiatach rozsiewa zapach miodu, wszystko w oprawie lazurowego nieba, odbijającego się w wodzie, tworzącego obraz niby fatamorgana. Wznoszę moje myśli ku Bogu, aby wielbić Go za te wszystkie cuda (NHV III/91) (o. Dehon podczas podróży po krajach Wschodu, 1865, nad Nilem).

Podróżowanie dla o. Dehona znaczy więcej niż odpoczynek. Pod koniec swojego życia stwierdza:chcąc pisać i mówić o kwestiach społecznych, powinno się widzieć wiele, umieć porównywać porządki społeczne i różne kultury. Jest jeszcze inne doświadczenie, które jest ściśle związane z jego podróżami: podziwianie przyrody. Wszelkie piękno jest dla niego najprostszym sposobem do zbliżenia się do Boga. Stąd pisze:Wydaje mi się, że widzialne piękno wprowadza ład w duszę, przyczynia się do harmonii i pokoju i kieruje duszę ku Bogu (NHV II/ 14v).

W czasie swego pierwszego roku akademickiego, Leon Dehon przygotowuje się w Instytucie Barbet do wstąpienia na politechnikę, a równocześnie zapisuje się na studia prawnicze, którym począwszy od drugiego roku poświęca się całkowicie.

Dehon wykorzystuje swój pobyt w Paryżu na to, by otworzyć się na życie społeczne i polityczne, aby zająć się także kwestiami estetyki. Bierze pilny udział w kółku katolickim dzielnicy Św. Sulpicjusza. Kółko, uczęszczane przez studentów i intelektualistów było miejscem spotkań i wymiany opinii. Organizowano konferencje na tematy literackie i aktualne problemy. Problem gallikanizmu, kwestia katolickiego liberalizmu były przedmiotem pasjonujących dyskusji (Y. Ledure, Profil duchowy, s. 27).

Również wówczas Leon Dehon angażuję się działalność Konferencji Św. Wincentego a Paulo. Jego osobista relacja rzuca światło na charytatywny profil tej dobroczynnej działalności, jak i na społeczną sytuację dzielnicy zamieszkałej przez młodych studentów:

Nasi ubodzy mieszkali w dzielnicy Mouffetard. Dzisiaj przechodzi przez nią Boulevard St. Germain. Wówczas była to dzielnica gęsto zaludniona, stara, brudna, pełna fizycznej i moralnej nędzy. Ubóstwo było odpychające. Zajmowałem się szczególnie dwoma staruszkami, którzy mieszkali na poddaszu, w kompletnie pozbawionej wszelkich wygód lichej norze,, w której nawet nie mogłem nigdy stanąć prosto. Mogłem rozwijać w nich niektóre uczucia chrześcijańskie i byli dla mnie zbudowaniem. W dzielnicy panowała nienawiść społeczna. Pewnego razu jakaś robotnica obrzucała mnie przekleństwami i groźbami, jedynie dlatego, że wydawałem się należeć do wyższej od jej klasy społecznej (NHV I/36r f).

W czasie swoich studiów w Paryżu (1859-1864) młody student Dehon wykorzystuje obficie wakacje uniwersyteckie na kilkumiesięczne podróże razem ze swoim przyjacielem Leonem Palustrem. Chociaż opisuje swoje wspomnienia 20 lat później, opis podróży daje obraz młodzieńczego temperamentu Leona Dehona. W ten sposób otrzymujemy wyobrażenia o rozwijającej się osobowości, które często w pobieżnej lekturze pozostają dla nas niezauważalne.

Zaplanowałem nową podróż z Palustrem. Pragnęliśmy odwiedzić Niemcy. Dzięki moim sukcesom na uniwersytecie, mój ojciec zgodził się na to. 12 sierpnia wyjechałem, by spotkać się z Palustrem w Strasburgu. Nie przewidywałem, że nasza pasja podróżnicza zawiedzie nas aż do Norwegii… (NHV I/21r),

Od połowy sierpnia aż do listopada zwiedzali obydwaj Europę środkową i północną. Ponieważ przekroczyli znacznie czasowo jak i przestrzennie ramy podróży uzgodnione z rodzicami, dlatego nie można się dziwić, że zaniepokoiło to rodzinę.

W Sztokholmie otrzymałem kilka listów, które sprawiły mi ból. Moja rodzina zaczyna być zaniepokojona naszą pasją podróżowania. Zgodzili się na podróż do Niemiec, ale nie było mowy o Norwegii i Szwecji. Rozpoczynając podróż, nie myślałem o tych krajach. Moja matka obawiała się, że mogą nas spotkać wszystkie możliwe nieszczęścia w tych odległych krajach (NHV I/43v).

Wciąż w opisie daje o sobie znać temperament dwudziestolatka, którego nie jest w stanie ukryć dojrzałość wspominającego, a wówczas już czterdziestoletniego o. Dehona. Pisze on, jak pewnego wieczora w Szwecji toczyli spór z woźnicą, który domagał się zbyt wysokiej zapłaty. Po tym, gdy zarówno sędzia rozjemczy, jak i gospodarz schroniska opowiedzieli się po stronie woźnicy, Dehon opisuje:Rozczarowani co do naszych gospodarzy, którzy opowiedzieli się po stronie woźnicy, nie chcieliśmy dłużej zaszczycać ich naszą obecnością. Tak więc, ku zaskoczeniu wszystkich, zerwaliśmy się o 10 wieczór, przy pełnym księżycu i zapieliśmy plecaki. Była to młodzieńcza brawura. Mieliśmy nadzieję znalezienia jakiegoś gospodarstwa. Lecz Opatrzność nas pokarała. Musieliśmy wędrować przez całą noc. Ubywało nam sił, zimno robiło swoje. Nie wiedzieliśmy, czy trzeba iść w prawo czy lewo? Nasz kompas był jedynym przewodnikiem, ścieżki po których wędrowaliśmy nie znajdowały się na naszych mapach. Dopiero około ósmej rano znaleźliśmy jakieś gospodarstwo. Dzięki Bogu nasze zdrowie nie ucierpiało wiele (NHV I/39v f).

  • podroze_i_studia.1613817959.txt.gz
  • ostatnio zmienione: 2022/06/23 21:35
  • (edycja zewnętrzna)